„Nie wiedziałeś o tym? — zdziwił się Efer. — Znowu ominęliśmy Pośredni Stopień. Są inne strefy, oczywiście, są, pomówimy o nich później. W tej chwili pragniemy przede wszystkim zdobyć wasze zaufanie, zaufanie ludzi. Musicie uwierzyć w dobre intencje Rozumniejszych.”
„Musimy? — zapytałem. — Jeżeli musimy, dlaczego prosisz?”
„Złe słowo, przepraszam, nie opanowałem subtelności języka ludzkiego — usprawiedliwiał się Efer. — Nikt nie będzie zmuszał przedstawicieli cywilizacji ziemskiej do czegokolwiek — zapewniał gorąco. — Szanujemy wolną wolę i prawo wyboru. Dlatego rozmawiamy, dlatego przygotowywano mnie przez całe życie do tego spotkania.”
„Wierzymy ci na słowo — powiedziałem. — Jak do tej pory nic nie uczyniono, by przekonać nas, że mówisz prawdę, przeciwnie, nieudana próba reprodukcji załogi statku kosmicznego nakazuje szczególną ostrożność. Może jest tak, jak mówisz, a może zupełnie inaczej. Brak dowodów, potwierdzających dobre intencje Rozumniejszych.”
„Dowody? — zdziwił się Efer. — O jakich mówisz dowodach? Przecież Tytus, Tereza, Laurin, Akon i Narbukil byli u mnie, zwiedzali” Szkołę Aniołów”, przecież…”
„Te wędrówki w czasie niczego nie dowodzą — przerwałem — a w każdym bądź razie nie wzbudzają zaufania do Rozumniejszych.”
„Zaufajcie im — prosił Efer. — Podobna okazja nieprędko się powtórzy.”
„Okazja, cóż to za okazja?” — zapytałem.
„Dwieście tysięcy istot ludzkich w zasięgu Świadomości Rozumniejszych” — odparł Efer.
Tempo dialogu wzrastało:
„Okazja dla kogo?”
„Dla obu stron”.
„Czy Mniej Rozumni skorzystają z tej okazji w takim stopniu jak Rozumniejsi?”
„W znacznie większym.”
„Dlaczego?”
„Dlatego że są mniej rozumni.”
„Załóżmy — mówiłem — że wyrazimy zgodę, co nastąpi później?”
„Eskadra wyląduje na księżycu Hor. Panują tam najdogodniejsze warunki dla zrealizowania planu Rozumniejszych. Zespół najwybitniejszych architektów i modelarzy przystąpi do masowej reprodukcji kosmonautów.”
„Dwieście tysięcy modeli, czy nie za wiele?”
„Och, nie, co człowiek, to indywidualność — przekonywał Efer. — Nie możemy tworzyć identycznych istot. Im więcej modeli, tym bardziej będą zróżnicowane przyszłe społeczeństwa.”
„Kosmonauci opowiadali o” Szkole Aniołów. Dlaczego Ci, Którzy Będą Uczyć Innych nie zapoczątkują nowych, rozumniejszych cywilizacji? Szukacie wzorów wśród ludzi, a sami jesteście godni podziwu. Wiele słyszałem o twojej urodzie, Efer, o mądrości sam się przekonałem w czasie tej rozmowy. Prawisz nam komplementy, nie doceniając siebie i swoich braci.”
„Wspomniałem o tym — rzekł Efer ze smutkiem w głosie — że stworzono mnie na obraz i podobieństwo człowieka, by Rozumniejsi mogli nawiązać kontakt z ludźmi. Występuję w roli pośrednika starannie przygotowanego do tej misji. Po wykonaniu zadania przestanę istnieć.”
„Masz dopiero szesnaście lat”.
„W rzeczywistości istnieję od niedawna. W tym systemie słonecznym bardzo szybko się rozwijamy i po krótkim okresie dojrzałości giniemy. W porównaniu z ziemskim czasem żyjemy zaledwie kilka lat.”
,Efemerydy kosmiczne.”
„I dlatego nie dorównujemy ludziom. Spokojniejszy rytm życia na Ziemi, odpowiednio długa egzystencja stwarzają o wiele lepsze warunki dla systematycznego rozwoju i doskonalenia struktur myślących. Przypomnij sobie istoty z planety Xyris — mówił Efer. — Kapłani nosili sztuczne, białe
brody i peruki. Sądziliście, że to taki zwyczaj. Oni również nigdy nie starzeją się, udają starców, by wzbudzić szacunek otoczenia, zdołali w ten sposób oszukać swoich wrogów, którzy uwierzyli, że kapłani rozwiązali tajemnice długowieczności. Był to jeden z powodów konfliktu, przyczyna nienawiści do starców. W rzeczywistości żyją dłużej od nas, o wiele dłużej, lecz w porównaniu z ludźmi bardzo wcześnie kończą swoje istnienie. Dlatego otaczają kultem Rodzicielki i wznoszą piramidy dla swoich następców. Te fortece dobrze ich bronią przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Nikt nie powinien skracać i tak krótkiego życia, nic nie powinno zakłócać rozwoju następców, obserwacji Nieba i modłów do bogów. Rozumniejsi starali się dopomóc tym istotom — opowiadał Efer. — Ci, którzy Uczą Innych odwiedzili niegdyś Planetę Xyris. Pojętni uczniowie poczęli wznosić tamy i piramidy, rozumiejąc, że obronią się w ten sposób przed groźnymi kataklizmami i unikną przedwczesnej zagłady. Działaliśmy na wybranym terenie wśród wybranych istot, trudno udzielić pomocy wszystkim. W rezultacie mieszkańcy drugiego kontynentu poczuli się dotknięci. Naszą wizytę uznali za wymysł kapłanów i rozpoczęli najazdy na miasta i osady. Powodów do zawiści było wiele: nowe budowle, wspaniałe tamy, pozorna długowieczność starców, pragnienie rozwiązania tych zagadek, obawa przed gwałtownie rozwijającym się rozumem antagonistów. Uznano ich za bluźnierców i maniaków. Wznosili dziwne budowle o nie znanym przeznaczeniu, nawadniali pola, skutecznie walcząc z suszą. Martwe ziemie poczęły rodzić. Dobrze wykorzystano nauki wysłanników Rozumniejszych, lecz te nagłe i nieoczekiwane zmiany zaniepokoiły przedstawicieli innego kontynentu. Przy pomocy półdzikich stworzeń usiłowali zniszczyć miasta i osady i zmusić kapłanów do wyjawienia wszystkich tajemnic. Strojne istoty żyją bardzo krótko. Stąd pośpiech, niweczący rozumne działanie.”
„Kapłani liczyli na naszą pomoc” — powiedziałem.
„Spełniliście te nadzieje — zapewnił Efer. — A Rozumniejsi spełnili obietnicę o powrocie wysłanników na planetę Xyris przed potopem. Odstraszyliście skutecznie agresywne istoty. Potop został odwołany. Nie odwołano natomiast przeraźliwego losu istot wznoszących tamy i świątynie. Niewiele skorzystali z dwukrotnych wizyt przedstawicieli Innych Światów.”
„Są bardzo prymitywni i krótkotrwali. Nigdzie nie znaleźliśmy cmentarzy.”
„Kruche tworzywo — tłumaczył Efer. — Po wydaniu ostatniego tchnienia rozsypują się w ciągu kilku godzin. Dostrzegliście zapewne warstwę pyłu na ulicach miasta, to ich cmentarze.”
„Na Ziemi szanujemy prochy zmarłych.”
„Tego szacunku pragniemy także nauczyć innych. Posiadacie wiele unikalnych i zdumiewających zalet — Efer nawiązywał znowu do zasadniczego tematu — szacunek dla zmarłych, szacunek dla żywych, dla przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Szanujecie instytucję rodziny, zabraliście w podróż kosmiczną Domy Rodzinne, szanujecie ludzi starych, a szczególną miłością otaczacie dzieci. Szanujecie się wzajemnie.”
„Niegdyś różnie bywało.”
„Zdołaliście jednak przezwyciężyć swoje słabości. Raz jeszcze powtarzam, ludzie są wzorem godnym naśladowania.” „Dawniej w niektórych środowiskach panowała opinia, że człowiek to wynaturzenie Kosmosu.”
„W najlepszym tego słowa znaczeniu — Efer był konsekwentny. — Wyrośliście ponad naturę wielu istot myślących i rozumnych.”
„A Rozumniejsi?” — zapytałem.
„Reprezentują struktury wyższego stopnia. Wy zamykacie cykl substancji ograniczonej kształtem materii. Prób było wiele. Życie powstawało samoistnie, żywiołowo. Niekiedy o formie i treści decydował program. Efekty rozmaite. Ot, chociażby społeczeństwo, nazywane przez was” indorami”.”
„Ci przynajmniej nie mają żadnych wątpliwości. Są pępkiem Wszechświata i właścicielami Galaktyki.”
„Dość rozpowszechniony w Kosmosie gatunek — rzekł Efer. — Kłopotliwy.”
„Materiały dostarczone przez sondy budzą rzeczywiście zakłopotanie. Oni bezustannie, na każdym kroku przekonują siebie o swojej nieomylności. Rodzą się chyba z tym przeświadczeniem.”