Выбрать главу

A oto pierwsza informacja przekazana Dowódcy:

„Całą powierzchnię pokrywają konstrukcje podobne do dwupoziomowych mostów, łączących liczne kratery. W ich wnętrzach wzniesiono cylindryczne budowle, przypominające silniki plazmowe rakiet międzyplanetarnych. Prawdopodobnie księżyc Hor krąży po orbitach najdogodniejszych dla kosmicznych nawigatorów.”

Efer potwierdził tę opinię krótkim stwierdzeniem:

— Tak, to statek kosmiczny.

Na pytanie, co stało się z planetą, wokół której niegdyś krążył, odpowiedział: — Był jednym z wielu satelitów wymarłej planety gasnącego systemu słonecznego. Ówczesna cywilizacja przekształcała księżyce w statki kosmiczne. Z ich pomocą przenieśli się w dogodniejsze dla życia strony. Przez pewien czas ułatwiały komunikację między planetami. Potem wyrzucono je w Kosmos, by nawiązywały kontakt z innymi cywilizacjami. Lecz Istoty Myślące przeceniły możliwości, zbagatelizowano rady Rozumnie jszych. Astronauci przekroczyli granice Tej Strefy Wszechświata. Nie wiemy, co się z nimi stało. Księżycowe statki powróciły do naszej Galaktyki, długo błądziły po bezdrożach Kosmosu. Opustoszałe gwiazdoloty-widma zainteresowały Rozumniejszych. Z ich pomocą zamierzamy zaludniać Wszechświat, ułatwią przenoszenie ludzkich reprodukcji w wybrane rejony.

— Skorzystałeś z jeszcze jednej okazji, by przekonać nas o dobrych intencjach Rozumniejszych — rzekł Paweł Do. — Nie podjęliśmy ostatecznej decyzji. Zapewe domyślasz się, czego obawiamy się najbardziej.

— Tak — odparł — obawiacie się, że prawdziwi kosmonauci, że ludzie pozostaną w Kosmosie. A na Ziemię wrócą ich reprodukcje.

— Znakomicie czytasz w myślach. Być może, iż te obawy są nieuzasadnione. Jak jednak zdobyć pewność?

— Sami będziecie kontrolować przebieg reprodukcji.

— Za chwilę wyląduje na powierzchni księżyca Hor jeden gwiazdolot. Reszta pozostanie na orbicie.

— Gwiazdolot Dowódcy?

— Tak, lecz ja przejdę do innego statku kosmicznego, by swobodnie kierować akcją. Zastąpi mnie Hesker. Będą mu towarzyszyć Tytus, Tereza, Laurin, Akon, strateg Soke, Egin, Narbukil i czterdziestu kosmonautów. Trzech ludzi wyraziło zgodę na poddanie się eksperymentowi. Na razie tylko trzech.

— Przejdą do historii Wszechświata jako pionierzy nowej cywilizacji ludzkiej.

— Czy spotkamy się z tobą na księżycu?

— To niestety niemożliwe — odrzekł Efer. — Bezpośredni kontakt mogę utrzymywać z ludźmi przez przeszłość. Pozostanę wszakże w waszej świadomości, aparatura gwiazdolotów emituje mój głos, by nic nie zniekształciło sensu przekazywanych myśli.

— Przebieg eksperymentu z ochotnikami zadecyduje o dalszym ciągu.

— To zrozumiałe — powiedział Efer. — W Tej Strefie Kosmosu nikt nikogo nie skrzywdzi, pamiętajcie o tym.

W ostatniej chwili dowódca zmienił program lądowania gwiazdolotu Nr 2000. Na wskazanej przez Efera płaszczyźnie osiadły najpierw pojazdy bezzałogowe z robotami, sterowanymi przez Egina. Człowiek Odpowiedzialny za Bezpieczeństwo Kosmonautów był wyjątkowo skupiony. Niemal każdą swoją decyzję wielokrotnie analizował z ludźmi i maszynami. Stale wprowadzano poprawki do planów. Jako zasadę przyjęto, że do celu można dojść różnymi drogami, a o tym, która droga najlepsza, decydował zespół specjalistów. Egin koncentrował uwagę na drobiazgach, starając się zaciemnić obraz całości. By utrudnić czytanie w myślach kosmonautów, nadawano audiowizualny program rozrywkowy. — Oni są rozuinniejsi od nas — mówił Egin. — Ale najmądrzejszych można przechytrzyć.

Paweł Do uśmiechnął się w odpowiedzi. Oznaczało to: „Czyń, co uważasz za konieczne”.

Dlatego często zmieniano plany, dlatego pierwsze wylądowały pojazdy z robotami.

— Maszyny przemaszerują po lądowisku i wejdą na most — powiedział Egin. Roboty wykonały rozkaz.

— Otoczyć miejsce lądowania statku Dowódcy. Z pojazdów wyjechały maszyny i zajęły wyznaczone stanowiska. Paweł Do powiedział do mnie:

— Narbukil, opowiadaj o tym, co widzisz, co słyszysz, co czujesz. Mów, nie przerywając. Jeżeli przerwiesz relację, będzie to sygnał, że grozi wam niebezpieczeństwo. Zrozumiałeś?

Postaram się jak najlepiej spełnić prośbę Dowódcy. Przed sekundą wyszliśmy z gwiazdolotu. Hesker, Tytus, Tereza, Laurin, Strateg Soke, filozof Akon i czterdziestu kosmonautów. Powierzchnia księżyca emanuje światłem, jasno jak w dzień. Stoimy, czekając na gospodarza. Cisza dźwięczy w uszach, tak mówimy na Ziemi, ale tutaj rzeczywiście dźwięczy. Słyszymy subtelne, melodyjne dźwięki. Ta muzyka uspokaja. Zwalnia przyspieszone nieco tętno, serce poczyna uderzać wolniej. Patrzę na twarze przyjaciół, uśmiechają się. Tylko w oczach Tytusa dostrzegam niepokój.

— Ta melodia zmniejsza lęk — mówi. — Wytwarza pogodny, beztroski nastrój. Miejmy się na baczności.

— Jak zdobyć zaufanie ludzi? — brzmi głos Efera. — Staramy się odnaleźć drogę do rozumu i serca kosmonautów. Cokolwiek uczynimy, przyjmujecie niechętnie, nieufnie, dopatrując się w poczynaniach Rozumniejszych podstępu, fałszu, złej woli. Rozumiemy konieczną ostrożność, lecz traktujecie nas niczym wrogów, czyhających nie wiadomo na co. Jak wam wytłumaczyć, że nic nie grozi ludziom, których podziwiamy, jak przekonać, że to szczery podziw?

Głos Efera umilkł. Tyle było żalu w jego słowach, że wzbudził współczucie. Jedynie Tytus nie zmniejszył dystansu.

— Znają ludzką wrażliwość — powiedział — nie pora na wzruszenia. Pragniemy dowiedzieć się, na czym polega eksperyment reprodukcji. Demonstrujcie, ochotnicy są gotowi. Czekamy.

Rozstąpiła się pod naszymi stopami powierzchnia lądowiska, opadamy wolno, dookoła ściany fosforyzujące ciepłym światłem, pogodna melodia przyspiesza rytm, stając się coraz bardziej radosną muzyką. Nie umiem rozpoznać instrumentów, chwilami słyszę chóralny śpiew, a potem zawodzenie skrzypiec, dalekiemu łoskotowi bębnów towarzyszą flety. Ogarnia nas wzruszenie. Tytus mówi:

— Umiejętnie wytwarzają nastrój.

— Czarują — powiada Laurin i wzruszenie wywołane melodią ustępuje.

Niewidzialna orkiestra przerywa koncert. Ustało opadanie. Dotarliśmy do celu. Stoimy przed wysokim gmachem o siedmiu kondygnacjach. Sześć pięter dźwiga kolumnada ostrołukowa, zakończona gzymsem. Na nim podwójny rząd smukłych kolumienek, wyżej potrójny, jeszcze wyżej poczwórny i tak do samego szczytu, coraz bardziej zgęszczony las coraz smuklejszych kolumn. W głębi ażurowych loggi lustrzane ściany. Budowla ziemska, bo przypominająca pałace weneckie, i nieziemska, bo w naszych oczach ulegająca zadziwiającym przeobrażeniom. Nikną kolumny, matowieją zwierciadła w loggiach, trójwymiarowy budynek staje się płaską ścianą pokrytą barwną mozaiką. Niezliczona ilość soczewek odbija zniekształcony obraz grupy kosmonautów. Tysiące luster powtarza ten sam motyw. To nie soczewki, to źrenice. Ściana faluje jak kurtyna.

— Przejściowe zakłócenia — informuje Efer. — Wkrótce zobaczycie nieskazitelnie czystą, lustrzaną powierzchnię. Utrwali kształt ludzi i będzie to pierwszy etap reprodukcji. Utrwalone obrazy zostaną przeniesione do trójwymiarowej przestrzeni, a cykl zakończy ożywienie materii uformowanej na podobieństwo człowieka. Niech ochotnicy zbliżą się do lustra.”

Do zwierciadła podeszli Hesker, Soke i Borca.

Przypominam sobie słowa Borcy, skierowane do Dowódcy i kosmonautów:,Pragnę wziąć udział w tej próbie, tym razem nie zawiodę”…

„Wówczas także nie zawiodłeś — odparł Paweł Do. — Rozumniejsi przewidzieli nasze spotkanie z Eferem. Zawczasu pomyślano o tym, by uzbroić pośrednika w odpowiednie argumenty, świadczące o nieograniczonych możliwościach jego mistrzów. Byłeś przykładem, przypadkowo wybraną ofiarą, ostrzeżeniem.”