Выбрать главу

— Zabawna i fantastyczna anegdota — rzekł Dowódca. — Nasza rzeczywistość, chociaż także niekiedy fantastyczna, podlega niewątpliwym wpływom Kosmosu i nie umiemy rozpoznać, kiedy są korzystne dla ludzi, a kiedy szkodliwe, czy bronić się przed nimi, czy też im poddawać.

Wiadomość o pojawieniu się eskadry honorowej przerwała rozważania Pawła. Niebo zaroiło się setkami pojazdów o różnej wielkości i rozmaitych kształtach. Uważniejsza obserwacja umożliwiła wyodrębnienie trzech zasadniczych grup: wielkich gwiazdolotów podobnych do komet, mniejszych statków kosmicznych o bardzo złożonej konstrukcji geometrycznych form, połączonych ażurowymi przęsłami. Trzecią grupę reprezentowały najliczniejsze rakiety, o tradycyjnej budowie, nieco może wysmuklejsze od sond eskadry. — Wspaniała flotylla — stwierdził Egin bez zachwytu — około ośmiuset statków.

— I wspaniałe powitanie — rzekł Paweł Do. — To wielki dla nas zaszczyt. Nikt nigdy nie witał w ten sposób ludzi. Trzeba docenić uprzejmość gospodarzy, Narbukila czeka wiele pracy.

— Moi sekretarze — odparłem — funkcjonują sprawnie, szybko utrwalając obrazy i dźwięki.

— Eskorta honorowa — usłyszeliśmy głos Efera — wykona następujący manewr. Część pojazdów otoczy półkolem eskadrę, część zawróci, by spełnić rolę pilotów.

— Otoczy — Wymruczał Egin.

— Zaufaj — prosił Efer. — Rozumniejsi nie zdołali przewidzieć nieprzyjemnych niespodzianek, które spotkały kosmonautów na księżycu Hor i w czasie spotkań z istotami mniej czy więcej rozumnymi. Jednak tutaj, w tym Układzie Słonecznym, w tej strefie Kosmosu, znajdującej się po obu stronach granicy, tu mogą was spotkać tylko przyjemne niespodzianki. Za eskadrą podąża Hor. Księżyc pozostanie na orbicie, by pośredniczyć w dalszych rozmowach przedstawicieli różnych wymiarów. Punktualnie o godzinie czwartej pierwsze gwiazdoloty wylądują na powierzchni planety Ludea. Nieco kłopotu sprawiło nam przetłumaczenie oryginalnej nazwy — zwierzał się Efer. — Znam dobrze język ludzi, jednak przywykliśmy do bezdźwięcznej wymiany myśli. Gdy rozmawiamy o rodzinnej planecie, świadomość przekazuje obraz słońca zawieszonego nad zieloną równiną, na tle zieleni pojawia się kielich kwiatu Sohir, który kwitnie w czasie pełni naturalnego księżyca Ludei. Ten kwiat nigdy nie więdnie, symbolizując niespełnione ciągle marzenia Istot Rozumnych o nieśmiertelności.

Kilka minut po godzinie czwartej.

Dziesięć gwiazdolotów wylądowało na kosmodromie planety Efera. Nieco później statek Dowódcy. Paweł Do nigdy nie widział pośrednika. Znał go z naszych opowiadań. Zobaczywszy Efera, stojącego samotnie na płycie kosmodromu, powiedział:

— Przystojny mężczyzna — i dodał zaraz: — Więcej niż przystojny.

— Wydaje się wyższy — powiedział Tytus. — To chyba jednak inny kształt Efera.

— Słusznie — Efer witał się z dowódcą. — Ten sam pośrednik w innej postaci. Od naszego pierwszego spotkania minęły wieki. Świadomość przetrwała wiele form, bo tak postanowili Rozumniejsi. Wyspecjalizowałem się w ludzkich sprawach i dlatego tutaj jestem.

— Sam? — zdziwił się Dowódca.

— Zgodnie z waszym życzeniem nie ma na kosmodromie tłumów, powitalnych przemówień, orkiestr, girland, dekoracji. Moi współpracownicy, zaledwie dziesięć Istot Dosyć Rozumnych, oczekują nieco dalej, w pawilonie Dobrej Myśli. Goszczą tam zazwyczaj astronautów tuż przed wyruszeniem w Kosmos.

Wyraziliśmy pragnienie poznania współpracowników Efera.

— Ucieszy ich wasza decyzja — odparł — od wielu dni i nocy o niczym innym nie myślą, zaniedbując swoje obowiązki. Trapili się, czy ludzie zechcą z nimi mówić.

— Lekcja skromności — szepnął Laurin.

Utrwaliłem obraz zespołu szczerze przejętych współpracowników Efera. Wszyscy smukli, bardzo wytworni, w jasnych kostiumach, uwydatniających zgrabne figury. Zobaczywszy kosmonautów, wkraczających do Pawilonu, pospieszyli do gości, mile uśmiechnięci i ciągle jeszcze niepewni, jak zostaną potraktowani. Serdeczność Dowódcy, rubaszny humor Laurina, urok Tytusa, powaga filozofa Akona, podniecenie Terezy, przyjazne twarze pozostałych kosmonautów przełamały barierę niepewności, likwidując resztki niepokoju.

Są subtelniejsi i delikatniejsi od nas, pomyślałem, a Efer, czytający w myślach, podziękował za komplement miłym uśmiechem.

Pojazdy przewiozły kosmonautów do centrum miasta.

— Przygotowaliśmy pomieszczenia dla dziesięciu tysięcy ludzi — poinformował Efer. — Gościmy jedną dziesiątą, nie zabraknie więc miejsca.

— Jeśli uznamy to za możliwe — odparł Paweł Do — z twojego zaproszenia skorzystają inni kosmonauci.

— Otwartym sercem powitamy każdego człowieka — rzekł pośrednik. — Rozumiemy waszą przezorność i z podziwem przyglądamy się, jak ludzie troszczą się o ludzi.

Prawdę mówił Efer, wspominając, że jego planeta przeżywa renesans. Było to odrodzenie szczególnego rodzaju. Piękno dawnej architektury łączono z wymaganiami współczesnej, wysoko rozwiniętej cywilizacji.

Wielokondygnacyjne miasto, wzniesione w malowniczej dolinie, tętniło życiem. Tłumy przechodniów spacerowały po placach, dziedzińcach, otoczonych wysokimi kolumnami, windy znajdujące się w ich wnętrzu łączyły poszczególne piętra tego ośrodka miejskiego. Brunatnoczerwone portyki kolumnowe pięknie kontrastowały z szarymi płaszczyznami ścian pałacowych budowli o kopułach z tworzywa osłabiającego siłę promieni słonecznych. Dzielnice łączyły mosty i tunele, liczne ogrody powiązano umiejętnie sztucznymi rzekami, które w niczym nie przypominały monotonnych kanałów o wyregulowanych brzegach. Architekci pracowali nad nowym projektem miasta-wyspy, pływającej po oceanie od kontynentu do kontynentu. Pomysł ten zrealizowano na Ziemi pod koniec Trzeciej Ery Kosmicznej.

Kompleks budynków oddany do dyspozycji kosmonautów znajdował się w Dzielnicy Czwartej na najwyższej kondygnacji miasta.

— Tyle tu świeżego powietrza — mówił Efer. — W pobliżu zbudowano specjalną stację odbiorczo-nadawczą, by umożliwić wam nawiązanie kontaktu z eskadrą.

Dowódca podziękował.

— Zabraliśmy ze sobą niezłe aparaty — powiedział. — Każdy kosmonauta może w każdej chwili nawiązać łączność z gwiazdolotami, które pozostały na orbicie, a przede wszystkim z Hesterem, moim zastępcą.

Stałem najbliżej Efera, dlatego zapewne dostrzegłem krótkotrwałe zwężenie jego źrenic. Poczuł mój wzrok, bo natychmiast uśmiechnął się, mówiąc:

— Tak, to o wiele prostszy i wygodniejszy sposób porozumiewania się na odległość.

Nie wracaliśmy więcej do tego tematu. W tymże dniu zwiedziliśmy jeszcze obserwatorium astronomiczne i dzielnicę domów o ścianach pokrytych wspaniałymi freskami.

— Cudowne — zachwycał się Tytus. — Patrząc na te gigantyczne dzieła sztuki, trudno wyobrazić sobie, że te freski pokrywają ściany budynków mieszkalnych. To galeria obrazów ustawionych na zboczu góry.

Zanotowałem w pamięci moich sekretarzy elektronicznych kilka refleksji:

„To nie tylko Istoty Rozumne, to także wrażliwi na piękno artyści zafascynowani kształtem i barwami otaczającego ich świata. Gdy pragną wyrazić swój zachwyt, stają się cudotwórcami. Kolorowe malowidła, monumentalne rzeźby, fontanny tryskające światłem,' ogromnie bogate w kompozycji i w materiale główne fasady budynków, barwne kamienne inkrustacje nawierzchni placów, cudownie lekka lub raczei lotna i strzelista architektura — czynią z miasta prawdziwe muzeum wspaniałej sztuki. Uwielbiają muzykę, taniec i poezję. Kolejność uwielbienia przypadkowa, bo niczego specjalnie nie wyróżniają, ekscytując się jednakowo pięknym utworem poetyckim, natchnioną melodią czy baśniowym baletem. Co za nieposkromniona, fantastyczna wyobraźnia! Co za rozmach i patos, a jednocześnie zdumiewająca skromność twórców! Efer przedstawił kilku najwybitniejszych. Cóż to za urocze istoty! Genialny architekt Hostin, czarujący baletmistrz Sor, pełen wigoru kompozytor Imus i wielu innych, których imion nie zdołałem utrwalić. Efer tłumaczył ich słowa. Opowiadali o swoim wzruszeniu, wywołanym przybyciem ludzi. Od Efera wiele słyszeli o cywilizacji która wysłała w Kosmos dwa tysiące gwiazdolotów.”