Barbeau zaczął protestować, ale po chwili odwrócił się i zawołał:
– Estelle!
Pani Barbeau, od stóp do głów otulona w biały gruby szlafrok, stanęła na końcu korytarza. Włosy miała owinięte w biały ręcznik. Oczywiście wiedziała, że tam byli, dlatego nie weszła dalej.
– Odejdźcie – zawołała. – Jestem nieubrana. Poza tym jest sobota rano. Zostawcie nas w spokoju. Nie mamy wam nic więcej do powiedzenia.
– Wiem, że pani i pani mąż byliście wczoraj w Penyon Galery – zawołała Sherlock. – Jak podobała się pani ta specjalna ekspozycja?
– Była żałosna. Nie widzieliśmy nic, co mogłoby nas zainteresować. Nie czuję się najlepiej. Nie podejdę bliżej, nie chcę was niczym zarazić.
– Pani choroba pojawiła się nader szybko – powiedziała Sherlock. – Ostatniej nocy chodziła pani po mieście.
– Rzeczywiście, pojawiła się szybko. Idźcie sobie.
Savich zbliżył się do Pierre'a, otoczył ramieniem jego prawe ramię i zacisnął dłoń, żeby raz na zawsze sprawdzić, czy to nie jego postrzeliła siostra Louise. Przez gruby materiał nie poczuł bandaża. Pierre nie wyrywał się, ale powoli wyswobodził się. Nawet się nie obruszył. Savich poczuł napięcie jego mięśni. Być może to była powierzchowna rana, pomyślał Savich, jeżeli to Pierre był tym mężczyzną, którego postrzeliła siostra Louise. Dlaczego to wszystko nie mogło być proste?
– Więc nie lubi pani artystów? – zawołała Sherlock.
– Nieszczególnie – odparła Estelle. – Nazywam to komercyjną sieczką, nieciekawą i pozbawioną treści. Odejdźcie. Zostawcie nas w spokoju. Jestem chora.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, pani Barbeau, może dołączy pani do nas w salonie? – zaproponował grzecznie Savich. – Będziemy się streszczać i obiecuję nie zbliżać się do pani na mniej niż metr, więc może się pani nie przejmować aresztowaniem za zarażenie agentów.
Estelle nie udawała uprzejmości. Przyszła i stanęła w drzwiach salonu, ale nie bliżej. Istotnie, nie wyglądała najlepiej. Miała przekrwione oczy i była bardzo blada. Sherlock przyszło do głowy, że ten szlafrok był o wiele za gruby jak na czerwiec.
Czy na taśmach ze szpitala mogła być kobieta?
Estelle powtórzyła to, co powiedział im jej mąż, pewnie dlatego, że słyszała ich rozmowę, pomyślała cynicznie Sherlock.
– Powiecie nam, co się stało? – zapytał w końcu Pierre.
– Ubiegłej nocy, około północy, mężczyzna przebrany za lekarza próbował zabić doktora MacLeana – oznajmił Savich, patrząc Pierre'owi prosto w oczy.
Po chwili milczenia Estelle wzruszyła ramionami.
– Jaka szkoda, że mu się nie udało. – Ach tak. Rozumiem. Myślicie, że to mój mąż próbował zabić tę żałosną namiastkę lekarza? I przyjaciela? Coś wam powiem, to nie on. Byliśmy razem przez całą noc. A teraz proszę wyjść.
Sherlock przyjrzała się prawemu ramieniu Estelle. Pod jej szlafrokiem z łatwością mógł się zmieścić bandaż. Nie, z pewnością na nagraniach widać mężczyznę, ten chód, postawa, z pewnością, ale miał na sobie luźne ubranie. Estelle była prawie tak wysoka jak jej mąż.
Savich chciał wrócić do łóżka i zdrzemnąć się przez kilka godzin albo żeby Sherlock jeszcze raz go uwiodła. W zasadzie jedno i drugie.
Na Wisconsin był niewielki ruch. Savich mocno wcisnął pedał gazu porsche. Westchnął, lekko odpuścił i znowu westchnął.
– Chcesz wiedzieć, o czym myślę?
Dotknęła jego dłoni, poczuła, jak jego palce powoli rozluźniają uścisk.
– Powiedz.
– Ta zawziętość, czy obsesja, jak powiedziałaś. Po prostu nikt, z kim rozmawialiśmy nie wydaje się aż tak zawzięty, tak zdeterminowany do zabicia doktora MacLeana. Może powinniśmy porozmawiać z Lomasem Clapmanem, może on zamordował kilkanaście osób, a doktor MacLean zapomniał o tym.
– Myślę, że nasz zabójca jest tuż obok nas. Coś przeoczyliśmy, dlatego że jesteśmy zmęczeni. To był wyczerpujący tydzień, Dillon. Powinniśmy poświęcić trochę czasu na uporządkowanie wszystkiego, co wiemy, i przeanalizowanie tego.
Savich pomyślał, że żona ma rację.
– Myślę, że dziś wieczorem możemy zaaranżować małe przyjęcie z udziałem ciotki i wujka Rachael i może Stefanosa – powiedziała. – Dzięki temu będziemy mieli okazję z nimi porozmawiać. Myślisz, że przyjmą zaproszenie do starej posiadłości rodzinnej, jeśli Rachael naprawdę ładnie ich poprosi?
Savich roześmiał się.
– Tak, chyba że z zaproszeniem poślemy tam brygadę antyterrorystyczną. A jeśli wezwiemy ich na przesłuchanie, przyjdą z kilkoma prawnikami, odmówią odpowiedzi na pytania i zażądają, żeby ich aresztować albo uwolnić. A po tym próbowaliby pozwać FBI.
– Wtedy chyba potrzebowalibyśmy porządnego dowodu albo z czternastu naocznych świadków – westchnęła Sherlock.
– I tak by nas pozwali. Myślę o innej możliwości spotkania z nimi wszystkimi, specjalnym zaproszeniu, które mogliby zaakceptować. Dam ci znać, jak coś wymyślę.
Telefon komórkowy Savicha głośno zagrał piosenkę Camptown Race. Kiedy się rozłączył, powiedział:
– Pamiętasz Rodericka Lloyda, radosnego prostaka z bronią z warsztatu Roya Boba w Parlow? Ollie mówi, że pójdzie na współpracę. Zezna, że to Perky powiedziała mu, co ma robić.
– Wszystko pięknie – mruknęła Sherlock. – Ale czy on wie, kto wynajął Perky?
– Nie.
– To bardzo sprytnie pomyślane.
– Adwokat Lloyda pomyślał, że Perky go nie wyroluje, bo nie żyje, więc dlaczego nie współpracować? Widok prawnika przy pracy zawsze cieszy moje serce – powiedział Savich.
Uśmiechnęła się szeroko i oparła głowę o zagłówek. Poczuła wiatr we włosach i na twarzy. Spojrzała na męża i powiedziała:
– Jest sobota. Weźmy Seana i chodźmy pograć w futbol do High Banks Park.
– Sean radzi sobie coraz lepiej. – Już nie próbuje wskakiwać nam na plecy. W sumie seks i drzemka mogły poczekać.
– High Banks Park? Czemu nie?
45
Rachael i Jack stali w drzwiach, Jack pożądliwie spoglądał na porsche Savicha, którym właśnie wyjeżdżał na ulicę. Rozejrzał się po dobrze oświetlonej dzielnicy.
Było cicho i spokojnie. Jednak…
– Idę się rozejrzeć, dobrze? Rachael pokiwała głową.
– Idź. Ja tutaj posprzątam. Bądź ostrożny, Jack.
Skinął głową i podążył w stronę boku domu. Ona wróciła do salonu, podniosła dwie poduszki z angielskiego jedwabiu i ostrożnie odłożyła je na sofę. Rozejrzała się po tym wspaniałym pokoju. Ten dom jest teraz mój, pomyślała, nadal do końca w to nie wierząc. Ale nie mogła zapomnieć, ile ją to kosztowało. Miała tylko sześć tygodni z Jimmym. Ze swoim ojcem. Właśnie upychała pudełka po pizzy do kosza na kartony w spiżarni, kiedy usłyszała głos Jacka:
– Wygląda na to, że teren jest czysty.
– Tu jestem!
– Wiesz – powiedział, wchodząc do kuchni. Po chwili zatrzymał się, po raz kolejny urzeczony warkoczem Rachael, opadającym na policzek. – Było miło gościć tutaj Savicha i Sherlock. Widzę Seana, czepiającego się swojej matki, żeby powalić ją na ziemię…
– … i zapewniającego ją, że musiał to zrobić, bo nie pomyślał, że dotyk ją powstrzyma…
– … a Savich stoi nad nimi i zanosi się od śmiechu. Rachael zaparzyła herbatę, podczas gdy Jack włożył naczynia do zmywarki.
– Wiesz, co właśnie przyszło mi do głowy? Zastanawiałam się, jak wyglądałaby Laurel, gdyby zmieniła styl ubierania się, ufarbowała włosy i zaczęła się malować.
– To się raczej nie stanie, dopóki jest żoną Stefanosa – powiedział Jack. – Mnie się wydaje, że ten facet był dupkiem od samego początku.