– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
Jack otworzył portfel, pokazując swoją legitymację. Uśmiech Julii nieco przygasł.
– Chcielibyśmy się spotkać z panią Kostas, Julio.
– Ach, tak, a mogę wiedzieć, o co chodzi?
– Nie – odpowiedział. Po czym jeszcze raz uśmiechnął się tym zabójczym uśmiechem i ściszając głos, powiedział: – Bezpieczeństwo narodowe.
Julia natychmiast wybrała numer i rozmawiała przyciszonym głosem.
– Zaprowadzę państwa do jej biura – powiedziała.
Szli za nią szerokim korytarzem z obrazami przedstawiającymi konie na ścianach. Po drodze minęli kilka wnęk z ustawionymi zabytkowymi wazonami wypełnionymi bujnym bluszczem, oświetlone przez małe górne światła. Julia delikatnie zapukała w podwójne, mahoniowe drzwi, otworzyła je i weszli do dużego prostokątnego pomieszczenia umeblowanego prostymi, jasnymi skandynawskimi meblami. Nie było tutaj ani jednego antyku. Przez wielkie okna wpadały promienie popołudniowego słońca oraz rozciągał się z nich widok, za który można było umrzeć, jednak w biurze wiało chłodem.
– Pani Kostas, to jest agent specjalny Crowne i… – Julia zawstydziła się, bo nie zapytała Rachael o nazwisko.
– Wiem, kim ona jest, Julio. Możesz nas już zostawić. Jack przeczytał wszystko o Laurel Abbott Kostas w drodze do centrali Abbot Enterprises International w Baltimore. Przestudiował kilka jej niekorzystnych zdjęć. Nie była zbyt piękna. Jednak biorąc pod uwagę jej zamożność, spodziewał się, że jest przynajmniej odrobinę wyjątkowa. Powoli szła w ich stronę, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z Rachael. Jej włosy nie były ani długie, ani krótkie, szpakowate, ale nie tak wyrafinowanie szpakowate jak włosy jego matki. Nie nosiła kolczyków ani makijażu łagodzącego ostre rysy twarzy. Oczy pod szerokimi czarnymi brwiami były zimne, szare, a usta wąskie I ściągnięte. Miała na sobie prosty, szary garnitur i czółenka na niskim obcasie, a jedyną jej biżuterią była obrączka. Wyglądała juk zimna i twarda siostra przełożona albo naczelnik więzienia. Nie uśmiechała się. Wyglądała na więcej niż pięćdziesiąt jeden lut. Zastanawiał się, jak wyglądała w wieku dwudziestu jeden lut, albo wtedy, kiedy wychodziła za maż za Stefanosa Kostasa, mając trzydzieści pięć lat.
– Witaj, ciociu Laurel.
Laurel Abbott Kostas patrzyła na Rachael ze wstrętem połączonym z obojętnością. Było coś jeszcze, coś dzikiego w tych jej zimnych jak głaz oczach.
– Jesteś bękartem, panno Janes. Jest bardzo prawdopodobne, że nie jesteś nawet niefortunną pomyłką mojego brata. Nie jestem twoją ciotką i nie jesteśmy po imieniu.
– Właściwie nie jestem już bękartem, co oznacza, że jesteś moją ciotką – powiedziała Rachael. – Czy Jimmy nie powiedział tobie i Quincy'emu, że mnie adoptował? Pięć dni przed jego śmiercią stałam się formalnie jego córką. Jego prawnik, pan Cullifer, powiedział, że cały proces zajął tylko pięć tygodni, mniej czasu, niż zajęło mechanikom zreperowanie jego jaguara, a następnie uśmiechnął się i dodał, że pieniądze i wpływy to świetna rzecz.
– Doskonała historyjka, panno Janes. Nie nazywaj senatora tym dziwacznym plebejskim imieniem. On nazywał się John James Abbott Junior.
– Powiedział mi, że do czasu aż przyzwyczaję się do myśli nazywania go tatą, mam nazywać go Jimmy. A teraz nigdy już nie będę miała tej szansy.
Laurel Kostass oparła dłonie na biodrach.
– Zrobił to, żeby się na nas odegrać. – Wzięła głęboki oddech i uspokoiła się.
Jack zobaczył w niej nieidącą na żadne ustępstwa okrutną kobietę, onieśmielającą przeciwniczkę, która przed śniadaniem wyrwie ci serce, albo, jak powiedziała Rachael, mógłby z łatwością wyobrazić sobie ją wysysającą mu krew z tętnic Staruszek Abott musiał być z niej dumny. Przelotnie i lekceważąco spojrzała na Jacka, po czym znowu przeniosła wzrok na Rachael.
– No dobrze, wtargnęłaś tu. Co to za bzdury z bezpieczeństwem narodowym? Czego naprawdę chcesz?
– Jesteśmy tu w sprawie śmierci Jimmy'ego.
O ile to było możliwe, w jej oczach pojawił się jeszcze większy chłód.
– Co w związku z jego tragiczną śmiercią? – spytała przez zaciśnięte usta.
– Został zamordowany.
– To nonsens. Śmierć senatora Abbotta była tragicznym wypadkiem. Została uznana za wypadek przez policję.
– Greg Nicholas, szef jego doradców, wiedział, że to nie był wypadek.
– To nie ma nic wspólnego z tobą, panno Janes, tak, będę cię tak nazywać do czasu, aż będę miała dowód, że mówisz prawdę Gdybyś została oficjalnie adoptowana, Brady Cullifer powiadomiłby zarówno Quincy'ego, jak i mnie. Ostrzegłby nas a nie zrobił tego.
– Może – powiedziała Rachael – pan Cullifer nie powiedział wam, bo uważał to za sprawę poufną.
– W rodzinie nie ma spraw poufnych, panno Janes. Jednak pomimo legalizacji, nigdy nie uznam cię za członka rodziny' A teraz chcę, żebyś stąd wyszła. Od dziś nigdy więcej nie chcę widzieć twojej twarzy. Zamierzałaś wyciągnąć od mojego brata jego pieniądze i majątek, ten cudowny dom w Chevy Chase gdzie wszyscy dorastaliśmy. Jest teraz w twoich rękach w obcych rękach. Jesteś bękartem, czy nie, tak czy owak wygrałaś Wynos się stąd, zanim wezwę ochronę.
Przyprowadziłam ze sobą ochronę, pani Kostas – powiedziała spokojnie Rachael. – Nie pamięta pani? To jest agent Jackson Crowne z FBI.
Laurel wyciągnęła rękę. Krótkie wypolerowane paznokcie pomalowane były bezbarwnym lakierem, ale paznokcie kciuków były obgryzione do żywego. Jack wręczył jej swoją odznakę, przyglądał się, jak studiowała ją przez chwilę zanim oddała z powrotem.
– A więc – powiedziała. – Tej godnej współczucia dziewczynie udało się namówić FBI do ponownego zbadania tej narodowej tragedii. Czy oskarżyła nas o zamordowanie senatora Abbotta?
– Właściwie mamy wiele pytań, proszę pani, nie tylko związanych ze śmiercią senatora.
– Dość tego – powiedziała Laurel, sięgając po telefon i odwracając się do nich plecami.
Jack miał nadzieję, że nie dzwoni do swojego adwokata. Naprawdę nie chciał tego tak załatwić. Przez lata pracy w FBI Jackowi zdarzało się wiele razy pognębić potwory i pamiętał każdego z nich bardzo dobrze, ale słuchając cichego, suchego głosu tej kobiety, wyczuwał w niej coś w rodzaju mrocznego chłodu.
Celowo odwrócił się i zaprowadził Rachael do olbrzymich okien, które wychodziły na Inner Harbor, gdzie były sklepy pełne turystów i błękitna woda portu usiana statkami wycieczkowymi, promami i łodziami rybackimi. To miejsce na dole tętniło życiem, w przeciwieństwie do tego lodowego świata, wysoko ponad nim.
– Znam małą restaurację w Inner Harbor, do której chciałbym zabrać cię na obiad – powiedział. Rachael skinęła głową.
Jack nie mógł się doczekać, żeby uciec od tej zimnej i bezwzględnej kobiety. Było bardzo prawdopodobne, że nie zechce z nimi rozmawiać. Czy aż tak droga była jej reputacja rodziny, czy sądziła, że wyznanie jej brata przed światem nie tylko zniszczy jego, ale też wyrządzi szkodę nie do naprawienia rodzinie i firmie Abbottów, że postanowiła zabić własnego brata? Nie mógł sobie tego wyobrazić, to przechodziło jego pojęcie.
Usłyszeli, jak Laurel Kostas odkłada słuchawkę i odwraca się.
Po jej minie nie można było poznać, czego chce. Jack miał ochotę bić brawo, ale tego nie zrobił. Patrzył, jak jej twarz łagodnieje, i wiedział, instynktownie czuł, że kiedy twarz tej kobiety przybierała ten gładki niczym szkło wyraz, oznaczało to, że znowu była panią sytuacji.