– I to my go zaskoczymy.
– I będziemy mieli broń – dodała.
– Tak. Pistolet.
– Jesteś pewien, że potrafisz go zdobyć?
– Jak najbardziej.
– W porządku – oświadczyła. – Zrobię to. Załatwimy go. Razem.
Colin poczuł, jak jego żołądek nieprzyjemnie podskakuje, pobudzony dziwnym połączeniem dwu bodźców: pożądania i strachu.
– Colin?
– Co?
– Naprawdę myślisz, że jestem… niezła?
– Tak.
– Ładna?
– Tak.
Spojrzała mu głęboko w oczy, uśmiechnęła się i odwróciła głowę, by znów popatrzeć na morze.
Zdawało mu się, że dostrzegł łzy w jej oczach.
– Lepiej, żebyś już sobie poszedł.
– Dlaczego?
– Nasz plan będzie miał większe szansę powodzenia, jeśli Roy nie będzie wiedział, że się znamy. Jeśli nas tu przypadkiem zobaczy, i to razem, to później może nie dać się złapać na naszą sztuczkę.
Miała rację. Poza tym musiał jeszcze zrobić parę rzeczy i przygotować kilka spraw.
– Zadzwoń do mnie wieczorem – poprosiła Heather.
– Zadzwonię.
– Bądź ostrożny.
– Ty też.
– Colin?
– Tak?
– Myślę, że też jesteś niezły. Jesteś wspaniały.
Uśmiechnął się szeroko i starał się pomyśleć o czymś, co mógłby jej powiedzieć, ale nic mu nie przychodziło do głowy, odwrócił się więc i ruszył biegiem w stronę części parkingu przeznaczonej dla rowerów.
37
Realizacja planu wymagała zakupu drogiego sprzętu i Colin musiał zdobyć znaczną sumę pieniędzy.
Wrócił z plaży do domu. Poszedł na górę do swego pokoju i otworzył metalową skarbonkę w kształcie latającego spodka. Potrząsnął nią; na łóżko wypadły zwinięte w rulon banknoty i mnóstwo monet. Policzył pieniądze i stwierdził, że ma dokładnie siedemdziesiąt jeden dolarów. Stanowiło to mniej więcej jedną trzecią sumy, jakiej potrzebował.
Siedział przez parę minut na łóżku, wpatrując się w pieniądze. Rozważał różne warianty.
Wreszcie podszedł do garderoby i wyciągnął z niej kilka dużych pudeł wypełnionych komiksami. Każdy był zapakowany w plastikową torebkę z zamkiem błyskawicznym. Przejrzał je i wybrał kilka najcenniejszych i najmniej zniszczonych egzemplarzy.
O wpół do drugiej zaniósł sześćdziesiąt komiksów do sklepu pod nazwą „Dom Nostalgii” przy Broadway. Sklep był przeznaczony dla kolekcjonerów literatury sf, pierwszych wydań kryminałów, komiksów i taśm ze starymi audycjami radiowymi.
Pan Plevich, właściciel sklepu, był wysokim, siwowłosym człowiekiem o sumiastych wąsach. Przyciskał do lady swój ogromny brzuch, przeglądając ofertę Colina.
– K – k – kilka naprawdę n – niezłych pozycji – ocenił.
– Ile może pan za nie dać?
– Nie m – m – mogę dać ci za nie t – tyle, ile są warte – powiedział. – Muszę coś z tego m – m – mieć.
– Rozumiem – zgodził się Colin.
– Prawdę powiedziawszy, odradzałbym p – p – pozbywania się ich teraz. To doskonale z – zachowane p – p – p – ierwsze wydania.
– Wiem.
– Już teraz są w – warte znacznie w – w – więcej, niż zapłaciłeś za nie w kiosku. Jeśli potrzymasz je jeszcze d – d – d – dwa lata czy coś koło tego, to prawdopodobnie ich wartość się p – potroi.
– Tak. Ale potrzebuję pieniędzy. Natychmiast.
Pan Plevich mrugnął do niego.
– Masz d – d – dziewczynę?
– Tak. Zbliżają się jej urodziny – skłamał Colin.
– Będziesz t – t – tego żałował. Dź – dź – dziewczyna prędzej czy później odejdzie, a d – dobrym komiksem można się cieszyć o wiele dłużej.
– Ile?
– Myślałem o stu dolarach.
– Dwieście.
– Z – za dużo. Ona n – nie p – p – potrzebuje takiego drogiego p – p – p – rezentu. Co byś powiedział na sto d – dwadzieścia?
– Nie.
Pan Plevich przejrzał jeszcze dwukrotnie zbiór komiksów i w końcu stanęło na stu czterdziestu dolarach w gotówce.
Na następnym skrzyżowaniu znajdowała się filia California Federal Trust. Colin dał kasjerce banknoty ze skarbonki, a ta wydała mu bilon. Z dwustu jedenastoma dolarami w kieszeni udał się do sklepu ze sprzętem elektronicznym na Broadway i kupił najlepszy miniaturowy magnetofon, na jaki było go stać. W domu miał co prawda magnetofon kasetowy, ale był za duży i nieporęczny, a mikrofon nie wyłapywał niczego, co znajdowało się w odległości większej niż trzy czy cztery stopy. Ten, który kupił za sto osiemdziesiąt dziewięć dolarów, dziewięćdziesiąt pięć centów, okazyjnie, po zaniżonej o trzydzieści dolarów cenie – wychwytywał i wyraźnie nagrywał głosy z odległości nawet trzydziestu stóp; tak przynajmniej utrzymywał sprzedawca. Ponadto miał tylko dziewięć cali długości, pięć szerokości i tylko trzy grubości; można więc było łatwo go ukryć.
Zdążył wrócić do domu i schować magnetofon, gdy pięć minut później wpadła matka, by przebrać się przed umówioną kolacją. Dała mu pieniądze, żeby zjadł u Charly’ego. Kiedy wyszła, zrobił sobie kanapkę z serem i popił ją mlekiem czekoladowym.
Po kolacji poszedł do swojego pokoju i eksperymentował jakiś czas z nowym magnetofonem. Był znakomity – nagrywał głos czysto i bez zniekształceń, wychwytywał dźwięki nawet z odległości trzydziestu stóp, tak jak obiecywał sprzedawca, ale przy maksymalnym zasięgu jakość nagrania była znacznie gorsza. Testował urządzenie kilka razy, aż wreszcie uznał, że nadaje się do nagrywania rozmów z odległości dwudziestu pięciu stóp. Powinno wystarczyć.
Poszedł do sypialni matki i zajrzał do szafki nocnej, a później do serwantki. Pistolet leżał w szufladzie. Miał dwa bezpieczniki i kiedy się je przesuwało, zapalały się dwa czerwone światełka na niebiesko – czarnej obudowie broni. Kiedy Colin wspomniał Royowi o pistolecie, powiedział, że nie jest prawdopodobnie nawet załadowany. Ale był. Ponownie zabezpieczył broń i położył ją na swoje miejsce; leżała na stosie matczynych jedwabnych majtek.
Zadzwonił do Heather i znów omawiali szczegóły planu, starając się wyłapać jego słabe punkty, których wcześniej mogli nie zauważyć. Plan zdawał się mieć szansę powodzenia.
– Jutro porozmawiam z panią Borden – powiedział Colin.
– Myślisz, że to naprawdę konieczne?
– Tak. Jeśli uda mi się ją nakłonić, by w ogóle mówiła i nagrać wszystko na taśmę, to zyskamy jeszcze jeden dowód.
– Ale jeśli Roy dowie się, że z nią rozmawiałeś, może nabrać podejrzeń. Może się domyślić, że coś kombinujemy i element zaskoczenia odpadnie.
– Ludzie w tej rodzinie mają problemy z porozumiewaniem się – zapewnił ją Colin. – Może nawet nie wspomni Royowi o naszej rozmowie.
– A może wspomni.
– Musimy zaryzykować. Jeśli zdradzi coś, co pomoże nam wyjaśnić zachowanie Roya, jego motywacje, to łatwiej nam będzie przekonać policję.
– No… dobrze – powiedziała Heather. – Ale zadzwoń do mnie, jak już się z nią spotkasz. Opowiesz mi wszystko.
– Zadzwonię. A jutro wieczorem zastawimy na Roya pułapkę.
Milczała przez chwilę. Potem spytała”
– Tak szybko?
– Nie ma sensu zwlekać.
– Nie zaszkodziłoby, gdybyśmy przez dzień czy dwa przemyśleli wszystko jeszcze raz. Chodzi mi o nasz plan. Może jest w nim jakiś błąd. Może coś przeoczyliśmy.
– Nie przeoczyliśmy – powiedział. – Musi zadziałać.
– No to… w porządku.
– Zawsze możesz się wycofać.
– Nie.
– Nie będę się upierał wbrew tobie.
– Nie – powtórzyła. – Pomogę ci. Potrzebujesz mnie. Zrobimy to jutro wieczorem.