Выбрать главу

Miłują z serca nie patrzają zdrady,

Pilnują prawdy nie kłamają rady.

Wiarę uprzejmą nie dar sobie ważą,

W miarę nie nazbyt ciągnąć rzemień każą107.

Wiecznie wam służę nie służę na chwilę,

Bezpiecznie wierzcie nierad ja omylę.

Sen

Uciekałem przez sen w nocy,

Mając skrzydła ku pomocy,

Lecz mię miłość poimała,

Choć na nogach ołów miała.

Hanno, co to znamionuje?

Podobno mi praktykuje,

Że ja, będąc uwikłany

Tymi i owymi pany,

Wszytkich inszych łatwie zbędę —

Tobie służyć wiecznie będę.

Z Anakreonta

Ciężko, kto nie miłuje, ciężko, kto miłuje,

Naciężej, kto miłując łaski nie zyskuje.

Zacność w miłości za nic, fraszka obyczaje,

Na tego tam naraczej patrzają, kto daje.

Bodaj zdechł, kto się naprzód złota rozmiłował,

Ten wszytek świat swoim złym przykładem popsował.

Stąd walki, stąd morderstwa; a co jeszcze więcej,

Nas, chude, co miłujem, to gubi napręcej.

Z Anakreonta108

Ja chcę śpiewać krwawe boje,

Łuki, strzały, miecze, zbroje;

Moja lutnia — Kupidyna,

Pięknej Afrodyty syna.

Jużem był porwał bardony109

I nawiązał nowe strony110;

Jużem śpiewał Meryjona111

I prędkiego Sarpedona;112

Lutnia swym zwyczajem g’woli

O miłości śpiewać woli.

Bóg was żegnaj, krwawe boje,

Nie lubią was strony moje.

Z Anakreonta

Kiedy by worek bogatego złota

Mógł człowiekowi przysporzyć żywota:

I sam bych się już jął pieniędzy chować,

Żebych się miał czym śmierci odkupować.

Ale jeśli nikt kupnem nie przyczyni

Żywota sobie, zaż nie głupie czyni,

Kto się frasuje, a żywie w kłopocie?

Jeśli masz umrzeć, a cóż ci po złocie?

Ja dobrej myśli zawżdy chcę używać,

Ja z przyjacioły chcę pospołu bywać.

A jeśli Wenus od tego nie będzie,

I Bogumiła niechaj się przysiędzie!

Z Anakreonta

Próżno się mam odejmować113,

Widzę, że muszę miłować.

Miłość mi dawno radziła,

Lecz ja, jako prawy wiła114,

Nie chciałem słuchać jej rady,

Aż nama115 przyszło do zwady.

Bo sajdak116 z łukiem porwała,

A mnie na rękę wyzwała117.

Ja też, jako Hektor zasię118,

Wziąwszy karacenę119 na się,

Tarcz i szablę jako brzytwę,

Stoczyłem z Miłością bitwę.

Ona ku mnie ciągnie rogi120,

A ja co nadalej w nogi.

A gdy wszytkich strzał pozbyła,

Sama się w bełt121 obróciła

I prosto mi w serce wpadła,

A mnie zaraz moc odpadła.

Próżno tedy noszę zbroję,

Próżno za pawęzą122 stoję:

Bo kto mię ma bić na górze123,

Kiedy nieprzyjaciel w skórze?

Za pijanicami

Ziemia deszcz pije, ziemię drzewa piją,

Z rzek morze, z morza wszytki gwiazdy żyją.

Na nas nie wiem, co ludzie upatrzyli,

Dziwno im, żeśmy trochę się napili.

Księgi wtóre

Do Anakreonta

Anakreon, zdrajca stary,

Nie masz w swym łotrostwie miary!

Wszytko pijesz, a miłujesz

I mnie przy sobie zepsujesz.

Już cię moje strony znają

I na biesiadach śpiewają;

Dobra myśl nigdy bez ciebie.

A tak, słyszysz li co w niebie,

Śmiej się: bo twe imię dawne

I dziś miedzy ludźmi sławne.

Do Andrzeja Trzecieskiego124

Bógżeć zapłać, Jędrzeju, żeś mię dziś upoił,

Boś we mnie niepotrzebne troski upokoił,

Które mi serce gryzły, jako to być musi,

Gdy człowieka niewdzięczność opętana dusi.

Wiem dobrze, że niedługo ze mną tej rozkoszy,

Bo to wszytko po chwili trzeźwią myśl rozpłoszy,

Ale witaj mi ta noc wolna od frasunku!

Któż wiedział, by tak wiele należało125 w trunku?

Do Anny

Królowi rówien, a jeśli się godzi

Mówić co więcej, i króla przechodzi,

Anno, kto siedząc prawie przeciw tobie,

Przypatruje się coraz twej osobie

I słucha twego śmiechu przyjemnego,

Co wszytkich zmysłów zbawia mię, smutnego,

Bo skoro namniej wzrok skłonię ku tobie,

Słowa nie mogę domacać się w sobie;

Język mi zmilknie, płomień się w mię kradnie,

W uszu mi piszczy, noc przed oczy padnie,

Pot przez mię bije, drżę wszytek i bladnę,

Tylko że martwy przed tobą nie padnę.

Do Anny

Wczora, czekając na twe obietnice

I zabywając niejako tęsknice,

Napisałem ci krom rozmysłu wszego

Ten rym niegładki, skąd byś serca mego

Frasunk poznała i myśl utrapioną,

Anno, twoimi słowy zawiedzioną,

Bom ustawicznie rachował godziny

A szukał twego mieszkania przyczyny126

Chciałem li czytać, tom nic nie rozumiał;

Chciałem li zagrać, tom począć nie umiał.

Na koniec wziąwszy we mdłą rękę piórko

Pisałem: „Ojca prawdziwego córko

Nieprawie słowna!” — a w tym mię sen zmorzył,

Gniew upokoił, nadzieję umorzył.

Do Bartosza

Bartoszu łysy, a z hiszpańską brodą,

Godzien by łaski za swoją urodą;

Ale panienki na cię niełaskawy,

Tak powiadają, żeś nogieć wąchawy;

Co jeśli tak jest, szkodać i urody,

I tej łysiny, i tej czystej brody.

Do boginiej

Bogini, która miłością szafujesz,

A ludzkie serca według swej frasujesz

I cieszysz myśli, jeśli niewdzięczności

I ty nie lubisz w uprzejmej miłości,

Sfolguj mi mało; owa się wyłamię

Z tej niepobożnej niewolej, która mię

Tak sfrasowała, że i zdrowia nie mam,

I o rozumie toż na koniec mniemam.

Już mię nie wracaj ku pierwszej wolności,

Bo nie wiem, bych żyć umiał bez miłości.

Tylko pan inszy niech mi rozkazuje,

Jednaż ta, co jest uprzejmość, nie czuje.

A ja, gdy zbędę jarzma tak ciężkiego,

Na znak twej łaski i ulżenia swego

Postawię palmę złotą w twym kościele,

Która ten napis poniesie na czele:

„Tobie, o można Wenus, jestem dana,

Żeś zbyć pomogła niewdzięcznego pana.”

Do doktora

Arcydoktorem cię zwać każdy może śmiele,

Bo ty nie tylko umiesz zleczyć niemoc w ciele,

Ale i na dobrą myśl masz fortelów wiele:

Wino, lutnią, podwikę; to mi to wesele.

Do doktora

Mówiłem ci, nie noś mi tych fraszek, doktorze,

Które tam czasem słyszysz w biskupiej komorze;

Bo fraszek, jako sam wiesz, mam z potrzebę doma,

Statku tam raczej nabierzesz obiema rękoma!

Do doktora

Nie mam ci zacz dziękować, mój miły doktorze,

Żeś mię samego z gośćmi zostawił w komorze,

Bom się im żadną miarą nie mógł wykuglować,

Musiałem się, jako bóbr, jajcy odkupować127.