- Nie całkiem. Jestem z Rzymu: Battista Colonna, z książąt Paliano. Byłem paziem mego kuzyna, hrabiego de Celano, a obecnie jestem na służbie u księcia Burgun-dii. Teraz, jeśli pozwolisz, pani, mówmy po francusku, by nie niepokoić wartowników - dodał stawiając tacę na kufrze.
- Czy służba u hrabiego de Celano przestała ci odpowiadać, panie?
- Nie o to chodzi, po prostu dość dobrze śpiewam i książę Karol utrzymujący chór młodych pieśniarzy lubi, jak się do nich przyłączam. Jestem, jeśli można tak powiedzieć, wypożyczony.
- I kazano ci przynieść mi kolację, tobie, który pochodzi ze szlachetnego rodu? Kto wydał ci to polecenie?
- Pan Oliwier de la Marche. W obozie mamy tylko giermków, a wobec braku kobiety umiejącej usłużyć szlachetnej florenckiej damie, pan Oliwier pomyślał, że będzie dla ciebie, pani, bardziej... jakiego określenia on użył?... Ach, tak: pokrzepiające, jeśli służyć ci będzie ktoś urodzony na półwyspie.
- Oto względy, których nie spodziewałam się jeszcze pięć minut temu. Mam tylko nadzieję, że książę Karol nie będzie temu przeciwny?
- Pan Oliwier nie robi nic bez zgody Jego Wysokości, a teraz, donno Fioro, życzę ci smacznego i dobrej nocy!
- Znasz moje imię?
- Pan Oliwier nigdy o niczym nie zapomina - powiedział młody Colonna z wesołym uśmiechem i głębokim ukłonem.
Nieco pokrzepiona nieoczekiwaną wizytą serdecznego i uroczego chłopca - mógł mieć około dwunastu lat - Fiora podziękowała w myślach niewzruszonemu dowódcy gwardii książęcej obiecując sobie zrobić to bezpośrednio, kiedy będzie miała ku temu okazję. Poczuła wilczy głód i dosłownie pożarła pasztet z węgorza, paszteciki i suszone owoce Przyniesione przez pazia wraz z małym dzbankiem bur-gundzkiego wina. Kiedy skończyła, rzuciła się w ubraniu na łóżko, zawinęła w koc i pozwoliła, by zmęczenie uniosło Ja do spokojnego raju, w którym anioły śpiewają ku chwale błogosławionej Dziewicy Maryi.
W swej wspaniałej sypialni Zuchwały, z brodą opartą na dłoni, słuchał chłopięcego chóru śpiewającego motet dla Matki Boskiej. Niebiańskie głosy wypełniały zapowiadające wczesną zimę nocne powietrze, a w ogromnym obozie, rozciągającym się aż za staw Świętego Jana, do wzgórz Malzéville, wszyscy wstrzymali oddech, aby zaczerpnąć z tego piękna nieco otuchy przed przyszłymi walkami.
Przez wiele dni Fiora pozostawała zamknięta w przydzielonym namiocie. Nie widywała nikogo poza młodym Battista Colonna przynoszącym jej posiłki oraz jakąś, najwyraźniej przerażoną i robiącą wrażenie niemej, dziewczyną zajmującą się sprzątaniem, przynoszącą drewno i wodę oraz czyszczącą palenisko i miednice. Fiorze nie udało się zmusić jej do mówienia.
Na szczęście Battista był rozmowny. Fiora, na wpół ogłuszona trwającą przez cały dzień kanonadą, dowiedziała się, że Nancy broni się dzielnie. Jego gubernator, ba-stard z Kalabrii, był zdolnym dowódcą. Na wieść o zbliżającej się armii burgundzkiej nie zadowolił się dodaniem do już istniejących bastionów, półksiężyców, redut i przeciw-skarp nowych nasypów, wałów fortecznych i innych umocnień. Jego artyleria oddawała oblegającym ciosem za cios. Działa, które kazano wnieść na wieżę znajdującą się naprzeciwko komandorii, już dwukrotnie zmusiły Zuchwałego do przestawienia namiotów i rozbiły na kawałki uprzyjmniaczka - długą i wspaniałą kolubrynę. Młody rzymianin nie ukrywał, że wśród oblegających zaczynało rodzić się zniechęcenie. Czyżby znowu czekało ich długie oblężenie, jak w przypadku Neuss? Z drugiej strony, w mieście, mimo zmniejszających się zapasów żywności, zakiełkowała nadzieja. Mieszkańcom Nancy przyszły zresztą w sukurs deszcze, zmieniające obóz wroga w bagnisko.
Na szczęście dla siebie Burgundczycy otrzymali posiłki: Antoni Burgundzki, przyrodni brat Zuchwałego i jego najlepszy generał, przyprowadził z południa świeże oddziały lombardzkie, po które udał się do Mediolanu. Z jego pomocą Karol mógł otoczyć miasto pierścieniem tak ciasnym, że niemożliwe stało się dostarczenie z zewnątrz jakiegokolwiek zaopatrzenia.
- Czy to znaczy - zapytała Fiora - że oblężenie wkrótce się zakończy, czy też spędzimy tu jeszcze całe miesiące?
- Ze względu na ciebie, pani, mam nadzieję, że opór Lotaryńczyków nie będzie wieczny. Ten namiot jest dość przyjemny, ale pod warunkiem, że można z niego wychodzić częściej niż ty to robisz.
Fiora miała bowiem prawo, po zapadnięciu ciemności i pod ścisłym nadzorem czuwających u jej drzwi żołnierzy, wyjść na kilka minut, by odetchnąć nieco świeżym powietrzem. Przez pozostały czas mogła rozchylić jedynie zakrywające wejście zasłony. Na ogół nie korzystała z tego pozwolenia, by uniknąć miotanego wiatrem deszczu. Jednakże uwaga pazia zaniepokoiła ją:
- Czy chcesz powiedzieć, że nie wyjdę stąd dopóki Nancy się nie podda?
Battista zawahał się przez chwilę, po czym ściszywszy głos odpowiedział po włosku:
- Tak właśnie jest. Nie powinienem tego powtarzać, ale według mnie masz prawo wiedzieć o wszystkim co ciebie dotyczy. Campobasso zaatakował pana de Selongeya i obaj zaczęli się bić, ale tu wkroczył książę. Rozkazał im odłożyć rozstrzygnięcie sporu do chwili, gdy armia wkroczy do Nancy, dodając, że nie chce ryzykować, że jeden z jego najlepszych dowódców, a może nawet dwaj okażą się niezdolni do walki. Choć był bardzo zagniewany, miał kłopot z poskromieniem ich. Musiał zagrozić, że... natychmiast każe cię ściąć. To ich uspokoiło. Każdy wrócił do swoich obowiązków.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, kiedy to się stało?
- Nazajutrz po twoim przybyciu, pani. Naprawdę nie Wiem, który z nich był bardziej zawzięty. Gdyby ich pozostawiono samym sobie, pozabijaliby się. Aby uniknąć podobnej sytuacji, Jego Wysokość wysłał jednego z nich na wschód, a drugiego na zachód.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś - rzekła Fiora. -Zachowujesz się jak prawdziwy przyjaciel, jestem wzruszona. Czy mogę cię poprosić o coś jeszcze?
- Jeśli tylko zdołam ci pomóc, pani... i jeśli nie będzie to sprzeczne z rozkazami.
- Mam nadzieję, że nie. Chciałabym, żebyś zgodził się powiadomić mnie, gdyby... coś się stało hrabiemu de Se-longey.
Młody Colonna uśmiechnął się, a jego szczupła twarz, brązowa jak kasztan, rozjaśniła się. Pochylił się bardzo nisko przed Fiorą w pięknym ukłonie:
- Zawsze miałem ten zamiar... pani hrabino! To przecież całkiem naturalne.
Uprzejmość chłopca była jedynym słonecznym promieniem wnoszącym nieco ciepła do jednostajnie szarych i smutnych dni młodej kobiety. Płynęły długie, bliźniaczo do siebie podobne godziny. Klasztor ze swą surowością byłby lepszy od tego płóciennego więzienia, które uniemożliwiało zobaczenie czegokolwiek, ale pozwalało prawie wszystko słyszeć. Szum deszczu przeplatał się z hukiem dział, okrzykami radości lub bólu i zgiełkiem wciąż odpieranych szturmów. Dobiegało ją również echo modlitw, gdyż namiot legata papieskiego znajdował się tuż obok, słyszała ogromny wybuch radości wywołanej triumfalnym przybyciem Antoniego Burgundzkiego. Wreszcie, i to było przynajmniej przyjemne, Fiora słyszała wiele razy chór, w którym wybijał się czasem dźwięczny głos Battisty. Mimo to miała przygnębiające wrażenie, że jest jedną z żyjących w odosobnieniu kobiet, z których dwie widziała w Paryżu. Spędzały całe życie wśród czterech wymurowanych wokół nich ścian, a na świat spoglądać mogły jedynie przez wąskie okno, przez które docierała do nich jałmużna oraz odgłosy wydarzeń wokół. Grobowce do końca zamykano po ich śmierci. Gdyby nie Colonna, Fiora czułaby się zapomniana, ale sama juz nie wiedziała, czy rzeczywiście pragnie, aby oblężenie się zakończyło. Oznaczałoby to zamianę jednego więzienia na inne, a może szafot; byłoby sygnałem do walki na śmierć i życie między dwoma mężczyznami odgrywającymi w jej życiu tak znaczną rolę.