— Intensywna czerwień przywraca pamięć odległej przeszłości. To wspomnienie stworzyło dobrą atmosferę.
— Powiedziałbym, ciepłą, niemal rozkoszną.
— Mówię ustami Efera, który razem z tobą przeniknął do czerwieni. Będzie twoim przewodnikiem po terytorium wewnętrznym. Czy chcesz, by wzmogło się uczucie rozkoszy?
— Czerwień ciemnieje, słońce wkrótce osiągnie zenit.
— To pozorne maksimum. Mogę wstrzymać istniejące w twoim wymiarze przemijanie czasu. Czy dobrze znosisz ekstazę?
— Nie wiem.
— Ekscytuje mnie ta zdumiewająca istota.
— Jestem tylko człowiekiem.
— Tylko, tylko! Czas przestaje istnieć. Mów o swoich wrażeniach.
— Ciepła fala wędruje od stóp do lędźwi, tu przemienia się w gorący ołów.
— To płynne złoto. Mów, co czujesz.
— Ból w lewej pachwinie.
— A teraz?
— Lekki powiew na plecach.
— A teraz?
— Kołysanie.
— Mów, co widzisz.
— Biegną po piaszczystej drodze. Z lewej strony purpurowe morze, z prawej rubinowe góry. Przede mną Różowa Zatoka. Biegnę coraz szybciej, stopy unoszą się nad piaskiem, pokonałem grawitację i poruszając ramionami, płynę w powietrzu. Rozkoszne uczucie. Kim jesteś?
— Powiedzmy, twoim kosmicznym uwielokrotnieniem, twoją gwiazdą.
— Słyszę śmiech.
— Bo ubawiła mnie ta metafora. Gwiazda to zaledwie punkt gorejący blaskiem, światło potrzebne dla rozpoznania dróg Pierwszej Strefy Wszechświata. Te punkty można połączyć liniami i wtedy powstanie kształt, zarys postaci siedzącego człowieka, lewa ręka spoczywa na kolanie, prawą dłonią podparł brodę. Myśli. Tak, to kosmiczna istota myśląca. Ale punkty, można łączyć dowolnymi liniami, rysując kwiaty, wozy drabinaste, sm©ki wielogłowe zionące ogniem, zygzaki. Przed kim uciekasz?
— Przed pustką.
— Żartujesz. Wszechświat to niemal doskonała pełnia. Kipi, niczym mleko pozostawione na ogniu. Eksploduje, imploduje. Rozszerza się i kurczy jak mięsień serca. Pustka nie istnieje. Twoje niedoskonałe zmysły widzą cienie na ścianie groty. Źle widzisz, źle słyszysz, chociaż biegniesz ponad morzami i górami, chociaż ciągle biegniesz, pokonując coraz większą przestrzeń i czas. Co widzisz?
— Ziemię z wielkiego oddalenia.
— Widzisz model Ziemi.
— I miliony światełek. Jedne gasną, drugie zapalają się. Przybywa świateł, mimo że inne gasną. W ciągu jednej sekundy tysiące gaśnie i dwa razy tyle zapala się. Ziemia jaśnieje i jaśnieje. Ubywa cieni.
— Zdołaliście dwukrotnie przedłużyć życie ludzkie, czy również rozkosz?
— Do niedawna najwyższą i najtrwalszą rozkoszą były dla nas kontemplacje piękna.
— Stworzyłeś teorię świadomego odczuwania rzeczywistości, które zwiększa dystans do wszelkich rzeczy, zwalnia przemijanie i pozwala rozkoszować się trwaniem.
— Byłem współautorem tej teorii.
— Co dzieje się z twoją świadomością na moim terytorium czerwieni?
— Zawieszony w przestrzeni, nie odczuwam skutków ciążenia. Słyszę twój głos i własne słowa. Czerwień hipnotyzuje, osłabia świadomość. A może akcja toczy się w mojej podświadomości?
— Przerzuciłem most, który połączył oba brzegi. Możesz swobodnie wędrować, odchodzić i wracać jak fale. Świadomość i podświadomość wzajemnie przenikają się. Próbujemy wzbogacić twoje doznania, zaostrzyć zmysły, pogłębić uczucia, usunąć bariery lęku, niechęci przed nowymi kolorami, uczynić dotykalnymi abstrakty. Uśmiechasz się.
— Gdy dotykani lśniącej powierzchni marmuru, gdy trzymam w palcach perłę, gdy kładę dłoń na grzbiecie konia, gdy czuję pod opuszkami palców szorstką skórę pięty, nie nawykłej do obuwia, gdy zagryzam wargi — wiem, że istnieję w rzeczywistości, nawet jeśli w tym momencie nie myślę. Jak dotknąć abstraktu?
— Radość to drzewo o zdrowym pniu, pachnącym korą, to drzewo o wspaniale powyginanych konarach rysujących się gmatwanina gałęzi na tle jakiegokolwiek nieba. Gałęzie wypuszczają pąki, z których rozwijają się liście. Drzewo rośnie w oczach, czerpiąc z ziemi blask. Pień, konary i gałęzie emanują światłem. Usiądziesz w cieniu tego drzewa i przekonasz się, że to drzewo bez cienia. Więc staniesz tuż przy nim, opierając się plecami. Dreszcz rozkoszy przeniknie twoje ciało. Dotknąłeś abstraktu.
— Radość sprawiają również drobiazgi, mówił kosmolog Laurin, który ma drobną żonę.
— Jedynie wy, ludzie, umiecie śmiać się z samych siebie.
— Nie wszyscy, nie zawsze.
— Bo rytm pozwala odróżnić dzień od nocy; co teraz widzisz?
— Tysiące istot spacerujących po ulicach miasta.
— Oni nie spacerują. Oni przebierają nogami, co powoduje przesuwanie się taśmy, utrzymującej w stałym ruchu koła, dźwignie, które wprawiają w ruch mechanizm Zegara, mój mechanizm. Istnieję dzięki westchnieniom i drżeniu powiek. Gdy przyglądasz się swojej dłoni, gdy nakłuwasz naskórek, by usunąć drzazgę, trwam. No czas na mnie!
I Tytus znalazł się nieoczekiwanie w samym środku gigantycznej konstrukcji zamkniętej w cztero wymiarze. Gdziekolwiek spojrzał, w górę, w dół czy na boki, widział tysiące wolno wirujących kręgów. Zapragnął zobaczyć ten mechanizm z oddalenia i natychmiast spełniono to pragnienie. Teraz dopiero zrozumiał, patrząc na rozległą przestrzeń, wypełnioną kręgami, że ogląda przekrój planety, na której poznał pośrednika Efera.
Efer był przy nim. Tytus czuł jego oddech na obnażonym karku, bo biegnąc w czerwieni nad górami, zrzucił biały kaftan. Ktoś przepołowił glob, jak przepoławia się owoc melonu, ale zamiast soczystego miąższu ujrzał kręgi, dostrzegł także struktury krystaliczne o pełnej, najwyższej symetrii i formy kuliste. Ciągle trudno było jeszcze dostrzec detale, nieoceniony Efer spełnił następne życznie Tytusa, chociaż nie zamienili ani jednego słowa, przybliżył do oczu to, wokół czego wirowały kręgi, umożliwił również poznanie zawartości kuł. I komentował:
…Batrachomyomachia, żaby walczą z myszami, myszy i żaby skaczą, skoki wprawiają w ruch kręgi. Jedynie kryształy pozostają nieruchome.
…Dwunożne istoty z kamiennymi toporami skaczą sobie do oczu, biją się o ścierwo upolowanego mamuta. Dzięki tym skokom obracają się kręgi i koła.
…Wojownicy na rydwanach toczą walkę z wojownikami bez rydwanów. Ci na rydwanach rzucają oszczepami w tych drugich, którzy sierpami podcinają końskie pęciny. Wojownicy skaczą, konie podskakują, wirują kręgi, koła i kule. Jedynie kryształy pozostają bez ruchu.
— Kto nakręca ten zegar? — zapytał Tytus.
— Czas — odrzekł Efer.
Powrót do gwiazdolotu był tym razem bolesny. Tytusa bolały oczy, mówił o jakimś migotaniu kryształów. Terezę bolała głowa. W odległych czasach kobiety cierpiały na dokuczliwą migrenę. Dawno uporaliśmy się z tą dolegliwością. Czyżby znowu powracała? Filozof Akon skarżył się na bóle stawów, Laurina bolały uszy. Ja odczuwałem ból serca. — Przejściowe zakłócenia — orzekł Julis. — Połkniecie kilka pigułek i bóle ustaną.
Stan naszego zdrowia zaniepokoił Dowódcę.
— Zmniejszymy szybkość — zdecydował — zmienimy kierunek.
— Warto kontynuować rozmowę z Rozumniejszymi — powiedział Tytus.
— Czy rzeczywiście są Rozumniejsi? — zastanawiał się Dowódca. — Mam szereg poważnych wątpliwości, a stan waszego zdrowia wymaga natychmiastowej interwencji.
— Julis stwierdził, że to przejściowe zakłócenia
— przypomniała Tereza. — Stęskniłam się za Domem Rodzinnym. Tam odpoczniemy.
— To najlepsze lekarstwo na nasze dolegliwości — przyznał Akon. Wtedy dopiero przemówiłem: