Jej szczupłe ciało miało całą gibkość młodości, udało jej się więc, co prawda nie bez problemów, przełożyć tułów i nogi przez obręcz utworzoną z ramion, po czym, podniósłszy ręce na wysokość ust, zaatakowała więzy zębami. Wstawał dzień i rozjaśniał szarością okienko. Na pokładach słychać było tupot bosych stóp załogi szykującej się do manewrów. Rozległo się długie skrzypienie kabestanu. Statek kołysał się pod naciskiem przypływu i szarpał się na kotwicy jak pies na łańcuchu. Słychać było kolejne komendy, wywrzaskiwane na całe gardło po włosku. Fiora podwoiła wysiłki i musiała powstrzymać okrzyk radości, kiedy wreszcie więzy ustąpiły. Uwolnienie nóg było kwestią kilku chwil i zeskoczywszy z koi, podbiegła do okna, starając się podnieść haczyk, niestety nieco zardzewiały, którym było zamknięte. W dole zobaczyła szarą wodę, a dalej las masztów, za którymi wznosiły się spiczaste dachy domów, dzwonnice kościołów i wieże potężnego zamku.
Fiora denerwowała się. Bliskość wolności czyniła ją niezdarną. Statek, zdawała sobie z tego sprawę, był w trakcie opuszczania kotwicowiska. Trzeba było działać szybko. Zdzierała sobie skórę na chropowatej powierzchni metalu... aż nagle drzwi się otworzyły i pojawił się Domingo. Z zadziwiającą u człowieka jego postury szybkością dopadł młodej kobiety, obezwładnił ją i zaniósł z powrotem na koję, w pośpiechu związując jej z powrotem ręce.
- Zwariowałaś! Szef tu idzie. Jakby cię przyłapał przed Domingiem...
Nie dokończył. Zrozumiała i przypomniawszy sobie groźby miotane przez mężczyznę, poddała się bez walki. Okazja przepadła. Lepiej było uzbroić się w cierpliwość, poczekać może na bardziej sprzyjające okoliczności. Cierpliwość! Ta cnota nad cnotami, którą Demetrios, jej stary przyjaciel, tak często wysławiał! Czuła się zmęczona jak po długim biegu, toteż kiedy podłoga zadźwięczała pod okutymi żelazem obcasami jej porywacza, była absolutnie spokojna i nieruchoma.
Stanął przed nią, przybierając dumną pozę, z rozstawionymi nogami i rękami zaczepionym o szeroki skórzany pas, z aroganckim zadowoleniem drania, któremu udał się podstęp. Fiora zastanawiała się przez chwilę, czy znów będzie musiała odpierać jego atak, ale Domingo wydawał się zdecydowany nie opuszczać pomieszczenia i trwał u jej boku jak olbrzymi pies stróżujący. To do niego najpierw zwrócił się mężczyzna:
- Dobra robota. Dzięki tobie jesteśmy bezpieczni na tym statku, a nasza piękna więźniarka nie ma już najmniejszej szansy na ucieczkę. Możesz ją rozwiązać. A potem zostawisz nas samych.
Wielki Murzyn bez słowa oswobodził Fiorę z więzów, ale ponownie stanął u wezgłowia koi z miną tak zdecydowaną, że nie pozostawiała najmniejszej wątpliwości co do jego determinacji. Drugi mężczyzna się skrzywił.
- No i? Nie słyszałeś? Powiedziałem, żebyś zostawił nas samych!
- Nie. Domingo został wysłany z tobą tylko po to, by czuwać nad więźniarką. Musi za nią odpowiadać. Domingo czuwa i będzie czuwać.
- Ale czy wreszcie - zbuntowała się Fiora, która odzyskawszy swobodę ruchów, czuła się dużo silniejsza - powiesz mi, dokąd mnie zabierasz? Ten człowiek powiedział wczoraj, że jestem warta dużo złota. Kto ma dać to złoto? Mam nadzieję, że nie masz zamiaru oddać mnie jakiemuś saraceńskiemu piratowi?
- Bądź spokojna! Ci ludzie nie są wystarczająco bogaci, a prawdą jest, że jesteś wiele warta.
- A więc kto? Dla kogo Domingo czuwa nade mną? Przed kim ma za mnie odpowiadać?
- Przed papieżem!
Fiora uznała, że to dowcip i wzruszyła ramionami:
- To nie jest zabawne! Odpowiedz mi poważnie. Co ryzykujesz?
- Ale przecież odpowiadam poważnie.
- W takim razie kłamiesz! Papież mieszka w Rzymie. Gdybyś tam mnie zabierał, to w tej chwili powinnam leżeć związana w jakiejś lektyce lub wozie w drodze do Marsylii czy innego portu na wybrzeżu śródziemnomorskim.
Tymczasem moja wiedza geograficzna jest wystarczająca, bym wiedziała, że płyniemy po oceanie.
- Do licha! Uczona jesteś. No więc, moja droga, jednak płyniemy do Rzymu. Podróż wokół Hiszpanii jest bez wątpienia dłuższa, ale bezpieczniejsza. Na tej karace nie musimy obawiać się straży króla Ludwika. Na lądzie ryzykowalibyśmy zostawienie śladów. Tu nie. Tak czy inaczej, Jego Świątobliwości się nie spieszy. Powiedział mi: „Gian-Battista, masz tyle czasu, ile chcesz, bylebyś dobrze wykonał swoją misję. Jeśli wrócisz przed końcem roku, będziemy zadowoleni".
Oszołomiona Fiora nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Papież! - powtórzyła. - Ale czego papież może chcieć ode mnie? Jesteś pewien, że się nie mylisz?
- Całkowicie pewien. Przecież nazywasz się Fiora Beltrami? Twój przyjaciel, Nardi, którego odwiedziliśmy w Paryżu, zapewnił nas o tym z całą mocą, kiedy go... przekonaliśmy, by powiedział, gdzie się ukrywasz.
Fiora poczuła, jak wzdłuż kręgosłupa spływa jej nieprzyjemna, lodowata strużka. Ten nędznik położył taki nacisk na słowo „przekonaliśmy", że ją przeraził.
- Nie ukrywałam się, ale jednak jestem zdziwiona, że Agnolo Nardi wam się zwierzał.
- Wcale nie był do tego usposobiony. Pozwolił sobie nawet trochę przypiec podeszwy stóp. O, nie martw się! Wpadliśmy na znacznie lepszy pomysł, zagroziwszy, że to samo spotka jego żonę. Od razu zrobił się bardziej rozmowny! No i oczywiście pilnowaliśmy, żeby nikt cię nie zawiadomił. Dzięki temu miałem przyjemność poznać cię w Tours.
Fiora, napełniona grozą, wykrzywiona z przerażenia i wstrętu, jak pantera skoczyła nędznikowi z pazurami do gardła.
- Ośmieliłeś się zrobić coś takiego! W środku Paryża! Podniosłeś rękę na najlepszego z mężczyzn, na najsłodszą z kobiet! Co z nimi zrobiłeś? Odpowiadaj! Chcę wiedzieć!
Zaskoczony atakiem mężczyzna, dusząc się, ślamazarnie próbował się bronić. Wściekłość zwiększyła dziesięciokrotnie siły młodej kobiety i być może pokonałaby wroga, gdyby Domingo na czas go jej nie wyrwał. Mężczyzna osunął się na ziemię, masując obolałe gardło. Zachrypniętym głosem zasypał młodą kobietę lawiną włoskich przekleństw, na które brawurowo odpowiedziała. Przez chwilę kabina upodobniła się do włoskiego targu, na którym kłótnie są chlebem powszednim. Fiora, nieco zdziwiona tym obrazowym słownictwem, które samo przychodziło jej do głowy, poczuła się florentynką do szpiku kości i Domingo miał dużo kłopotów, by przeszkodzić przeciwnikom w powtórnym zwarciu.
- Słowo daję! - wrzasnął Gian-Battista. - Czy ktoś kiedyś widział podobną megierę? Nawet pantera nie byłaby tak wredna!
- Ośmielasz się mówić, że ja jestem wredna, ty parszywy sutenerze? Masz mi natychmiast powiedzieć, co się stało z moimi przyjaciółmi!
- Czują się równie dobrze, jak ty i ja, może nawet lepiej niż ja. Kiedy tylko dowiedziałem się tego, na czym mi zależało, przestali mnie interesować. Możesz być spokojna, będą mogli nadal okradać klientów. Zaś co do ciebie... ciesz się, że nie wysyłam cię na dno ładowni. Zostaniesz z nią, Domingo! Jeśli uda jej się uciec, bądź pewien, że rozwalę ci ten czarny łeb, nawet jeśli papież uważa go za cenny. A teraz mam was obojga dosyć.