Выбрать главу

Miała ledwie tyle czasu, by dojść do okna w wielkiej, pustej komnacie na pierwszym piętrze: głos sześciu srebr-nych trąbek otwierających pochód rozbrzmiewał już w bramie Craffe. Za nimi szła setka zbrojnych poprzedzająca kompanię jeźdźców w pióropuszach z mieniącymi się różnymi barwami proporczykami. Za nimi pojawił się Zuchwały. Jego świetność zaparła widzom dech w piersi. Dosiadał okrytego purpurowo-srebrnym czaprakiem Moro, swego ulubionego konia. Założył obszerny, wyszywany złotą nicią płaszcz, który rozpostarto na zadzie konia. Miał najbardziej bajeczne nakrycie głowy, jakie można sobie wyobrazić: wysoki, aksamitny beret naszyty perłami, otoczony girlandą rubinów i diamentów oraz zwieńczony zapinką złożoną z trzech dużych, słynnych rubinów zwanych Trzema Braćmi, czterech ogromnych pereł i wielkiego diamentu odbijającego wszelkie promienie światła. Pod tym paradnym nakryciem głowy*,18 bardziej kosztownym niż cesarska korona, widać było dumną twarz Wielkiego Księcia Zachodu, cieszącego się najwyraźniej z pełnego^zachwytu osłupienia tłumu i oczekującego wiwatów. Wiwatów nie było. Jedynie delikatny szmer przebiegł tłum, jak podmuch wiatru porusza spokojną wodę... Fiora ujrzała w zwierciadle swej pamięci szarą postać króla Francji i pomyślała, że porównanie nie wypada dla niego korzystnie. Nie była jednak pewna, czy inteligencja i bystry umysł Ludwika Francuskiego miały odpowiedniki pod tą olśniewającą powierzchownością legendarnego księcia...

Za nim na paradnych koniach okrytych wspaniałymi czaprakami, podążali książę Engelbert z Nassau, wielki bastard Antoni, Filip de Croy - hrabia de Chimay, książę Jan de Cloves, książę Tarentu, hrabia de Marle, syn kone-tabla de Saint-Pol, nie wiedzący jeszcze o tym, że jego ojciec wydany traktatem z Soleuvre królowi Francji - którego zresztą wielokrotnie zdradzał - został uwięziony w Bastylii i postawiony przed sądem mającym zaprowadzić go na szafot, Jan de Rubempre, pan na BidYres, i wielu innych, pośród których Fiora z bólem w sercu rozpoznała Filipa.

Nie uległ trosce o wspaniały wygląd jak pozostali panowie. Pod płaszczem z własnym herbem - srebrne orły na lazurowym polu - który zdobił również jego wierzchowca, nosił bojową zbroję. Uniesiona przyłbica hełmu opasanego hrabiowską koroną pozwalała rozpoznać jego wspaniały profil. Przytrzymując mocną ręką wysoko w górze łeb konia jechał przed siebie z nieobecną miną, nie patrząc na nic i na nikogo. Jego twarz w obramowaniu błękitniejącej stali była bardzo blada i Fiora przypomniała sobie, że dwa dni wcześniej został ranny. Przyglądała się usilnie oddalającej się dumnej postaci męża i nie dostrzegła Campobasso jadącego za nim.

On ją jednak dostrzegł i chcąc by na niego spojrzała poruszył się w siodle tak gwałtownie, że jego koń skręcił i potrącił konie sąsiadów, z czego wynikło pewne zamieszanie i Fiora machinalnie zwróciła wzrok w tamtą stronę. Rozpoznawszy Campobasso cofnęła się gwałtownie i odsunęła od okna. Sam widok tego mężczyzny, który posiadł jej ciało, wywoływał w niej teraz odrazę. Oddałaby teraz wszystko, by w jej życiu nie zdarzyło się nigdy Thionville.

- Mam tego dość - powiedziała do Battisty, który wszedł do środka razem z nią. - Chciałabym pójść do mojego pokoju.

- Tak ci spieszno, pani? Czy wiesz, że przed twymi drzwiami zostaną postawieni strażnicy?

- Nie mam żadnych złudzeń co do mojego losu. Książę mnie nienawidzi i pragnie tylko jednego: bym zniknęła mu z pola widzenia, czy przez śmierć, czy przez unieważnienie małżeństwa.

- To możliwe... ale ty, pani, czego pragniesz? Jesteś niewiele starsza ode mnie, a więc pragnienie śmierci byłoby przedwczesne.

- Nie pragnę jej, ale jestem zmęczona walką z nieustannie prześladującym mnie losem. Miałam ojca i już go nie mam, miałam męża i straciłam go, tak z jego winy, jak z mojej. Widzę, że chcąc się zemścić straciłam wszystko. To, co się może zdarzyć, nie ma znaczenia. Widzisz Batti-sto, wydaje mi się, że jestem przede wszystkim bardzo, bardzo zmęczona... Chciałabym zasnąć i nigdy się nie obudzić...

- To nie jest rozsądne. Dwóch mężczyzn będzie walczyć dla ciebie, z miłości do ciebie, pani...

- Nie! Z miłości własnej. To nie to samo. Tymczasem książę Karol, dotarłszy pod katedrę świętego

Jerzego, zsiadł z konia i zgodnie z miejscowym zwyczajem powierzył wierzchowca kanonikowi, po czym proboszcz katedry wprowadził go do kościoła. Zwycięski władca miał tam wysłuchać mszy i złożyć przysięgę, którą w dniu koronacji składali zawsze książęta Lotaryngii. Mógłby się od tego uchylić, ale zależało mu na uspokojeniu ludności, nie lekceważył więc żadnego z miejscowych zwyczajów. Sądził, że zaskarbi sobie tym wdzięczność mieszkańców Nancy.

Klęcząc przed rozjarzonym świecami ołtarzem rozkoszował się godziną chwały, gdyż po raz pierwszy obie części jego kraju zostały połączone brakującym ogniwem, które stanowiła Lotaryngia. Wkrótce cesarz, z którego synem miał nadzieję zaręczyć swoją córkę, włoży mu na głowę królewską koronę, a Burgundia, wreszcie oderwana od starego pnia kapetyńskiego i od wszelkiego posłuszeństwa cesarzowi, podąży swobodnie ku cudownemu przeznaczeniu, do którego dawały jej prawo potęga i bogactwa... Wkrótce... ale jeszcze nie od razu. Najpierw kantony szwajcarskie, te państewka pastuchów i kmiotków, będą musiały zapłacić za zuchwałość, jakiej dowód dały odbierając mu hrabstwo Ferrette, atakując Comte Franche i zapuszczając się na ziemie jego wiernej sojuszniczki Jolandy Sabaudzkiej. A nastąpi to już niedługo. Później, po przerwie pozwalającej nowemu królowi na zgromadzenie największej armii świata, pójdzie zrzucić z ozdobionego liliami tronu Ludwika XI i Francja wreszcie będzie miała władcę godnego minionej świetności.

Zuchwały marzył w kościele, w którym jeszcze wczoraj wznoszono modły, by Bóg oddalił od starego kraju najeźdźcę i jego armię. Karol jednak nie wątpił ani przez chwilę, że rychło nakłoni nowych poddanych, by dziękowali niebu, że dało im księcia tak wspaniałego, tak szlachetnego i tak walecznego jak on. Stanowić to będzie dla nich pewną odmianę po Dzieciaku, tym biednym małym René II, który zamiast umrzeć w walce, wolał szukać schronienia za spódnicą matki i płakać nad swoją bezsilnością.

W czasie gdy szykowano wielki bankiet i zabawę publiczną, które miały spowodować chwilowe chociaż oderwanie myśli mieszkańców Nancy od wspominania zabitych krewnych i żałowania zniszczonych domów, Fiora przyjmowała wizytę biskupa Nanniego. Podziękowała mu za opiekę, którą ją otoczył. Wiedziała, że dzięki legatowi papieskiemu znalazła się w tej komnacie a nie w więzieniu.

- Nie ma w tym wielkiej mojej zasługi, drogie dziecko. Nawet jeśli to się księciu nie podoba, nie może zmienić faktu, że jesteś legalną hrabiną de Selongey. Jest ci winien pewne względy.

- A jednak chętnie by mnie stracił. Byłoby to dla niego podwójnie korzystne, gdyż uwolniłby Filipa a jednocześnie pozwoliło zapomnieć o tej historii z posagiem.

- Bądź pewna, pani, że będziesz miała prawo do wszelkich honorów należnych twej pozycji - powiedział biskup z uśmiechem - ale do tego jeszcze nie doszło. Powiedziałbym nawet, że twoją największą szansą na uniknięcie katowskiego miecza jest właśnie ten dług, który książę ma względem ciebie. Sto tysięcy florenów to ogromna suma. Nie jest w stanie jej zwrócić. Jego rycerski honor przeciwstawia się temu, co byłoby niezbyt eleganckim sposobem pozbycia się wierzyciela. Przyszedłem ci to powiedzieć, pani, aby cię trochę uspokoić, a także, by cię powiadomić, że pojedynek między hrabią de Selongey a Campobasso będzie miał miejsce jutro o północy w murach zamku. Świadkami będą jedynie: sam książę, ty, ja i dwóch sekundantów. Wielki bastard Antoni będzie pełnić rolę sędziego. Walka toczyć się będzie... do ostatniej kropli krwi.