Выбрать главу

Młoda kobieta zamknęła drzwi na klucz obawiając się, że przyglądający się jej z widoczną przyjemnością młodzieniec zechce osobiście poznać wdzięki, którym uległ jego ojciec. Na szczęście nikt nie zapukał.

Pozostawiona sama sobie po raz pierwszy od wielu dni -Fiora wykorzystała znaczną część nocy na rozmyślania. Przespawszy cały dzień nie była już znużona, a umysł jej był na tyle jasny, że mogła stawić czoła tej całkiem nieoczekiwanej sytuacji. Przybywając do Thionville miała nadzieję spodobać się kondotierowi, przywiązać go do siebie, a potem stopniowo i niepostrzeżenie doprowadzić do tego, czego pragnął Ludwik XI: by porzucił Zuchwałego i wrócił z nią do Francji, zabierając oczywiście swych żołnierzy. Wszystko to przy użyciu przynęty w postaci stosownej ilości złota.

To mogłoby, musiałoby się udać, gdyby nie pojawiły się dwa nowe czynniki: po pierwsze obecność Galeotto, jego ludzi i części armii burgundzkiej w luksemburskim mieście: wszelkimi środkami przeszkodziliby oni Campobasso w wyjeździe. Po drugie - szalona namiętność, jaką obudziła w sercu i zmysłach kondotiera. Gwałtowna, zazdrosna, a nawet niebezpieczna, zadziałała odwrotnie, niż Fiora się spodziewała. Zamiast pojechać za nią, Campobasso myślał o jednym: zatrzymać ją tylko dla siebie, ukryć na tak długo, jak będzie trzeba, a później oficjalnie poślubić, nie opuszczając bynajmniej z tego powodu stronnictwa burgundzkiego. Zresztą gdyby pokój z Francją został zawarty, jego zdrada miałaby niewielkie znaczenie, a pozbawiłaby go profitów obiecanych z-pewnością przez księcia porywającego się na podbój królestwa. Teraz Fiora znalazła się w sercu nieznanego kraju, zamknięta w warownym zamku, pozbawiona jakiejkolwiek pomocy, by się z niego wydostać. Bez przebiegłości Estebana i nadzwyczajnej siły Mortimera, bez odwagi ich obu, była niemal bezbronna, gdyż nie bardzo wyobrażała sobie, że mogłaby próbować uwieść starego Salvestro w nadziei, iż otworzy jej bramę.

Gdzie teraz byli Kastylijczyk i Szkot? Campobasso, jeśli wierzyć jego słowom, kazał odprowadzić ich milę za Thionville. Dopiero wtedy zwrócono im broń, a ci, którzy ich odprowadzali, widzieli, jak oddalali się w kierunku Francji. Czy już tam dotarli i czy wszystko odbyło się tak, jak jej opowiedziano? Czy naprawdę oddano im broń, czy też raczej poderżnięto im bez zbędnych ceregieli gardła? Fiora znała teraz wystarczająco swego kochanka, by wiedzieć, że można się po nim spodziewać wszystkiego.

Jeśli tak się nie stało - a pragnęła tego z całego serca -to Douglas Mortimer jechał zapewne co koń wyskoczy do króla, by zdać mu sprawozdanie ze swej misji. Ale Este-ban? Czy towarzyszy mu w nadziei na sprowadzenie jakiejś pomocy? Fiora trochę w to wątpiła. Kastylijczyk był do niej przywiązany. Poza tym za nic, w świecie nie złamałby polecenia Demetriosa, a to było wyraźne: czuwać nad Fiorą zawsze i w każdych okolicznościach. Może nie był tak daleko, jak sądzono? W każdym razie jedno było pewne: musiała próbować wydostać się stąd za wszelką cenę. Może wówczas, dowiedziawszy się, że uciekła, Campobasso rzuci się na jej poszukiwanie pozbawiając w ten sposób Zuchwałego jednego z najlepszych dowódców? Tak czy inaczej, nie chciała dłużej być zabawką w rękach tego mężczyzny i ponownie przeżywać dni i nocy, których nie mogła nawet wspominać bez wstydu: bez wątpienia zachowała się jak kurtyzana - była zresztą na to przygotowana, ale najgorsze, że sprawiło jej to przyjemność. Odkryła, że może lubić miłosne igraszki nie odczuwając samej miłości i że człowiek całkiem nieznajomy, jeśli byłby zręczny, mógłby wprawić w drżenie jej zmysły.

Rozmyślając o rychłej ucieczce zasnęła w końcu tak głęboko, że nie słyszała, jak wczesnym rankiem Angelo wyjechał wraz z eskortą.

Po opuszczeniu przezeń zamku, Salvestro rozkazał spuścić kratę i podnieść most zwodzony. Później, spojrzawszy na okno pokoju, gdzie spała kobieta, która oczarowała jego pana, uśmiechnął się lekko, wzruszył ramionami i poszedł przeprowadzić inspekcję kwater oraz broni ludzi strzegących fortecę. Fiora jeszcze nie wiedziała, że stała się jeńcem starego żołnierza, który jej nie lubił i który zrobi wszystko, by prędko opanowała wyznaczoną rolę: rolę pięknego przedmiotu służącego wyłącznie wytchnieniu wojownika i dającego mu przyjemność. Nic więcej!

Bardzo szybko spostrzegła, jaki los jej zgotowano. Z samego rana, widząc że wyjątkowo nie pada i niebo jest prawie czyste, poprosiła o konia, by odbyć przejażdżkę po okolicy. Odpowiedziano jej, że jest to niemożliwe, gdyż piesze czy konne spacery nie dają się pogodzić z obroną granicznej fortecy. Wskazano jej znajdujące się przy bramie wjazdowej schody wiodące na trasę obchodu murów. Jednak kiedy zaczęła wspinać się po stopniach, usłyszała za sobą odgłos podkutych butów dwóch żołnierzy zobowiązanych do towarzyszenia jej. W ich obecności, pod ich czujnym spojrzeniem, przebyła wolnym krokiem trasę obchodu zamku, ledwie spoglądając na nie pozbawiony przecież uroku pejzaż.

Jeszcze gorzej było, kiedy zszedłszy z powrotem zauważyła dwóch murarzy zajętych pod nadzorem Salvestro wstawianiem krat do okna jej pokoju. W przypływie gwałtownego gniewu podbiegła do niego:

- Kto pozwolił ci to robić, panie? Czy nie wiesz, że twój pan pragnie, bym została jego żoną?

- Nie obawiaj się, pani: nikt w tym zamku ci nie uchybi. Ponieważ jednak nie jestem pewien, czy ty masz wielką ochotę na małżeństwo, chcę być pewien, że będziesz gotowa go przyjąć, kiedy tego zapragnie.

- Cóż to za brednie? Czyż nie przybyłam do niego z własnej woli?

- Bez wątpienia, ale w jakim celu? Może dlatego, że marzyłaś o nim od dawna, pani? Nie wierzę w to: jesteś taka młoda a on wkrótce będzie stary.

- Czy nie wiesz, że jestem jego kuzynką?

- To możliwe ale nie całkiem pewne. Ja zaś otrzymałem zadanie opiekowania się tobą i będę się tobą opiekować, nawet wbrew tobie samej. Uwierz mi, że wiele mnie to kosztuje. Gdyby nie ty, pani, brałbym udział w przygotowaniach do wojny.

- Jakiej wojny? Właśnie trwają negocjacje pokojowe.

- Aja ci mówię, pani, że książę znowu wyruszy na wojnę.

- Jesienią? To nieprawdopodobne!

- Dla prawdziwych żołnierzy pora roku nie ma znaczenia. Czy zechciałabyś wejść do środka, pani?

- Poskarżę się na warunki, w jakich tu przebywam!

- Ale za to mój pan nie będzie się Uskarżać: zależy mu by mieć się w swoim łożu. Ja będę czuwać nad tym, żebyś stamtąd nie wychodziła.

Rozwścieczona Fiora wróciła do siebie trzasnąwszy drzwiami.

Mijały dni i noce, smutne, szare, wszystkie podobne do siebie i przerażająco nudne. Natura ponownie przybrała opłakane barwy, a lato zakończyło się wśród obfitych deszczy i huraganowych wiatrów. Pierrefort, otoczone chmurami i obłokami wody, przypominało okręt w czasie burzy, a Fiora lubiła wspinać się na mury i z dziką przyjemnością pozwalała smagać się wiatrowi. Marzyła o tym, by ją porwał, by mogła jak ptak przelecieć nad blankami i zanurkować w rozmokłych polach jak w morzu. Zawsze jednak musiała wracać do siebie, a w domu dusiła się.

Spędzała długie godziny siedząc w głównej komnacie przy ogromnym kominku, na którym drwa płonęły przez cały dzień, bezczynnie, ze wzrokiem zatopionym w kapryśnych igraszkach płomieni. Nie miała żadnej możliwości zajęcia się czymkolwiek, gdyż na zamku nie było ani książek, ani niczego, co pozwalałoby zająć ręce haftem, czy inną robótką. Na noc Salvestro zamykał ją w sypialni, a sam dla większej pewności kładł pod drzwiami. Fiora mogła słyszeć jak chrapie niczym stary niedźwiedź. Rzadko odzywali się do siebie, ponieważ nie mieli o czym rozmawiać. Jedyne nowiny zdobywano przy okazji wypraw po zapasy, po które dwa razy w tygodniu posyłał Salvestro.