Выбрать главу

– Dużo? – zainteresowała się gospodyni.

– Pięć sporych sztuk – mruknęła Jovanka. I dorzuciła bohatersko: – Po jednej na każdej piersi i…

Na więcej nie starczyło jej samozaparcia, ale Mama Hagedusić nie domagała się szczegółów.

– Sporo – stwierdziła rzeczowo. – Marny gust. Taka przesada nie jest dobra. To było coś drogiego? – Jovanka kiwnęła głową. – To tym bardziej. Nie miałabym sumienia posłać do pracy dziewczyny, którą warto po wszystkim zabić i obrabować. I mogę ci zaręczyć, że żadna dziewczyna z branży nie ryzykowałaby tak idiotycznie. Chyba że pracowałabyś w takim miejscu – zatoczyła dłonią. – Ale jeśli mowa o okolicy i ostatnich… no, powiedzmy, dwunastu latach, to na pewno nie.

Jej chłodna pewność siebie robiła wrażenie.

– To znaczy – podsumowałem – że nie była prostytutką?

– Na dziewięćdziesiąt procent nie. Te świecidełka… Owszem, była taka moda. Niektórzy frontowcy fundowali takie coś swoim dziewczynom, żeby nawet w łóżku zaakcentować związki ze światem islamu. Albo po prostu przechować łupy w bezpiecznym miejscu – dorzuciła z uśmiechem. – Dużo złota, bransolety na nogach, rękach… Mehcić miał podobno fioła na tym punkcie.

– Zulfikar Mehcić? – uniosłem brwi. – Sułtan?

– Sułtan – przytaknęła, po czym się roześmiała. – Powinniście wybrać się na któreś z jego spotkań wyborczych i zapytać o to. Już widzę minę Zuka.

– Znacie się?

– Z pracy – spoważniała, a potem sposępniała. – Z tym pytaniem to żart. Głupi. Nie zbliżajcie się do niego.

– Dlaczego? Był dowódcą, może sporo wiedzieć.

– O dziewczynach kręcących się przy wojsku? O, to na pewno. Tylko że to nie wiedza na sprzedaż. Nawet – podkreśliła – na sprzedaż. Za darmo możecie dostać po pysku od jego ochroniarzy. A z tobą – uśmiechnęła się niewesoło do Jovanki – zabawią się jeszcze inaczej.

– Były z nim kłopoty? – strzeliłem na oślep. – Zrobili coś złego pani dziewczynom?

– Moje dziewczyny – powiedziała powoli – były Muzułmankami. Przynajmniej te, które im oferowałam.

Skinąłem głową na znak zrozumienia.

– Jeszcze jedno… Jesteś kobietą, Bośniaczką, no i znasz się na tych sprawach… Co mogłabyś nam poradzić? Gdzie mamy szukać śladów dziewczyny, która nosiła takie ozdoby? – Posłałem błagalne spojrzenie Jovance i dodałem: – A potem, już po wypadku, poszła szybko do łóżka z żołnierzem SFOR-u.

Jovanka nabrała do płuc powietrza. To wszystko. Może zrozumiała, że i mnie boli upokarzanie jej, a może tylko nie chciała pogłębiać zawstydzenia.

– Jeśli za darmo – uśmiechnęła się lekko Aisza – to nie pośród byłych prostytutek. Nie daj się zmylić tą rozmową, Marty. Nie mam z kim odświeżać angielskiego, więc gawędzimy. Ale w tym fachu trzeba brać pieniądze za każdą usługę. Bo to zawód, który krótko trwa i wymaga dużych składek emerytalnych. Nie pomyślałaś, że ten żołnierz powinien ci coś odpalić za wpuszczenie między nogi? – Jovanka energicznie, choć bez śladów oburzenia potrząsnęła głową. – No to albo ci się całkiem w mózgu poprzestawiało, albo nie masz kurewskiego charakteru. Jedno mnie zastanawia…

– Tak? – zapytałem cicho.

– Nie jest najmłodsza. Pod koniec wojny miała ze dwadzieścia pięć lat. W tym wieku kobiecie nie chodzą już po głowie takie głupoty jak kolczyki w sutkach. Nie wiem… – Aisza potarła czoło z bezradną miną. – Zupełnie nie pasujesz do żadnego schematu, dziewczyno. Dam wam wizytówkę, zadzwońcie za dzień, dwa, może się czegoś dowiem, ale na moje oko… Zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że z tego żyłaś. Masz w sobie coś takiego… No, po prostu bym się zdziwiła.

Podziękowałem. Jovanka położyła już dłoń na klamce, kiedy odezwał się we mnie instynkt detektywa.

– Jeszcze jedno… Jest tu ktoś, kto… pracował u Sułtana?

– Macie pecha. – Jovanka, może chcąc zaakcentować dystans, a może dlatego, że tak robią profesjonaliści, tłumaczyła wszystko dosłownie. Z jej trzymanej na wodzy miny też nie wynikało, czy się do owego pecha poczuwa. – Miesiąc temu jeszcze tu spała.

„Tu” oznaczało jeden z dwóch jednoosobowych tapczaników w skromnie umeblowanym pokoiku na poddaszu. W tej chwili tapczan, zwolniony miesiąc temu, zawalony był damską garderobą i kolorowymi pismami dla pań.

– Słyszałem. Aisza – celowo posłużyłem się imieniem szefowej – wspomniała, że Emina wyjechała do Niemiec. Ale długo mieszkałyście razem. Może opowiadała ci coś o tej górze. Podobno tam bywała.

Gospodyni raczej nie bywała: wyglądała niemal na kogoś, kto w epoce oblężenia Pecinaca bawił się lalkami w przedszkolu. Nie mogłem się wyzbyć myśli, że rozmawiam z czternastolatką. Sandra – tak się przedstawiła – braki we wzroście, wadze i metryce nadrabiała wielką ilością nałożonych na twarz kosmetyków, więc trudno było ocenić jej prawdziwy wiek.

– To już ostatnia z wojennych dziewczyn. – Jej uśmiechu i skrytych za nim myśli też nie umiałem ocenić. – I tak długo się utrzymała. Miała prawie trzydzieści pięć.

Sądząc z jej tonu, był to już przedsionek grobu.

– Pecinac – przypomniałem. – Co o nim mówiła?

– Nie za dużo. Że za każdym razem obcierała nogi, bo trzeba było pół dnia po jakichś wertepach… Że raz się posikała ze strachu, jak je Serbowie przez pomyłkę ostrzelali, i to między dwoma polami minowymi. Co tam jeszcze… A, no i że nie było warto, bo chłopcy marnie płacili jak na tyle roboty.

– Tyle roboty? – Miałem wyrzuty sumienia, wykorzystując Jovankę do tłumaczenia, ale gdybym chciał się dogadać z Sandrą sam na sam, musiałbym zamknąć się z nią w pokoju na całe przedpołudnie. Aisza wystawiłaby mi rachunek, a Jovanka – opinię rozpustnego pedofila.

– No wie pan – uśmiechnęła się znacząco. – Pół setki facetów, a one chodziły po dwie, trzy.

– Były tam jakieś kobiety? Może uciekinierki?

– Na górze? No, chyba nie. Emina nic nie mówiła. Ale bywała tylko w głównym obozie, tam gdzie wojsko… Może i gdzieś obok koczowali cywile. – Przez jej oczy przemknął cień. – Moja rodzina też rok w lesie, przy wojsku… a i tak Serbowie babkę i brata… – Mimo wieku była twarda, więc dość szybko na uszminkowane usta powrócił profesjonalny uśmiech. – W każdym razie za dobrze z babami u nich nie było. Potem Emina chodziła pod tę niższą górę. Dalej się nie dało.

– Glavę? – zaryzykowałem.

– Nie wiem, żadna z nas nie jest z tamtych okolic. Niższa, za szosą. Tyle pamiętam. Po drugiej stronie była wieś i właśnie w tej wsi, Dubovce czy jakoś tak, Emina spotykała się parę razy z Juką.

Jovanka utknęła na moment z tłumaczeniem, ale i bez tej wskazówki raczej nie przegapiłbym tropu. Mieliśmy ich tak żałośnie niewiele…

– Juka Spahović? Były gajowy?

– A faktycznie! – ucieszyła się. – Zapomniałam. Mówiła, że myśliwy albo ktoś taki… Napalony facet. Specjalnie do tej Dubovki chodził, przez front, żeby sobie ulżyć. I z Eminą, i z jakąś tamtejszą. Ponoć narzeczoną. Mówił Eminie: ty jesteś do seksu, ona do ołtarza. To był ostry zawodnik. Kiedyś, jeszcze na tej większej górze, Pecinacu, wrócił zza przełęczy, cały brudny, podrapany, pot aż z niego kapie, a on od razu na Eminę. „Strzeliłem dwa razy panienkę i raz Serba – mówi – trochę mało na jeden dzień, nie uważasz?” No i tak ją wymaglował, że głowa boli. Ale przynajmniej dobrze płacił. Potem, jak już całkiem Sułtana obiegli, to właśnie dla niego Emina chodziła do Dubovki.

– Ta wieś jest za przełęczą? – upewniłem się. – I za Glavą, tą niższą górą?

– Nie wiem, tak jakoś zapamiętałam. Ona w ogóle za dużo nie mówiła o wojnie, tylko czasem jak sobie popiła. Zgwałcili ją – wzruszyła ramionami. – Przedtem ponoć była porządna, ale ją w obozie jedenastu Serbów po kolei zerżnęło na oczach rodziny i potem już jej wszystko wisiało. Ktoś z bliskich zaczął przebąkiwać, że lepiej by było, jakby ją na koniec litościwie dobili… No to odeszła z domu i trafiła do Aiszy. Taka tam zwykła wojenna historyjka.