Выбрать главу

– Więcej od ciebie – odparł Jumbo. – Nie wydaje mi się, żebyś przebił swoją konferencję prasową, ale zobaczyć, jak osobiście przyjeżdżasz, żeby się mnie pozbyć… co tu się dzieje, Savich?

– Witaj, Jumbo. Tak, zwróciłeś moją uwagę. Cieszę się, że mogłeś zostać.

– Wasz chłopak nie dał mi wyboru, powiedział, że aresztuje moje dupsko i zaniknie w schowku na szczotki na czwartym piętrze budynku Hoovera. Dodał, że znajdą mnie dopiero za miesiąc. – Jumbo uśmiechnął się do Savicha, szczerząc zęby. – Właśnie sprawdzałem kongresmenkę McManus. – Poklepał swojego laptopa. – Wprawdzie to nie MAX, ale wciąż mogę znaleźć w nim mnóstwo informacji, takich, jak szczegóły śmierci jej męża. Słyszałem od jej zaufanego psychiatry, że zapłaciła jakiemuś zbirowi z Savannah, żeby sprzątnął jej starego. To jest sensacja, agencie Savich, wielka sensacja.

– Wiem, że nie napiszesz o tym, dopóki nie będziesz miał stuprocentowej pewności. A wiesz, że nigdy takiej pewności nie zdobędziesz. Posłuchaj Jumbo masz świadomość, że doktor MacLean cierpi na demencję, i z powodu choroby mówi o rzeczach, o których mówić nie powinien, nawet o takich, które nie miały miejsca. Wiesz również, że były zamachy na jego życie…

– Tyle zamachów, że my, biedni reprezentanci narodu, nie nadążamy za nim – powiedział Jumbo. – Ta historia z wczorajszej nocy to dla was porażka, chłopaki, chodzi mi o to, że agent FBI dostał zastrzyk odurzający, nie wspominając o pozostałym gównie. I ratująca sytuację pielęgniarka. O co tu chodzi?

– Hamuj, Jumbo. Już złożyliśmy oświadczenie.

– Ludzie mają prawo wiedzieć, Savich, zawsze to powtarzam. Słyszałem pogłoski o jego chorobie, ale nikt nigdy ich nie potwierdził. Prawdę mówiąc, to dlatego nie miałem nic przeciwko temu, żeby zostać. Wiem, że on jest poważnie chory, i że to, co on mówi, jest prawdopodobnie nieprawdziwe i nie kontroluje siebie. Porozmawiaj ze mną, powiedz mi, co się stało.

– Nieoficjalnie?

– Jeśli się zgodzę, kiedy będę mógł to wykorzystać?

– Kiedy wszystko się skończy. No dobra, Jumbo, potrzebuję twojej pomocy. Jumbo zagwizdał, założył ręce za głowę i skrzyżował nogi.

– Jak to? Ty potrzebujesz mojej pomocy? Świat się kończy. W życiu bym nie zgadł, o co w tym chodzi.

50

Sherlock znalazła doktora dąsającego się w swoim pokoju. Neurolog, doktor Shockley, sprawdzał odruchy MacLeana, mrucząc coś pod nosem. MacLean ignorował go. Zmrużył oczy, kiedy Sherlock weszła do pokoju. Wyglądało na to, że miał zamiar użalać się nad sobą. Doktor Shockley wyprostował się.

– Wszystko w porządku, doktorze MacLean, pomimo emocji – powiedział.

Sherlock przedstawiła się, poczekała, aż wyszedł z sali i przeciągle spojrzała na MacLeana. Zanim zdążył ją zaatakować, Sherlock zwróciła się do niego tak, jak do Astro:

– Niedobry piesek MacLean, bardzo niedobry piesek.

– Niedobry piesek? – powtórzył powoli MacLean. – Niedobry piesek? To nawet zabawne, agentko Sherlock, ale dokładnie o to chodzi. Nie jestem pani cholernym psem. Jeśli chcę rozmawiać z dziennikarzami, FBI nie ma nic do gadania. To jest tylko rozmowa, krótka rozmowa z inną czującą istotą ludzką, on jest dziennikarzem, a ja byłem gotów wszystko powiedzieć.

– Hej, to też było całkiem zabawne. Skończyłeś? – Kiedy chciał mówić dalej, Sherlock uciszyła go ruchem dłoni. – Rozumiem cię, Timothy, naprawdę rozumiem. Ale musisz mi uwierzyć – to był błąd. Złamałeś tajemnicę lekarską, opowiadając o tym dziennikarzowi. Postaraj się zastanowić nad tym przez chwilę. Właśnie dlatego ktoś próbuje cię zabić. Rozumiesz, że twoja rozmowa z Jumbo była nie na miejscu?

MacLean wzruszył ramionami. Wyglądał na rozdrażnionego. Należało więc przyjąć inną taktykę. Sherlock puknęła go w ramię.

– Słyszałam, że twoja żona mocno zdenerwowała się tym, co wydarzyło się ostatniej nocy. Nie chciała zostawić cię samego.

– Ach, tak. Ta głupia Molly, ciągle się tu kręci, sprawdza mi puls, gałki oczne, ogląda moje cholerne nogi. Mówi, że trzeba mi przyciąć paznokcie u stóp. Nie zasługuję na to, nic nie zrobiłem, no prawie nic, przynajmniej nic istotnego.

– Kazał jej pan znaleźć kochanka, bo uważa pan, że jest odrażająca. Wzruszył ramionami.

– No cóż, faktem jest, że dziwnie pachnie Spadaj na drzewo, pomyślała Sherlock.

– Ona cię kocha.

Bardzo długo milczał, po czym odparł:

– Nie, nie kocha.

– Co masz na myśli?

MacLean położył głowę na poduszce i zamknął oczy.

– Kiedy dowiedziała się, co się dzieje z ludźmi cierpiącymi na tę chorobę, prawie mnie zostawiła. Wszyscy uważają, że taka z niej święta, bo sterczy tu nade mną, ale ja znam prawdę. Wiem, że wyprowadziła wszystkie pieniądze z naszych wspólnych kont bankowych. Wiem, że ma kochanka. Problem w tym, że nie bardzo może zostawić mnie w tym podłym stanie, tak? – Zamilkł i wzruszył ramionami. – Za tym nie stoi Pierre ani Dolores. Nie. To Molly próbuje mnie zabić.

– To największa bzdura, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałam, Tim, i wiesz o tym. I Bóg mi świadkiem, że usłyszałam już od ciebie dość kłamstw!

Molly MacLean stała w drzwiach z rękami założonymi na biodra. Jej twarz była purpurowa ze złości.

– Pani MacLean – powiedziała Sherlock, uśmiechając się do niej. – Wyjdzie pani ze mną na chwilkę?

– Jeśli zostanę w jednym pokoju z tym… osobnikiem, mogę go zabić! – krzyknęła Molly i pogroziła mężowi pięścią.

– Wychodzimy, agentko Sherlock. Proszę mnie stąd zabrać, bo nie ręczę za siebie.

Savich znalazł Sherlock i płaczącą Molly w pokoju pielęgniarek. Sherlock spojrzała na niego.

– Cześć, Dillon. Myślę, że powinniśmy spojrzeć na sprawy z innej perspektywy. Prawda, pani MacLean? Molly przetarła oczy.

– Tak, jeszcze raz zebrałam wszystko do kupy. Tak łatwo można zapomnieć, że on nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi, i nie pojmuje, jak jego słowa mogą ranić. A kiedy usłyszałam, w jaki sposób mówi o mnie do pani… przepraszam. O Boże, jest taki chory, tak niepodobny do siebie. Czasami nie mogę tego znieść. – Molly zasłoniła twarz dłońmi i zaszlochała.

Sherlock wstała i przytuliła ją, szepcząc jej do ucha, że to nonsens. To ją uspokoiło. Molly uwolniła się z objęć Sherlock, wytarła nos i oczy.

– Przepraszam za moje zachowanie. Zamoczyłam pani bluzkę. Przez tę sytuację jestem nieszczęśliwa, ale wiem i rozumiem, że on nie może nic na to poradzić.

– Trzyma się pani nadzwyczaj dobrze, zważywszy na okoliczności, pani MacLean – powiedział Savich i naprawdę tak myślał.

– Z jakichś powodów doktor MacLean był dziś zdenerwowany – zauważyła Sherlock. – Zadzwonił do dziennikarza i zaatakował panią słownie, prawdopodobnie dlatego, że ja i Dillon popsuliśmy mu zabawę. Przykro nam. – Sherlock uścisnęła Molly. – Robi pani wszystko, co tylko może.

Westchnęła i podeszła do okna. Objęła się za ramiona.

– Tak, robię, co mogę. Biedny Tim, znalazł się w potrzasku, i przez większość czasu nawet nie orientuje się, co się z nim dzieje. Rozmawiałam z jego lekarzem w Duke, zobaczcie, co mi dali. To naprawdę nie jest nic przyjemnego. Trzydzieści minut później, kiedy Savich wyjeżdżał swoim porsche ze szpitalnego parkingu, powiedział.

– Jumbo Hardy zgodził się trzymać to w tajemnicy. Natychmiast zamieści oświadczenie Rachael w Washington Post.

– Co mu obiecałeś? Uśmiechnął się do niej.

– Bardzo szybko oprzytomniał, kiedy wyjaśniłem mu, na co choruje Timothy. Wiedział również, że nie ma źródła, które mógł zacytować. Jednakże obiecałem mu wyłączność, za zgodą FBI, oczywiście, kiedy złapiemy tego, kto próbował zabić Timothy'ego.