Выбрать главу

Na piątą rano gotów był oddział ratunkowy który miał być wysłany w okolice wsi Nowselowo. Rano wydobyto z krateru różne straszliwie zmiażdżone części samolotu. Potem wypompowano wodę z krateru i zabrano się do wydobywania ziemi, żeby dotrzeć do silnika.

Znajdują Gagarina

Chyba nie muszę podkreślać, że i tu sprawozdawcy nie są w zgodzie. Leonów i Bełocerkowskij sprawy zasadnicze inaczej opisują niż Beregowoj, który przecież znajdował się bliżej tych wydarzeń i może być uważany za naocznego świadka. Poza tym miał wiadomości z pierwszej ręki. Inne pytanie — czy faktycznie we wszystkich szczegółach pisze prawdę? Przecież łatwo sobie wyobrazić, a nawet trzeba to z góry wziąć pod uwagę, że ostatni wielki występ Gagarina — śmierć! — reżyserzy także starali się wyreżyserować tak, aby odpowiadała interesom propagandy i rządu. Nie jest więc wykluczone, że kolegę-kosmonautę także wprowadzili w błąd, więc pewne pozory przyjął za fakty i tak je później opisał.

Przyjrzyjmy się sprzecznościom. Beregowoj: o godz. 725 rano Kamanin i komisja znowu prowadzili poszukiwania wokół krateru. Charakterystyczny dla środkowej Rosji las mieszany był ścięty pod kątem 60-70 stopni przez spadający samolot. Na jednym z drzew, na wysokości mniej więcej 10 metrów, zauważono jakiś przedmiot. Zdjęto go i okazało się, że jest to kawałek lotniczej kurtki, z kieszenią, w której znaleziono kartki na posiłki na nazwisko Gagarina. Teraz nie było już wątpliwości. Beregowoj daje tylko do zrozumienia, że po pilocie prawie nic nie zostało. Podczas gdy ciało Serjogina można było rozpoznać, z Gagarina zebrano tylko oddzielne kawałki. Później spalono je w krematorium. Nie ma żadnej informacji, czy znalezione szczątki pokazano rodzinie. Wiemy tylko, że w krematorium obecni byli członkowie rodziny Serjogina i Gagarina, oraz wszyscy kosmonauci. Sowieckie środki masowego przekazu dopiero potem, 29 marca — a zatem z opóźnieniem 2 dni — podały pierwszy raz wiadomość o katastrofie.

Nie zaszkodzi zauważyć: po co taki pośpiech? Zastanówmy się spokojnie: spalenie ciała w krematorium odbyło się po godz. 21 wieczorem! Czy w Związku Radzieckim krematoria pracują na dwie lub trzy zmiany? To nieprawdopodobne. W każdym razie jest to znowu podejrzany znak: czemu trzeba, było ziemskie szczątki „Bohatera Związku Radzieckiego”, „pierwszego kosmonauty świata” itd. itd., zniszczyć o takiej porze, która nasuwa myśl o średniowieczu? Nie można wykluczyć, że to także stanowi fragment akcji związanej z Gagarinem. Takie jest życzenie reżyserów. Niech zwłoki znikną, niech nikt nie ma możliwości zbadania ich i ewentualnie wyciągnięcia jakichś niemiłych wniosków.

A teraz zobaczmy, co o zwłokach piszą Leonów i Członek Akademii? Według nich rzecz rozegrała się zupełnie inaczej. Nierozpoznawalne szczątki? Skądże! Wszystko jest całkiem zrozumiałe i jasne! „Zwłoki nie wykazywały niczego anormalnego. Stopy na pedałach, lewa ręka Gagarina na rączce gazu. Odciski palców na tablicy rozdzielczej dowodziły, że piloci byli przy pracy. Nie było próby katapultowania się”.

Poza ostatnim zdaniem odnosi się wrażenie, że to jakieś wielkie oszustwo. Jeżeli całe ciało Gabarina znaleziono w kabinie względnie nienaruszone, to jaką kurtkę pilota znalazł Kamanin na czubku drzewa? A może przy straszliwym zetknięciu z ziemią Gagarin stracił tylko przednią część kurtki, poza tym równo siedział w fotelu pilota z rękami i nogami w przepisowej pozycji? Nie zapominajmy, że samolot uderzył w ziemię z tak straszliwą siłą, że na dnie krateru o głębokości siedmiu metrów znaleziono wbite w ziemię co cięższe części, na przykład silnik.

Czy możliwe, że po tym uderzeniu pilot — i to tylko jeden, gdyż ciało drugiego znaleziono w znacznej odległości od samolotu — pozostał w maszynie niemal nienaruszony, tak że z położenia jego członków tyle dało się wyciągnąć wniosków? Niestety nasuwa się myśl, że Leonów i jego partner upraszczają sprawę i chcieliby zatuszować podejrzane aspekty.

Sowieckie dochodzenie sformułowało trzy, a raczej cztery możliwe powody katastrofy. Od razu muszę uprzedzić: nie udało się odkryć, co spowodowało wypadek. Jedna teoria to zderzenie maszyny z ptakiem lub balonem meteorologicznym. Jedno i drugie jest możliwe, było już wiele tego rodzaju katastrof na świecie. Inna teoria to taka, że MIG Gagarina dostał się w wir powietrzny wywołany przez drugi samolot odbywający w tej okolicy lot ćwiczebny). Trochę dziwne, że na tym samym lotnisku ćwiczebnym jednocześnie latają maszyny kierowane z ziemi niezależnie od siebie…). Fachowcy jako trzeci wariant nie wykluczyli pojawiającego się nagle słupa ciepłego powietrza, zwanego kominem termicznym, który może spowodować nie dającą się opanować zmianę kierunku lotu samolotu lecącego na niskim pułapie (na to też były przykłady w historii lotnictwa), wtedy samolot jakby „potknął się” i nie mógł odzyskać poprzedniego kierunku lotu.

Jako czwarta możliwość wymieniono te wszystkie trzy ewentualności naraz: komin termiczny, wir powietrzny wywołany przez inny samolot, wreszcie zderzenie z ptakiem lub balonem. Na żadną z tych ewentualności nie ma dowodu.

Nikt nie rozumie, czemu nie katapultowali się. Mogli to przecież uczynić jeden niezależnie od drugiego. Według przypuszczeń podczas spadania przeciążenie mogło dochodzić do 11 g. Podczas ćwiczeń ludzie mogą znieść przeciążenie maksymalne 8 g, samoloty zaś przy 12 g rozlatują się na kawałki.

Wnioski

Z powodu przerażającego braku konkretnych danych mógłbym temu rozdziałowi dać tytuł „Zgadywanie”. Bowiem studnia milczenia w imperium jest bardzo głęboka. Do dokładnych danych nie można dotrzeć, a to, co się ukazało i ukazuje w prasie, jest w widoczny sposób już skontrolowane. Czasem wyczuwalne są wykreślenia, brak logicznych powiązań, inne są zdecydowanie fałszywe. Reżyserzy wciąż jeszcze trzymają Gagarina w garści, choć minęło niemal trzydzieści lat od jego „lotu” i dwadzieścia dwa od śmierci.

Jedno jest pewne: we wszystkich urzędowych źródłach czytamy do dnia dzisiejszego, że Gagarin był pierwszym kosmonautą i że co do tego nie można mieć wątpliwości. Stanowi to aksjomat, podstawową prawdę przyjmowaną bez zastrzeżeń, od której nawet na milimetr nie można odstąpić. Od czasu do czasu jakieś szczegóły uważane za „barwne” rzuca się do publicznej wiadomości przez prasę, lecz nie mogą one być sprzeczne z ogólnie przyjętym twierdzeniem.

Ja zaś doszedłem do wniosku, że dziwna śmierć Gagarina też jest dowodem. W sposób przenośny potwierdza słuszność naszej tezy, że w swoim czasie nie poleciał w Kosmos. Żeby zaś ta tajemnica nie mogła nigdy wyjść na jaw — musiał umrzeć. Wystarczyło, by on umarł, gdyż w kręgach kosmonautów i rodziny nikt nie znał tego obciążającego faktu. Większość szczerze wierzyła i wierzy do dnia dzisiejszego, że ten człowiek faktycznie okrążył Ziemię w statku kosmicznym 12 kwietnia 1961.

Nie chodzi tylko o to, że ja, 13 kwietnia 1961, a więc następnego dnia po tym wydarzeniu, w sposób możliwy do udowodnienia przepowiedziałem jego śmierć. Powiedziałem: „Ten człowiek nie będzie długo żył”. Oczywiście moja przepowiednia nie ma nic wspólnego z całą sprawą. Jego śmierć była tylko rozgrywką w wielkiej polityce, i nic więcej. Już z poprzednich rozdziałów wynikało, że w sowieckich badaniach kosmicznych tamtego okresu badania naukowe nie odgrywały żadnej poważnej roli. Wszystko, co nazywano „badaniami kosmicznymi” funkcjonowało jako narzędzie oficjalnej ideologii państwowej i propagandy, a nie inaczej. Potężny aparat wszystko podporządkowywał temu celowi, czy to była technika, wynalazek, nowa myśl czy też człowiek. Dziesiątki tysięcy ludzi było zatrudnionych w tym „przemyśle” nie wiedząc nawet, co naprawdę robią i dlaczego. Począwszy od ostatniego marznącego w Bajkonurze technika do samej góry, a więc do kosmonautów stawianych w świetle reflektorów opinii publicznej — wszyscy byli sługami aparatu propagandy, niczym więcej.