Выбрать главу

W najmniejszych stopniu nie przyspieszając kroku, kontynuowała drogę przez różnobarwny archipelag kobierców. Dotarłszy do stóp tronu, wzięła z najniższego stopnia brokatową poduszkę, którą umieściła pod kolanami, po czym osunęła się na nią.

- Czy mogłabym się dowiedzieć - wyrzekła spokojnie - czemu zawdzięczam dostąpienie zaszczytu znalezienia się tutaj, o tej godzinie, na kolanach przed Waszą Świątobliwością?

Tyle spokojnej odwagi, a także śmiałości, zdawało się na chwilę rozbroić gniew Sykstusa, gniew zresztą całkowicie udawany, pod którym starał się ukryć radość, jaką czuł, widząc zdaną na jego łaskę tę kobietę, w której widział swego nieustępliwego wroga. Przez moment przyglądał się jej, niezadowolony na widok takiej nieugiętości w szczupłej kobiecej sylwetce, tak wyraźnie doświadczonej trudami długiej podróży. Pod zgrzebnym odzieniem jej ciało zdawało się przezroczyste, a twarz miała bladość kości słoniowej, ale zachowanie było iście książęce i papież musiał przyznać sam przed sobą, że niewiele księżniczek zachowywało w jego obecności tak dumną pewność siebie.

- Bardzo podniośle przemawiasz, jak na dziewczynę urodzoną na zgniłej słomie w więzieniu!

Spoliczkowana tym przypomnieniem nieszczęść związanych z jej narodzinami, Fiora poczuła, jak się czerwieni, ale nie ugięła się.

- Jestem zaskoczona - powiedziała - że biskup Rzymu jest do tego stopnia wtajemniczony w historię kobiety, która nie powinna interesować następcy świętego Piotra. Urodzonej w więzieniu, to prawda, ale jednak szlachetnego stanu, bo wychowywał mnie jeden z najznakomitszych obywateli Florencji... A poza tym...

- Dosyć! Wiem, kim jesteś, kobieto! Z twojego powodu jeden z naszych najlepszych sług, człowiek święty, cierpi najgorszą niewolę w nieludzkich warunkach...

- Jeśli to brata Ignacio Ortegę Wasza Świątobliwość niniejszym kanonizuje, nieco pochopnie, to raj musi być znacznie łatwiej dostępny, niż mi mówiono. Wystarczy zatem zabić jakiegoś króla, by bez przeszkód przekroczyć jego bramy? Brat Ignacio próbował zamordować króla Francji, Ludwika, a skoro zdołałam mu w tym przeszkodzić, powinieneś, Ojcze Święty, podziękować mi za to: królewska krew splamiłaby na zawsze biel Baranka, którego jesteś namiestnikiem...

- Co to za historia? - zawołał Sykstus, którego grube, nerwowe palce szarpały pompony podłokietników. - Brat Ignacio miał za zadanie uzyskanie zwolnienia Księcia Kościoła przetrzymywanego przez króla Ludwika w surowym więzieniu, z pogardą dla jakiegokolwiek prawa. Nie jest naszym sługą, lecz poddanym królowej Izabeli Kastylijskiej, która żąda jego uwolnienia. Poza tym nie pierwszy raz widzimy, jak stajesz na drodze prawdziwej wiary i czci dla Chrystusa Króla! Już we Florencji, dwa lata temu, wywoływałaś wstręt i skandal swoimi bezeceństwami.

- Czy bezeceństwem jest pragnienie obrony pamięci zamordowanego ojca? Nawet jeśli był skandal, to byłam za niego zdecydowanie mniej odpowiedzialna niż ci, którzy na bezbronne dziecko, którym wówczas byłam, zastawiali kolejne pułapki i zasadzki. Czy to dla chwały królowej Izabeli brat Ignacio, spokrewniony z Pazzimi, spiskował nad zgubą Medyceuszy?

Odgłos uderzających o posadzkę halabard przerwał filipikę, w którą wdała się Fiora, straciwszy panowanie nad sobą i postanowiwszy postawić wszystko na jedną kartę. Do sali wkroczyła nowa postać, tak niezwykle majestatyczna, że kobieta śledziła jej przejście z rodzajem zachwytu. Jeśli był ktoś zasługujący na tytuł Księcia Kościoła, to był nim z pewnością mężczyzna, który właśnie wszedł i który przesuwał się z jednego kobierca na drugi, ciągnąc za sobą, z szelestem suchych liści, wspaniałe szaty z purpurowej mory.

Nie było najmniejszej wątpliwości, że jest stary, lecz w wieku siedemdziesięciu pięciu lat Guillaume d'Estouteville, kardynał kamerling i arcybiskup Rouen, zachowywał młodość ruchów, której wielu mu zazdrościło, z papieżem na czele. Wysoki, szczupły, rasowy aż po końce dłoni, zachwycających, prawdziwych dłoni prałata, był najbogatszym kardynałem Świętego Kolegium i najbardziej lubiącym przepych. Rzym zawdzięczał mu podniesienie z ruin niektórych kościołów i wspomaganie wielu żyjących w nędzy rodzin, gdyż był to także zacny człowiek. Papież zaś szanował w tym byłym benedyktynie pochodzącym z możnej rodziny normandzkiej spokrewnionej z francuską rodziną królewską - babka kardynała ze strony matki była siostrą Karola V - wszechstronne wykształcenie i swobodny umysł dyplomaty. Obdarzony między innymi wielką elokwencją i poglądami znacznie wyprzedzającymi jego czasy, d'Estouteville pełniąc funkcję legata we Francji głęboko zreformował Sorbonę i otworzył proces rehabilitacyjny Joanny d'Arc. Jego pozycja w Rzymie była na tyle wyjątkowa, że papieżowi zdarzało się mu jej zazdrościć.

Mimo zaawansowanego wieku nogi wydawały się nie sprawiać mu najmniejszego problemu, gdyż z wielką swobodą przyklęknął, aby ucałować pierścień, lecz podnosząc się, spojrzał pytająco na Fiorę oczami o niewinnym kolorze kwitnącego lnu. Sykstus zakrakał ze swego czerwonego fotela:

- Spójrz na tę kobietę, bracie! To z jej powodu poprosiliśmy cię o przybycie tutaj. Znasz ją?

- Bynajmniej! - powiedział kardynał i dodał z półuśmiechem: - Jeślibym ją kiedyś widział, to sądzę, że zapamiętałbym. Powiesz mi, Ojcze Święty, kim jest?

- Stworzeniem tyleż szkodliwym, co niebezpiecznym. To ta Fiora Beltrami, która była kochanką ostatniego księcia Burgundii, a teraz jest kochanką waszego króla, Ludwika!

Osłupienie i oburzenie sprawiły, że w jednej chwili Fiora zapomniała o jakiejkolwiek ostrożności czy szacunku należnym tak wysokim osobistościom.

- Co to za bujda? - zawołała. - Nigdy nie byłam kochanką Zuchwałego, a tym bardziej króla Francji!

- Raporty naszych szpiegów są w tej sprawie jednoznaczne - zagrzmiał Sykstus IV. - Czy towarzyszyłaś, wraz z najbliższymi mu osobami, nieżyjącemu księciu w czasie pierwszego oblężenia Nancy aż do jego śmierci?

- Rzeczywiście. Ale byłam jego zakładniczką, gdyż mimo iż poślubiłam jednego z jego dowódców, uważał mnie za szpiega króla Francji.

- Ciekawe! Zakładniczką, naprawdę? Tymczasem słyszeliśmy, że z tą zakładniczką przed ostatnią bitwą żegnał się czule i oferował w prezencie swoje ulubione cacko?

- Zechciej wybaczyć, że przerwę, Ojcze Święty - powiedział francuski kardynał. - Czy ta kobieta nie powiedziała przed chwilą, że jest żoną burgundzkiego dowódcy?

- Na początku przyszłego roku miną trzy lata od dnia, kiedy poślubiłam we Florencji hrabiego Filipa de Selongeya, który przybył jako poseł do monsignore Lorenza. Ślub obył się w tajemnicy, ale później został oficjalnie ogłoszony.

- Gdzie jest w takim razie twój małżonek?

- Nie żyje, Wasza Eminencjo! Został stracony w Dijon w lipcu ubiegłego roku na rozkaz króla. I to bycie przyjaciółeczką tego króla ośmiela się mi tu zarzucać.

Na ustach papieża pojawił się uśmiech zaprawiony jadem, a w jego twardym spojrzeniu zapaliła się błyskawica.

- Ileż nieprawdopodobieństw! Osądź sam, d'Estouteville. Moi ludzie znaleźli tę rzekomą burgundzką damę w małej posiadłości w pobliżu Plessis-lez-Tours, posiadłości ofiarowanej jej przez króla.

- To prawda - powiedziała Fiora podnosząc głos. - Król Ludwik dał mi ten kasztel, w którym nadal przebywają mój niedawno narodzony syn, moja gospodyni i służba, w podziękowaniu za przysługę, którą mu wyświadczyłam.