Выбрать главу

– Potem nie mógłby sobie pójść – zauważył Ollie.

– Ojej, masz rację. – Rachael zamilkła, sączyła swoją kawę, patrząc na Astro, który smacznie spał na macie przed kominkiem po solidnej porcji wegetariańskiej lasagne z talerza Seana.

Jackowi podoba się pistolet Rachael; celujesz w to, do czego chcesz strzelić, i naciskasz spust, ale…

– Nie podoba mi się, że masz broń. To nie jest zabawka.

– Tak myślisz? Jack, widziałeś jak strzelam. Robię to prawdopodobnie lepiej niż ty. Bądź cicho.

– Odeszliśmy od tematu – zauważył Savich. – Czas nadrobić stratę.

On i Sherlock opowiedzieli im o ich spotkaniach z kongresmenką McManus i państwem Barbeau.

– Chodzi o to – powiedziała Sherlock – że Dillon i ja uważamy, że Pierre Barbeau jest poza wszelkimi podejrzeniami o zamach na życie MacLeana. Co innego pani Barbeau, trzeba się nią zająć. – Wzruszyła ramionami. – Ona bardzo rozpacza, jest tak samo zdruzgotana jak jej mąż, ale jej poziom złości w stosunku do doktora MacLeana… no nie wiem. Po prostu nie wiem.

– A co sądzicie o McManus? – zapytał Ollie. – Myślicie, że zleciła zamordowanie swojego męża? Savich skinął głową.

– Myślę, że byłaby do tego zdolna.

– Jest naprawdę nerwowa – dodała Sherlock. – Ale nauczyła się kontrolować, musiała, pewnie plucie jadem na kolegów z Izby Reprezentantów nie przysporzyłoby jej przyjaciół. Jednak jest silną kobietą. Wolałbym nie mieć w niej wroga. Savich wzruszył ramionami.

– Czy to ona stoi za zamachami na życie Timothy'ego? Cóż, nie wydaje mi się. Nie ma motywu, chyba że była to zemsta za to, że narobił zamieszania, może wywołał skandal, który mógł ją rozzłościć.

– Myślę, że miałaby zbyt wiele do stracenia – podsumowała Sherlock. – Gdyby nie wiedziała, że wiele rzeczy związanych z morderstwem jej męża nie trzyma się kupy, może obawiałaby się, że w nowym śledztwie coś zbyt łatwo wyjdzie na jaw.

– Więc co teraz? – zapytała Rachael.

Wielkie Psisko Astro podniósł łeb i raz zaszczekał. Rachael podeszła i usiadła na podłodze przed nim, głaszcząc go dotąd, aż przewrócił się na grzbiet i wystawił w górę cztery łapy.

– Jest jeszcze Lomas Clapman, bogacz, który ukradł pomysł swojego wspólnika i mógł popełnić oszustwo. Ale znowu nie widzę motywu – zastanawiał się Savich.

– Pozostaje pytanie, skąd zabójca wiedział, że MacLean zaczął mówić – wtrącił Ollie. – Barman powiedział, że raczej nikt więcej go nie słuchał, ale nie mógł być tego całkowicie pewny. Twierdzi, że nigdy nikomu tego nie zdradził, więc to pozostaje tajemnicą.

Jack sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej dysk.

– Wszystkie kartoteki Timothy'ego znajdują się na tym dysku. Gdyby ich nie zachował, ogień zniszczyłby wszystkie jego zapiski o pacjentach. Tylko kto podłożył ogień?

– Przeanalizowaliśmy wszystkie akta z naszymi psychiatrami sądowymi – powiedział Ollie. – Było dużo sprawdzania, ale nie ma tam innych pacjentów, którzy mieliby motyw, żeby zabić doktora MacLeana. Owszem, tu i tam jest trochę paskudnych typów, ale morderca? – Ollie potrząsnął głową. – Spójrzmy prawdzie w oczy, kto mógł zabić swojego psychiatrę na podstawie spekulacji, przecież nie wyjawił światu ich tajemnic, a mógł? To nie ma sensu. Wszyscy przez chwilę zastanawiali się.

– Jutro rano, Jack i ja idziemy spotkać się z adwokatem Jimmy'ego, Bradym Culliferem – odezwała się Rachael. – Jeśli jest jakaś tajemnica, może on coś nam zdradzi.

Savich rozparł się na sofie i splótł palce na brzuchu.

– Rozmawiałem z lekarzem sądowym o zaskakującej śmierci Perky. Wygląda na to, że to nie było morderstwo. Umarła na zatorowość płucną, w jej płucach powstał skrzep. Lekarz sądowy powiedział, że to jedno z głównych powikłań pooperacyjnych. Teraz już to wiecie.

Złożyłem też wizytę naszym dwóm rannym czarnym charakterom z Parlow i Slipper Hollow, Roderickowi Lloydowi i Donleyowi Everettowi. Lloyd wciąż nie chce z nami rozmawiać, a co do Everetta, podpisał pełne zeznania. Niestety nie wiedział, kto wynajął Perky. Myślę, że nie kłamał. – Savich wyprostował się. – Lloyd na pewno wie, że Perky nie żyje. Może uda nam się go przekonać, że ona go sypnęła. Jak myślisz, Sherlock?

– Adwokat Lloyda na pewno wie o jej śmierci, ale warto spróbować. – Nie brzmiało to zbyt optymistycznie.

– Co z czwartym facetem? – zapytał Jack. – Jak on się nazywa?

– Marion Croop – powiedziała Sherlock. – Wysłaliśmy za nim list gończy, ale jeszcze nic nie wiemy.

38

Waszyngton

Piątek rano

Rachael wylała gorącą, gęstą owsiankę na talerz Jacka. Ten popatrzył na papkę, potem na nią.

– O co chodzi? No dalej, jedz, póki gorąca. Dobrze ci zrobi, a musisz wiedzieć, że robię najlepszą owsiankę w Kentucky. O, jeszcze trochę brązowego cukru – i posypała nim owsiankę.

Spojrzał na nią błagalnie.

– A mogę zamiast tego dostać płatki kukurydziane? Rachael pacnęła go w ramię.

– Co to ma znaczyć? To ja poświęcam się i gotuję ci na śniadanie moją specjalność, bo jesteś tutaj, żeby mnie chronić, i chciałam nagrodzić cię za to, że w nocy nie było żadnych włamań, a ty wolisz płatki kukurydziane? Z pudełka?

– Polane beztłuszczowym mlekiem? – poprosił. Rachael wzięła się pod boki.

– A może jeszcze do tego plasterki banana? Parsknęła śmiechem i na chwilę zniknęła w spiżarni.

– Przykro mi, Jack, nie mam płatków kukurydzianych – powiedziała. – Więc masz do wyboru: owsianka lub śmierć głodowa.

Jack podniósł do ust łyżkę z owsianką, przeżuł wolno i połknął.

– No i jak? Może być?

– Szczerze?

– No pewnie. Daj spokój, Jack, zniosę każdą prawdę.

– To musi być najlepsza owsianka w Kentucky.

– No tak. Ale przecież nie jesteśmy w Kentucky, głupku – rzuciła w niego serwetką i zabrała się do jedzenia własnej porcji. – No dobra, postaram się dla ciebie o te płatki kukurydziane.

W pokrzepiającej ciszy jedli owsiankę. To było dziwne uczucie jeść z kimś śniadanie, pomyślała Rachael, patrząc, jak poranne słońce wpada przez kuchenne okno nad zlewozmywakiem. Po śmierci Jimmy'ego dni były takie puste i upływały tak bardzo powoli, zanim wyjechała na Sycylię, że zaczęła wątpić, czy kiedykolwiek powita ranek z uśmiechem. A potem ktoś próbował ją otruć i wrzucił do jeziora Black Rock.

– Dziękuję, Jack.

Oblizał łyżkę i odstawił pusty talerz.

– Za co?

– Za to, że tu jesteś. I że nie jestem sama. Dobrze spałeś? Jack spał w jednej z wypełnionej antykami sypialni, trzy pokoje od sypialni Rachael. Sypialnia jej ojca znajdowała się na drugim końcu długiego korytarza i od jego śmierci pozostała nietknięta. Właściwie łóżko Jacka było twarde jak skała i tego ranka musiał długo przeciągać się, aby rozprostować kości.

– Wspaniale – odpowiedział.

– Cieszę się. Musi być z ciebie prawdziwy macho. Spałam raz w tym łóżku i myślałam, że połamię sobie plecy, taki ma twardy materac. Cieszę się, że nikt nie próbował się włamać i mnie zabić. – Bez słowa ponownie napełniła jego talerz. – Tak naprawdę nie zmrużyłam oka, bo bałam się, że każdy szmer to bandyta, który przyszedł mnie dopaść, pomimo że wiedziałam, że jesteś blisko i nic mi nie grozi.

– To zrozumiałe.

– Trzymałam broń obok łóżka. Więc owszem, byłam bezpieczna, Jack. Około trzeciej zaczęłam myśleć, że może jakiś idiota zajrzy do mnie przez okno. Tylko – jeżeli strzeliłabym przez podwójną szybę, to czy kula przejdzie na wylot, czy może roztrzaska szybę?