Tak jak przepowiedział stary koniuszy, Zuchwały rozwinął swój fioletowoczarny sztandar i stanął do walki. Wysłał do księcia René manifest, będący najbardziej wojowniczą z deklaracji, stanął na czele wojsk i zaczął zajmować Lotaryngię. Jego armię poprzedzał pierwszy korpus pod rozkazami marszałka Luksemburga i Campobasso, którzy oblegali miasto Conflans-en-Jarnisy. René II udał się do Francji w celu zyskania pomocy Ludwika XI, w którą zresztą nie bardzo wierzył, bo przecież król podpisał właśnie z Burgundią pokój w Souleuvre. Echo walk sprawiało, że stary Salvestro drżał jak rumak bojowy na dźwięk trąbki; czyniło go to jeszcze bardziej niemiłym.
Pewnej nocy Fiorę przebudził zgrzyt podnoszonej kraty i mostu. Rozległ się tętent kopyt i okrzyki. Wyskoczyła z łoża i wciągnęła koszulę, by pójść zobaczyć, co się dzieje. Ledwie miała na to czas. Do pokoju wszedł Campobasso z hełmem pod pachą, w ociekającej wodą zbroi i z błyszczącymi oczami. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, po czym, upuściwszy hełm na podłogę i zerwawszy z rąk rękawice, zbliżył się do Fiory.
- Musiałem przyjechać! - powiedział. - Conflans obejdzie się beze mnie przez dwadzieścia godzin.
- Czy chcesz powiedzieć, że opuściłeś swój posterunek?
- Tak... ryzykując, że okryję się hańbą, ale nie mogłem już wytrzymać. Potrzebuję cię... bardziej niż powietrza, którym oddycham. Chodź, pomóż mi zdjąć to żelastwo! Mam około dwóch godzin.
Zamiast usłuchać Fiora wzięła szal, narzuciła go na skąpe odzienie, skrzyżowała ramiona na piersiach i oparła się plecami o okno:
- Nie! Łatwo ci wpaść tu jak bomba i obwieścić, że mnie potrzebujesz! Otóż wyobraź sobie, że ja wcale cię nie potrzebuję, nie mam na ciebie najmniejszej ochoty, i jeśli mnie chcesz, to będziesz musiał zadać mi gwałt!
Zaskoczony jej reakcją zdołał jedynie wybełkotać:
- Ależ... Fioro... my się kochamy! Czy już zapomniałaś Thionville, naszą sypialnię... i wszystko, co nas łączyło?
- Niczego nie zapominam. Natomiast ty zdajesz się nie pamiętać o względach należnych kobiecie mojego stanu. Kimże tu jestem? Dziewczyną, która ma jedynie spełniać twoje zachcianki? Spójrz na te kraty w oknie! Czy wiesz, że mogę spacerować tylko po murach i to otoczona dwoma strażnikami? Czy wiesz, że twój koniuszy sypia na progu mych drzwi?
- Nie gniewaj się, błagam! To ja wydałem te rozkazy Salvestro. To było konieczne dla,twego bezpieczeństwa!
- Cóż może z tym mieć wspólnego moje bezpieczeństwo?
- Musisz zrozumieć! Ta placówka nie jest całkowicie pewna. No i nie mogłem cię zostawić samej pośród całego garnizonu nie powziąwszy środków ostrożności. Wiem aż za dobrze, że żaden mężczyzna nie oprze się twojej urodzie. Ci tutaj są tacy sami jak inni. Jak się trochę wypije, sforsowanie okna nie jest problemem. Salvestro!
Stary żołnierz pojawił się natychmiast. Musiał jak zawsze stać z uchem przyciśniętym do drzwi.
- Pomóż mi zdjąć to wszystko! - polecił mu Campobasso,
- Zbyteczny trud! - zaśmiała się drwiąco Fiora - gdyż wyjedziesz tak, jak przyjechałeś. Nigdy nie zgodzę się, byś traktował mnie jak markietankę.
- Traktuję cię jak żonę, koniec dyskusji.
- Naprawdę? Mówią, że ją zabiłeś! Zrobisz to jeszcze raz?
- Jesteś zbyt pobłażliwy, dostojny panie, dyskutując z tą kreaturą - mruknął Salvestro, kończąc zdejmować j części zbroi. - Przytrzymam ci ją, a ty zrobisz z niej użytek '.\ ku swej przyjemności...
Campobasso kuksańcem pchnął go na ścianę:
- Przynieś mi wina! Potem zamknij te drzwi na klucz i przyjdź po mnie za dwie godziny. Niech mi trzymają świeżego konia!
W tym czasie umysł Fiory pracował. Dwie godziny to niewiele. Za mało. Co by się stało, gdyby udało się jej przeszkodzić w jego wyjeździe? Byłby zhańbiony, to pewne, ale tym zupełnie się nie przejmowała. A gra warta była świeczki.
Kiedy Salvestro przyniósł wino i rozległ się odgłos obracanego w zamku klucza, zaczęła się śmiać. Campobasso stał kilka kroków od niej z zatroskaną miną, najwyraźniej analizując oskarżenie, które cisnęła mu w twarz.
- Przestań się śmiać! Kto ci powiedział...
- Że zabiłeś swoją żonę? Ależ, mój drogi, to stanowi część twojej legendy. W dodatku zupełnie się tym pie przejmuję!
- Czym się w takim razie przejmujesz?
- Może tobą? Nie lubię być traktowana jak niewolnica. Chciałabym zyskać pewność, że jestem nie tylko twoją kochanką, ale i panią.
- A więc poddaj mnie próbie! Rozkazuj! Będę ci posłuszny. Ale błagam, bądź moją!
- Niech tak będzie! Zgadzam się wystawić cię na próbę. Rozkazuję ci zostać tam, gdzie stoisz i nie ruszać się, pod żadnym pozorem, zanim ci nie pozwolę.
- Co chcesz zrobić?
- Ocenić twoje posłuszeństwo. Nie ruszaj się, bo inaczej...
Powoli, bardzo powoli, nie spuszczając z niego oczu, zdjęła z ramion szal, rozwiązała wstążkę koszuli i pozwoliła opaść jej na ziemię, a później przeciągnęła się, zmysłowo przy tym unosząc lśniącą masę włosów. Campobasso posiniał.
- Fioro! - powiedział błagalnie.
- Nie, nie ruszaj się!
Nie spiesząc się, naga i pełna wdzięku, podeszła do kufra, na którym Salvestro postawił wino, nalała sobie kubek i wypiła je małymi łyczkami nie przestając uśmiechać się do dręczonego w ten sposób mężczyzny. Ten padł na kolana i zawołał:
- Fioro! Czas mija! Przerwij tę okrutną zabawę!
- Prawda: chce ci się pić! Czekaj! Naleję ci. Odwróciła się, by napełnić cynowy kielich, ale jednocześnie wzięła z kufra swoją jałmużniczkę, w której przechowywała małą fiolkę ze środkiem nasennym - prezent od Demetriosa - i wlała dwie krople do wina. Jej bujne włosy tworzyły zasłonę wystarczającą, by Campobasso nie dostrzegł, co robi. Obejmując kielich obu dłońmi podała mu go.
- Pij! - powiedziała cicho. - W tym czasie rozbiorę cię, a później pójdziemy do łóżka.
Wypił napój duszkiem i rzuciwszy kielich porwał ją w ramiona. Padli na łóżko, które głośno skrzypnęło. Jednak działanie środka nasennego nie było na tyle szybkie, by uchronić Fiore od wściekłego szturmu, jaki przypuścił na nią kochanek.
Kiedy zasnął, wyślizgnęła się z łóżka i wypłukała kielich odrobiną wina, wylewając je przez okno, nalała go ponownie do naczynia, ustawiła je przy łóżku, a resztę zawartości dzbanka wylała na zewnątrz. Szalała ulewa, która powinna zatrzeć ślady. Później położyła się z powrotem, wypiła trochę wina, przewróciła kielich na prześcieradło i udała, że śpi.
Naturalnie, kiedy Salvestro wszedł, by przypomnieć swemu panu o obowiązkach, nie mógł go obudzić.
- Pił jak smok! - westchnęła Fiora. - Jest kompletnie pijany!
- Przede wszystkim jest pijany ze zmęczenia. I ty masz w tym swój udział, pani. Nieważne! Musi wracać, bo inaczej będzie zgubiony. Pomóż mi go ubrać!
Odwróciwszy wzrok, by nie widzieć wstającej Fiory, zaczął wciągać pludry na bezwładne ciało Campobasso, wydającego między chrapnięciami pomruki sprzeciwu. We dwoje udało im się go ubrać, po czym Salvestro poszedł po sierżanta dowodzącego małym garnizonem, by pomógł mu zamknąć kondotiera w zbroi. Fiora, ukrywając rozczarowanie, przyglądała się, jak to robią. Zdała sobie sprawę, że największa kobieca przebiegłość jest bezsilna wobec ślepego oddania starego sługi.
Ubrany i uzbrojony kondotier został wsadzony na konia i przywiązany do niego. Stary Salvestro, w mgnieniu oka przygotowawszy się do drogi, wziął jego wodze: