Twarz Filipa poczerwieniała.
- To niemożliwe! To nie może być ona! - wyszeptał. - Nawet gdyby jeszcze żyła, co robiłaby tutaj? I to jako więzień?
- Nie wiem. Ale czy sądzisz, że takie podobieństwo jest możliwe? Myślałem, że podobna uroda jest czymś wyjątkowym...
- Trzeba się dowiedzieć!
Filip pobiegł w stronę przybyszy, ale oni już zsiedli z koni i weszli do namiotu. Kiedy Selongey chciał wejść tam za nimi, strażnicy skrzyżowali przed nim kopie.
- Chcę wejść! - zaprotestował. - Muszę natychmiast widzieć się z księciem!
- To niemożliwe! Dostojny pan Oliwier właśnie wydał rozkaz, aby nikogo tam nie wpuszczać.
- A kim jest kobieta ze związanymi rękami, która weszła z nim?
- Nie mam pojęcia.
Selogney z wściekłością zerwał rękawicę i cisnął ją na ziemię. De Prame usiłował uśmierzyć jego furię:
- Uspokój się! Gniew nic ci nie pomoże. Wystarczy poczekać, aż wyjdzie.
Książę nie będzie trzymać jej u siebie wiecznie.
- Masz rację. Poczekajmy.
Obaj usiedli na pniu ściętego drzewa. W tym czasie Fiora, po kilkuminutowym oczekiwaniu w przedsionku wyłożonym purpurowym atłasem, wkroczyła - wciąż prowadzona przez kapitana gwardii - do wspaniałego, obciągniętego płótnem pomieszczenia, tak pokrytego złotym haftem, że lśniło jak mitra biskupia. Na środku, oświetlony mnóstwem płonących świec i kryształowymi lampami, wznosił się tron osłonięty purpurowym baldachimem i herbem Burgundii. Siedział na nim mężczyzna, którego Fiora natychmiast poznała dzięki opisowi jego piastunki: Ma szeroką, ogorzałą twarz o mocnym podbródku, o oczach ciemnych i władczych. Włosy ma czarne i gęste... Był to Zuchwały.
Miał na sobie długą szatę z czerwonego aksamitu, przepasaną złotem i ocieploną gronostajowym kołnierzem, na tle którego odcinał się Order Złotego Runa. Przy czapce z tego samego materiału lśnił dziwny i fascynujący klejnot: diamentowa egreta, przytrzymywana przez mały kołczan z pereł i rubinów. Fiora pomyślała, że przypomina jednego z tych legendarnych książąt, o których w dzieciństwie słyszała od ojca piękne historie. Z pewnością nawet cesarz nie wyglądał bardziej imponująco od niego. Nie czuła strachu, a nawet bawiła ją myśl, że od miesięcy marzyła o zabiciu mężczyzny chronionego przez całą armię strażników i służby oraz przez własną legendę. Ona, zwykła dziewczyna, bez jakiejkolwiek władzy, i jej przyjaciel Demetrios, starzejący się grecki lekarz, przysięgli zabić Wielkiego Księcia Zachodu, nie wiedząc nawet, czy kiedykolwiek będą mogli się do niego zbliżyć... I oto stanęła przed nim jako skrępowany sznurem więzień. Na pewno nie dożyje świtu, gdyż posępna twarz i pełne błyskawic oczy nie wróżyły niczego dobrego. Nadal jednak nie obawiała się.
- Tak więc - powiedział wreszcie niskim i dźwięcznym głosem, który mógłby należeć do pieśniarza - tak więc jesteś dziewczyną, dla której jeden z moich najlepszych dowódców zapomina o obowiązkach i porzuca posterunek przy oblężonym mieście. Nie wiesz, że księciu należy się pokłon?
- Nie zdołałabym odpowiednio się ukłonić mając związane ręce, Wasza Wysokość. Zresztą odkąd mnie zabrano, usiłuję zrozumieć przyczynę tego - dodała podnosząc skrępowane dłonie. — O ile wiem, nikogo nie zabiłam ani nie okradłam.
- Jesteś szpiegiem na służbie mojego kuzyna, króla Ludwika Francuskiego. Według mnie to gorsze niż inne zbrodnie.
- Doprawdy? Czy nie został podpisany w Soleuvre dziewięcioletni rozejm między królem a Waszą Wysokością?
Myślałam, że skoro zamilkły działa, można swobodnie podróżować.
- Tutaj one się jeszcze odzywają. Miałaś więc kaprys, by przeprowadzić wizytację granic, a szczególnie miasta, gdzie, jakby przypadkiem, była skoncentrowana większa część naszej armii?
- Pragnęłam poznać jedynego kuzyna, jaki mi pozostał. Wasza Wysokość.
- Kuzyna?! Campobasso jest twoim kuzynem?
- Nie rozumiem - powiedziała Fiora ze słabym uśmiechem - jak nasze pokrewieństwo może obrażać potężność księcia Burgundii. A skoro mówimy o zniewadze, to chciałabym, Wasza Wysokość, byś przestał zwracać się do mnie: ty. Pochodzę z dobrego rodu; król Ludwik, z którym rzeczywiście się widziałam, zawsze zwracał się do mnie z szacunkiem. Nie sądzę, by Jego Królewska Mość był gorzej urodzony niż Wasza Wysokość.
Wobec zuchwalstwa kobiety, która przyglądała mu się z impertynencją, Karol wybuchnął gniewem. Z twarzą nagle poczerwieniałą tak jak jego szata, wstał i rozkazał:
- La Marche! Zmuś tę kobietę, by uklękła przed nami. Daj jej do zrozumienia, że jej życie wisi na włosku. Lepiej będzie, jeśli przestanie wprawiać nas w gniew!
Dowódca gwardii bez słowa stanął za Fiorą i tak mocno nacisnął jej ramiona, że kolana ugięły się pod nią. Ciężko padła na dywan, ale nie pochyliła głowy.
- Prościej byłoby - powiedziała - rozwiązać mi ręce. Mógłbyś wówczas przekonać się, panie, że umiem ukłonić się przed księciem jak przystało. Wymuszony gest nigdy nie jest oznaką szacunku. A poza tym, skaż mnie na śmierć, jeśli to cię usatysfakcjonuje.
Odwaga Fiory zgasiła wściekłość Karola. Tę cnotę cenił najwyżej:
- Nie obawiasz się śmierci?
- Dlaczegóż miałabym się jej obawiać? Życie nie przyniosło mi niczego godnego żalu.
Zuchwały zbliżył się i pochylił, by spojrzeć jej w oczy. Nagle wyjął zza pasa sztylet o złotej rękojeści, wysadzanej drogimi kamieniami i oparł jego ostrze na szyi młodej kobiety:
- Daję ci czas na zmówienie modlitwy, pani!
- To niepotrzebne - szepnęła Fiora - Bóg nie ma mi czego wybaczać, gdyż nie sądzę, bym Go kiedyś poważnie obraziła. Za to On znajdował upodobanie w zadawaniu mi cierpienia. Jeśli zgodzi się wysłuchać mojej prośby, niech połączy mnie z moim zamordowanym ojcem.
Zamknęła oczy oczekując ciosu, ale nóż się odsunął. Szybkim ruchem książę przeciął więzy.
- Sądzę, że mówisz prawdę, pani - powiedział posępnie. - Nie boisz się... Odejdź, la Marche! A ty, pani powstań!
Ale Fiora nie zdążyła wykonać tego rozkazu, do pomieszczenia wtargnął Campobasso. Ujrzał klęczącą Fiorę i księcia ze sztyletem w dłoni:
- Wasza Wysokość! - zawołał - Na miłość boską, nie rób krzywdy tej młodej kobiecie! Kocham ją i chcę poślubić!
Podbiegł do Fiory, podniósł ją i otoczywszy ramieniem kontynuował:
- Nie czyń jej odpowiedzialną za winy, które mnie obciążają, książę! Nie zdając sobie z tego sprawy, zapaliła we mnie nienasycony ogień, nie dający mi chwili wytchnienia. Nie mogę już bez niej żyć i...
- Precz! - ryknął książę. - Jak śmiesz wejść tu nie wzywany! Gdzie są straże?...
La Marche!
- Nie, nie wołaj go, panie! - poprosił Campobasso, posyłając zbolałe spojrzenie Fiorze, która go odepchnęła. -Nie chcę w niczym uchybić Waszej Wysokości, ale powiedziano mi, że rozkazałeś przyprowadzić tu donnę Fiorę, a na myśl, że jest bezbronna wobec twojego gniewu...
- Bezbronna? Wydaje mi się, że świetnie sobie radzi. Kto ci o tym doniósł?
- Mój stajenny, któremu rozkazałem strzec jej w zamku Pierrefort. Pojechał za oddziałem eskortującym ją tutaj. Nie zabieraj mi jej, Wasza Wysokość, błagam, gdyż nie jest ona warta irytacji, w jakiej cię widzę. Zrozum, należymy do siebie, kochamy się, a do szczęścia brak nam jedynie przyzwolenia naszego władcy i jego błogosławieństwa.
- A dlaczego nie mojego przyzwolenia? - rozległ się nagle wściekły głos, którego brzmienie wstrzymało bicie serca Fiory. Filip de Selongey, z trudem powstrzymywany przez Oliwi era de la Marche i pazia, rozpaczliwie próbujących go obezwładnić, wtargnął do książęcego namiotu. Twarz księcia przybrała ceglastą barwę: