Выбрать главу

- Masz rację, przyjacielu. Lepiej pozwolić Leonardzie na spokojną rekonwalescencję w ogrodzie pani Agnelle. Zresztą w jej wieku to odpowiedniejsze niż trudy dalekich podróży. Będzie mogła modlić się za nas w pokoju. Panie Mortimer! - zawołała.

 Szkot odwrócił się:

- Pani?

- Wyjedziemy, kiedy zechcesz... tam, dokąd postanowiłeś, panie.

Wieczorem zatrzymali się na postój w Villers-en-Retz.

ROZDZIAŁ ÓSMY

KONDOTIER

Deszcz nie ustawał. Pogoda zmieniała koniec sierpnia w przedwczesną jesień, przynosząc pomruki grzmotów na zmianę z ulewnymi deszczami i gwałtownymi porywami wiatru. Za wyjątkowo szczęśliwy uważać można było dzień, gdy padała jedynie drobna mżawka spowijająca pejzaż wodną mgłą. Była równie przenikliwa jak ulewny deszcz, ale łatwiejsza do zniesienia. Fiora, mimo wciąż znacznego upału zawinięta w obszerną pelerynę z kapturem, i Este-ban w płaszczu do konnej jazdy, byli nastroszeni jak koty, ale Zawierucha czuł się w swoim żywiole, i jechał zawinięty w koc i wyprostowany jak struna. Siedząc pewnie w siodle, w berecie na bakier, prowadził konia drogami zmienionymi w bajora i trzęsawiska z taką godnością, jakby eskortował króla. Jego barczysta postać chroniła Fiorę od wiatru i jednocześnie przesłaniała jej krajobraz, który, prawdę powiedziawszy, nie miał w sobie nic pokrzepiającego. Szampania, którą przecinali, straszliwie ucierpiała w wyniku ostatnich wojen i mimo twardych rządów Ludwika, usiłującego zapewnić jej przynajmniej poczucie bezpieczeństwa, rezultaty wysiłków na rzecz odbudowy wciąż były nikłe. Nawet w Reims, mieście królewskim, miejscu koronacji, nędza ukazywała swą twarz. Spalono całe wioski, które usiłowano teraz odbudować, ale nieustanny deszcz nie pozwalał odróżnić tego, co odbudowywano od ruin.

Za Reims było jeszcze gorzej. W opustoszałej okolicy widać było jedynie wielkie, białawe plamy kredy wśród kęp roślinności. Nie było żadnej oberży. Podróżni chronić się mogli jedynie w ubogich klasztorach, w których oferowano im jedynie owoce, miód i ser oraz nocleg w stodole pozbawionej słomy. Mortimer wynagradzał tę skromną gościnę po królewsku, choć robił to jak ktoś, kto wykonuje rozkazy, nie jak hojny pan; za każdym razem bowiem gdy musiał rozstać się ze sztuką złota, jego brwi marszczyły się, a wąs skręcał w grymasie.

- Mogę się założyć, że jest skąpy - szepnął Esteban pewnego ranka, gdy opuszczali jedno ze skromnych schronień. - Król musi o tym wiedzieć i wydał odpowiednie rozkazy. W przeciwnym razie ten fanfaron byłby zdolny pozwolić nam umrzeć z głodu i spać pod gołym niebem.

Relacje między Fiorą i jej przewodnikiem wcale się nie poprawiły. Po raz drugi starli się w Senlis, kiedy młoda kobieta stanowczo odmówiła podróżowania w przeznaczonej dla niej przez Szkota lektyce i rozchylając płaszcz pokazała swój chłopięcy strój.

- Eskortuję damę a nie jakiegoś łobuziaka - zagrzmiał Mortimer.

- Eskortujesz Fiorę Beltrami, panie - powiedziała spokojnie młoda kobieta - i bardzo zdziwiłoby mnie, gdyby król zadał sobie trud, by ci powiedzieć, jak powinnam się ubrać i jakim środkiem transportu podróżować. Jeżdżę konno od najwcześniejszego dzieciństwa i nie mam najmniejszej ochoty spędzać całych godzin w tym pudle wstrząsana jak śliwka w sierpniu. Zresztą w ten sposób dojedziemy wcześniej.

Ostatni argument przesądził sprawę, ale od tamtej pory Douglas Mortimer zwracał się do towarzyszki podróży tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne. Rano i wieczorem tylko się jej kłaniał.

Nie serdeczniejsze były jego stosunki z Estebanem. Obaj prześcigali się w arogancji i dokładali wszelkich starań, by być dla siebie nawzajem niemiłymi. Esteban odkrywszy, że Mortimer nie znosi jego śpiewu, postawił sobie za cel umilać podróż towarzyszom racząc ich wszystkimi pieśniami, jakie zachował w pamięci od dzieciństwa. Miał zresztą przyjemny głos, ale Mortimer nie przyznałby tego za nic w świecie, stwierdził natomiast, że z pewnością mniej by padało, gdyby Esteban zgodził się zamilknąć.

Fiora i jej towarzysz musieli przyznać, że obecność Zawieruchy nie była zbyteczna. Prowadził pewnie, nigdy nie mylił drogi. Kiedy w czasie przejazdu przez niewielki lasek napadła na nich grupa rozbójników, zmuszeni byli stwierdzić, że sierżant Zawierucha sam wart był tyle, co cała drużyna. Na widok wroga wpadł w rodzaj furii i wydając ryki zdolne burzyć mury, runął ze wzniesionym mieczem na napastników. W mgnieniu oka trzech z nich położył trupem, a trzej pozostali uciekli w panice, ścigani gromkimi przekleństwami. Wrzaski skazywały potomstwo napastników na najgorszy los, podawały w wątpliwość porządne prowadzenie się ich rodziców. Esteban, równie osłupiały jak bandyci, nie miał nawet czasu dobyć miecza. Mógł jedynie przyłączyć się - nie całkiem szczerze, gdyż czuł się sfrustrowany - do komplementów Fiory:

- Jeśli król ma choć tuzin takich jak ty, panie - powiedziała - to mógłby rozbić armię burgundzką w czasie jednej bitwy.

- Wszyscy jesteśmy tacy! Nie zrobiłem nic niezwykłego -odpowiedział Mortimer uspokoiwszy się szybko.

Z rozbrajającą prostotą dorzucił:

- My, Szkoci, jesteśmy najlepszymi żołnierzami na świecie. Po czym, poprawiwszy beret, podjął przerwaną na chwilę podróż, a za nim, z szacunkiem ruszyli jego towarzysze.

Kiedy dotarli do Mozy, wyznaczającej granicę między królestwem Francji i państwem księcia Burgundii, Fiora pomyślała, że nadeszła pora rozstania się z Mortimerem -jako członek Gwardii Szkockiej miał niewielkie szanse, by na ziemiach Zuchwałego przyjęto go uprzejmie. Dojrzawszy most i miasteczko Dun, zatrzymała konia.

- Ponieważ to już Burgundia, czy nie czas byśmy się rozstali, panie Douglasie?

Zatrzymał się również i zwrócił na nią lodowate spojrzenie:

- Campobasso stacjonuje w Thionville. Zaprowadzę cię aż tam, pani. Król chce wiedzieć, jak zostaniesz przyjęta: włoscy najemnicy są ludźmi, którym nie należy ufać.

- Dlaczegóż mieliby być mniej godni szacunku niż inni? - spytała oschle Fiora, dotknięta jako prawie rodaczka kondotiera.

- Właśnie dlatego, że są to najemnicy. Służą temu, kto im najwięcej płaci. W walce bardzo oszczędzają swoją krew, a jeszcze bardziej życie. W każdym razie Campobasso nigdy nie uchodził za wzór cnoty. Czy możesz mi powiedzieć, pani, co byśmy tu robili, gdyby było inaczej?

- A czy ty, panie, możesz mi powiedzieć, po co wysyłano by mnie, gdyby tak łatwo było odwieść go od obowiązków? - zripostowała młoda kobieta. - Wystarczyłaby sakiewka ze złotem. W każdym razie jestem szczęśliwa, że wciąż będziesz moim przewodnikiem, panie.

- Bardzo chciałbym być tego pewien - mruknął Szkot ruszając w dalszą drogę.

W chwilę później, po krótkiej i jałowej rozmowie z kapitanem dowodzącym niewielką warownią, która naprzeciwko Dun strzegła starego, zbudowanego niegdyś przez rzymskie legiony mostu i po opłaceniu myta, Fiora i jej towarzysze wjechali do miasteczka.

Wbrew temu, czego się spodziewali, nie mieli żadnego kłopotu z przyjęciem. W czasie ostatniego postoju Fiora zmieniła swój chłopięcy strój na suknię i kobiece nakrycie głowy. Jej uroda i elegancja oraz marsowy wygląd obu żołnierzy najwidoczniej zrobiły wrażenie na oficerze dowodzącym strażą. Choć okazał pewne zdziwienie widząc szlachetną damę zza Alp i wyraził niejakie wątpliwości co do przyjemności, jaką mogła znajdować w podróżowaniu po kraju do tego stopnia zapomnianym przez Boga, to ustąpił, gdy młoda kobieta powiedziała spokojnie: