Выбрать главу

– Wówczas podejrzewaliby nas obu.

Roy przez dłuższą chwilę patrzył na Sarę Callahan. Odwrócił się wreszcie od okna i zaczął chodzić tam i z powrotem.

– Najważniejsze, żeby zostawić ślady, które odwrócą od nas uwagę. Zmyłka dla gliniarzy.

– Czy chociaż wiesz, jaki oni mają sprzęt? Mogą cię wytropić badając pojedynczy włos, nitkę, cokolwiek.

– Ale gdybyśmy mogli sprzątnąć ją w taki sposób… żeby nawet za milion lat nie przyszło im do głowy, że zrobiły to dzieciaki…

– Jak?

Roy wciąż krążył po pokoju.

– Moglibyśmy zrobić to tak, by wyglądało na robotę jakiegoś szaleńca, maniaka seksualnego. Gdyby tak uderzyć ją nożem ze sto razy. Obciąć jej uszy. Szczeniaka też nieźle posiekać, a na ścianach wypisać krwią różne zwariowane rzeczy.

– Jesteś naprawdę obrzydliwy.

Roy przystanął na chwilę.

– O co chodzi? Krew tak na ciebie działa?

Colin czuł lekkie mdłości, ale próbował nie okazywać tego po sobie.

– Nawet gdyby udało ci się zmylić gliny, to i tak pozostaje jeszcze wiele słabych punktów w twoim planie.

– Na przykład?

– Ktoś może nas zobaczyć, jak będziemy wchodzić do jej domu.

– Kto?

– Na przykład śmieciarz. Albo ktoś, kto myje okna. Albo po prostu ktoś przejeżdżający samochodem.

– Więc wejdziemy tylnymi drzwiami.

Colin zerknął w okno.

– Wydaje mi się, że ten mur otacza całą posesję. Musielibyśmy więc wejść od frontu i obejść cały dom, żeby dostać się do tylnych drzwi.

– Wcale nie. Równie dobrze możemy przeleźć przez mur w ciągu minuty.

– Jeśliby ktoś nas wtedy zobaczył, to na pewno nas zapamięta. A poza tym, co z odciskami palców, kiedy już wejdziemy do środka?

– Będziemy mieli rękawiczki, oczywiście.

– To znaczy, że podejdziemy do drzwi w rękawiczkach, choć jest trzydzieści stopni upału, ze zwojem sznura i nożem, a ona nas wpuści bez chwili wahania?

Roy zaczął się niecierpliwić.

– Kiedy już otworzy drzwi, będziemy poruszać się tak szybko, że nie zdąży się zorientować, że coś jest nie tak.

– A jeśli się zorientuje? Jeśli będzie szybsza od nas?

– Nie będzie.

– Ale przynajmniej powinniśmy brać taką możliwość pod uwagę – upierał się Colin.

– W porządku. Wziąłem to, o czym mówisz, pod uwagę i uznałem, że nie ma się czym przejmować.

– Jeszcze jedno. Co będzie, jeśli otworzy drzwi wewnętrzne, ale nie zewnętrzne?

– To my je otworzymy. W czym problem?

– A jeśli będą zamknięte na klucz?

– Chryste!

– Cóż, trzeba się spodziewać najgorszego.

– Dobra, dobra. To nie był najlepszy pomysł.

– O to mi właśnie chodziło.

– Ale nie dałem jeszcze za wygraną.

– Nie chcę, byś dawał za wygraną – powiedział Colin. – Podoba mi się ta gra.

– Prędzej czy później wymyślę dobry plan. Znajdę kogoś, kogo moglibyśmy zabić. Radzę ci, uwierz mi.

Przez jakiś czas obserwowali Sarę Callahan, patrząc na zmianę przez lornetkę.

Już wcześniej Colin pragnął powiedzieć Royowi o Heather. Ale teraz, z powodów, których nie potrafił do końca określić, czuł, że właściwa chwila jeszcze nie nadeszła. Przez jakiś czas Heather powinna pozostać jego małą tajemnicą.

Gdy Sara zeszła z tarasu, Colin i Roy udali się do garażu, gdzie spędzili resztę popołudnia, bawiąc się kolejką. Roy prowokował skomplikowane katastrofy kolejowe i śmiał się podniecony, gdy wagony wyskakiwały z szyn.

Tego wieczoru Colin zadzwonił do Heather. Dziewczyna zgodziła się pójść z nim do kina w najbliższą środę. Rozmawiali prawie piętnaście minut. Gdy Colin wreszcie odłożył słuchawkę, wiedział, że jego radość jest dostrzegalna dla wszystkich wokół, i że cały promieniuje złotym obłokiem szczęścia.

20

Colin i Roy spędzili część wtorku na plaży, opalając się i obserwując dziewczęta. Zdawało się, że Roy stracił zapał do swej makabrycznej gry; nie wspomniał ani słowem o zabiciu kogokolwiek.

O pół do trzeciej wstał. Otrzepał z piachu gołe nogi i dżinsy z obciętymi nogawkami. Zdecydował, że czas wracać do miasta.

– Chcę wstąpić do galerii twojej matki.

Colin otworzył oczy ze zdumienia.

– Po co?

– Żeby obejrzeć obrazy, oczywiście.

– Dlaczego chcesz je oglądać?

– Ponieważ interesuję się malarstwem, ty baranie.

– Od kiedy?

– Od zawsze.

– Nigdy o tym nie wspominałeś.

– Nigdy nie pytałeś – powiedział Roy.

Wrócili na rowerach do miasta i zatrzymali się przed galerią.

W środku było kilka osób. Przechodzili powoli od obrazu do obrazu.

Wspólniczka Weezy, Paula, siedziała przy ogromnym starym biurku w prawym kącie sali, gdzie podpisywano akty kupna. Była szczupłą, piegowatą kobietą o błyszczących, rudawych włosach i nosiła ogromne okulary.

Weezy krążyła wśród oglądających, gotowa odpowiedzieć na każde pytanie dotyczące obrazów. Gdy dostrzegła Colina i Roya, ruszyła w ich kierunku, uśmiechając się sztywno. Dla Colina było jasne, że pojawili się nie w porę.

Zanim Weezy zdążyła zapytać, czego chcą, Roy wskazał na duży obraz Marka Thornberga i powiedział”

– Ten artysta jest niesamowity, pani Jacobs. Naprawdę. Jego dzieło ma więcej głębi niż te wszystkie dwuwymiarowe obrazy, które produkuje większość współczesnych malarzy. Szczegóły są oddane po mistrzowsku. Chodzi mi o to, że te obrazy wyglądają tak, jakby artysta starał się dostosować styl starych flamandzkich mistrzów do bardziej nowoczesnego sposobu widzenia.

Weezy była zdumiona, słysząc uwagi Roya.

Colin też był zdumiony. Więcej niż zdumiony. Był wręcz ogłuszony. Głębia? Dwuwymiarowy? Mistrzowie flamandzcy? Zaskoczony, gapił się na Roya.

– Interesujesz się sztuką? – spytała Weezy.

– O, tak – powiedział Roy. – Myślę o tym, żeby wybrać sztuki piękne jako główny przedmiot, kiedy pójdę do college’u. Ale to będzie dopiero za parę lat.

– Malujesz?

– Trochę. Głównie akwarele. Nie jestem w tym zbyt dobry.

– Założę się, że teraz przemawia przez ciebie skromność – powiedziała Weezy. – Widać, że znasz się na sztuce i masz dobre oko. Bezbłędnie określiłeś to, co chce osiągnąć Mark Thornberg.

– Naprawdę?

– Tak. To niezwykłe. Zwłaszcza w przypadku kogoś w twoim wieku. Mark stara się wykorzystywać niezwykłą dbałość o szczegół i trójwymiarowe techniki mistrzów flamandzkich, i łączy te jakości ze współczesną wrażliwością i tematyką.

Roy spojrzał na inne płótna Thornberga, wiszące na tej samej ścianie, i powiedział”

– Chyba odnajduję tu ślad… Jacoba De Witta.

– Zgadza się! – zawołała Weezy zdumiona. – Mark jest wielbicielem De Witta. Naprawdę masz dużą wiedzę o sztuce. Jesteś niezwykły.

Roy i Weezy przechodzili od jednego obrazu Thornberga do drugiego, spędzając przed każdym parę minut i dyskutując o zaletach artysty. Colin szedł za nimi krok w krok, zapomniany, zawstydzony swą ignorancją – i oszołomiony niespodziewaną wiedzą i wrażliwością Roya. Już wcześniej, przy pierwszym spotkaniu Roy zrobił na Weezy dobre wrażenie. Powiedziała o tym Colinowi i dała mu do zrozumienia, że tak wspaniały chłopiec jak Roy Borden będzie miał na niego o wiele lepszy wpływ niż tych kilku moli książkowych i społecznych wyrzutków, z którymi wcześniej nawiązywał nietrwałe znajomości. Zdawała się nie dostrzegać, że Colin był właśnie takim wyobcowanym molem książkowym i że jej słowa mogą go urazić. Teraz była zaintrygowana Royem i jego zainteresowaniem sztukami pięknymi. Colin dostrzegał zachwyt w jej oczach. Roy potrafił być czarujący. Umiał zdobyć przychylność i uznanie dosłownie każdego dorosłego, nawet tego, którym w skrytości ducha gardził.