Выбрать главу

Korytarz był mały, na jednej ścianie wisiały zielone skrzynki na listy, obok drugiej, w metalowej doniczce stała żywa palma o pierzastych, szerokich liściach.

Sherlock dwa razy sprawdziła skrzynki pocztowe.

– Tak, D. Everett mieszka w 4C.

Savich spojrzał na dwie windy. Jedna była na parterze, drzwi otworzyły się. Nacisnął przycisk stop. Skorzystali z tej drugiej.

Mieszkanie Everetta znajdowało się w rogu trzeciego piętra. Savich wystukał numer Dane'a i powiedział cicho:

– Mieszkanie 4C jest na wschodnim końcu budynku. Założę się, że jest tam wyjście ewakuacyjne.

– Tak, widzę je – potwierdził Dane. – Jest tylko jedno tylne wyjście. Obstawiliśmy je. Dwóch naszych ludzi jest na zewnątrz pod drzwiami wejściowymi, pilnują korytarza. Jeśli potrzebujesz nas tam na górze, no wiesz, twardziel z ciebie, ale możesz potrzebować wsparcia…

– W porządku, Sherlock będzie mnie osłaniać.

Sherlock wyciągnęła z kieszeni listek gumy do żucia, włożyła go do ust i zaczęła żuć. Savich zajął pozycję obok drzwi. Zapukała w drzwi Everetta i powiedziała, żując gumę.

– Przesyłka do pana Donleya Everetta.

Uśmiechała się prosto do wizjera w drzwiach i dmuchała z gumy duże balony, pozwalając im pękać na jej ustach.

– Odejdź, dziewczynko – odpowiedział cichy męski głos. – Nie spodziewam się niczego od nikogo.

W tym głosie było cierpienie, słyszała to wyraźnie. Twarz Sherlock zniknęła na chwilę, jak gdyby coś sprawdzała.

– Tu na paczce jest napisane, proszę pana, że to z Gun Smith Euro, cokolwiek to jest. To jest trochę ciężkie. Ojej, myśli pan, że to może być broń? Zamówił pan jakąś? Nigdy wcześniej nie widziałam broni. Ale jeżeli pan chce tę paczkę, nie mogę zostawić jej bez podpisu.

– Ale ja nie zamawiałem… zaraz, zaraz, nie dotykaj tego, słyszysz mnie? – Everett otworzył trzy zamki, potem szarpnął drzwi, otwierając je i patrząc na rudowłosą kobietę, której na ustach pękł duży balon z gumy, jaki zrobiła przed chwilą, trzymającą się sauera wycelowanego w jego klatkę piersiową.

– FBI, panie Everett. Teraz, powoli i spokojnie, proszę założyć ręce za głowę i zrobić krok do tyłu, jeden krok.

– Co? FBI? Zaraz…

Sherlock wolno opuściła swój pistolet i wycelowała w jego brzuch.

– Postrzał z broni nie jest zbyt przyjemny, ale będzie pasował do rany na ramieniu, panie Everett.

Nagle Everett szybko odwrócił się, po czym rzucił się za czarną skórzaną sofę i wystrzelił. Kula uderzyła w lampę i roztrzaskała ją.

– Ty idioto! – krzyknęła Sherlock i strzeliła mu w stopę, która wystawała zza sofy, o włos chybiając jego duży palec.

– Następna kula trafi cię w łydkę, kolejna w kolano i przez resztę swojego żałosnego życia będziesz się czołgał! Rzuć broń! Natychmiast!

Savich schował się za drugim końcem sofy.

– No już, Everett, albo ona strzeli ci w lewe kolano, a ja w prawe. Natychmiast rzuć broń, albo poczujesz bardzo wielki ból.

Usłyszeli, jak Everett przeklina.

– Rzuć broń, ale już! – krzyknęła Sherlock.

Broń została wyrzucona, prześlizgnęła się po podłodze korytarza. Sherlock przycisnęła nogą pistolet.

– Zakład, że kiedy porównają kule z domu w Slipper Hollow, będą pasować do tej broni? A teraz, Don, wyłaź powoli i grzecznie.

– Nie strzelajcie!

– Jeżeli w ciągu dwóch sekund zobaczę twoją twarz, zastanowię się.

Kiedy wreszcie wyczołgał się zza sofy, posługując się tylko jedną ręką, był spocony i blady, miał lekko wytrzeszczone oczy, a prawe ramię spoczywało na niebieskim temblaku.

– Wstań!

Udało mu się samemu podnieść i stanąć na nogi. Podniósł zdrową rękę do góry, otwartą dłonią w ich kierunku.

– Kim jesteście? O co chodzi?

– Słuchaj uważnie, panie Everett. Jesteśmy z FBI – powiedział Savich, wyciągnął swoją odznakę i pomachał nią Everetowi przed nosem. – A teraz grzecznie usiądź na tym fotelu. Tylko żadnych głupich ruchów, Don. Nie chcę być zmuszony zabić cię w tak piękny, słoneczny dzień. – Wystukał numer Dane'a i powiedział: – Żadnych problemów. Mamy go. Chodź na górę.

– Wcale nie jest ładny – powiedział Everett. – Jest za gorąco. Człowieku, spójrz tylko na mnie. Spójrz na moje ramię. Jestem chory, naprawdę chory. Czego chcecie? Nic nie zrobiłem. Nic nie wiem o żadnym Slipper Hollow. Sherlock odwróciła się i zobaczyła Dane'a i Ollie stojących w drzwiach, obaj z bronią w pogotowiu.

– Sytuacja opanowana – powiedziała Sherlock. Dane i Ollie zabrali się do przeszukiwania mieszkania.

– Hej, pajace, co wy robicie? To moje mieszkanie. Nie grzebcie w moich szufladach!

– Bądź cicho, bo mogą zacząć grzebać nie tylko w twoich szufladach – ostrzegła Sherlock i popchnęła go na podłogę.

– Szczerze mówiąc, Don, próbowałeś mnie zastrzelić. Tak czy owak lepiej wyglądasz leżąc. – Sherlock spojrzała mu prosto w oczy. – Pamiętasz tego bardzo miłego lekarza, którego odwiedziłeś w Wirginii? Tego, który wyjął kulę i nafaszerował cię lekami przeciwbólowymi i antybiotykami? Nawet mu nie zapłaciłeś. Nie, ty zaciągnąłeś go do piwnicy i związałeś.

– Przecież nie zrobiłem mu nic złego.

– To była właściwa decyzja z twojej strony – powiedziała Sherlock. – Wyszło nam piękne DNA z tej kałuży krwi, którą zostawiłeś na podłodze kuchni w Slipper Hollow. Mamy cię, Don. Twoja żałosna dupa należy do nas, na wieki.

– Jebane DNA – warknął Everett.

– Tym razem wybaczę ci tę łacinę, Don – powiedziała Sherlock. – Przez wzgląd na twoją fatalną sytuację. – Przez chwilę przyglądała się jego szarej twarzy. – Jesteś naprawdę ciężko ranny, prawda? Założę się, że uda mi się namówić mojego szefa, żeby umieścić cię w szpitalu, jeśli powiesz nam prawdę o Slipper Hollow.

Wstał z miejsca i jęknął, gdy Savich posadził go z powrotem na fotelu.

– Nie byłem w żadnym Slipper Hollow. Polowałem na kaczki – powiedział Everett i podniósł wzrok na Savicha. – Dzikie kaczki, jest ich cholernie dużo nad jeziorem Eagle. Słuchajcie, potrzebuję kolejnej tabletki przeciwbólowej, ból jest naprawdę okropny. Szedłem do łazienki, żeby ją wziąć, kiedy zaczęłaś walić w moje drzwi. – Potrząsnął głową. – Tak mnie boli, że tracę rozsądek. Przyjrzałem ci się bardzo dokładnie, zanim otworzyłem te cholerne drzwi. Skąd mogłem wiedzieć, że taka ładna dziewczyna jak ty jest parszywym psem?

– Hej, Dillon, ten facet uważa, że jestem całkiem ładna jak na parszywego psa. Co o tym myślisz?

– Ta szumowina ma dobry gust.

– A więc jesteśmy zgodni. Może teraz powiesz nam, gdzie zakopałeś Claya Hugginsa? To cię nie obciąża, bo nie ty go zastrzeliłeś. Założę się, że czujesz się źle z powodu jego śmierci. A teraz gnije gdzieś w polu, jakby nie był wystarczająco wartościowy, żeby go złożyć w trumnie.

– Nie wiem, o czym mówicie. Nie znam żadnego Claya Higginsa.

– Claya Hugginsa.

– Wszystko jedno – warknął i spojrzał na Savicha. – Słuchaj, koleś, chcę, żebyście stąd poszli. Zostawcie mnie w spokoju. Nic nie wiem o żadnym lekarzu w piwnicy, ja tylko zgodziłem się na współpracę z wami. Chcę tylko wziąć tabletkę przeciwbólową i wrócić do łóżka. Nie mieliście nawet paczki od Gun Smith Euro, prawda?

– Przykro mi, nie mamy paczki. Ciężko mi z tym, Don, ale czasami w pracy muszę skłamać.

– Dobra, Don, a teraz posłuchaj – powiedział Savich. – Masz do wyboru jedną z tych ciasnych, niewygodnych cel z Big Bubba jako współlokatorem albo przyjemne szpitalne łóżko z czystą pościelą. Wybór należy do ciebie.