– Bo nie – odparła krótko Verity.
Julian puścił jej dłonie i wsunął rękę do kieszeni płaszcza.
– Ależ tak – odrzekł. – Co powiesz o tym? – Wyciągnął na otwartej dłoni płócienną chusteczkę, którą dostał w prezencie świątecznym od Verity.
Ostrożnie ją rozwinął. W środku znajdował się złoty wisiorek z gwiazdą.
– Och!
– Czy pamiętasz, co powiedziałaś o tej gwieździe, kiedy ci ją dawałem?
– Sprawiłam ci przykrość.
– Tak. Sprawiłaś. Powiedziałaś, że Gwiazda Betlejemska zesłana została przez niebiosa, by nieść nadzieję, by prowadzić poszukujących mądrości i sensu życia. I oto ją masz. Leży miedzy nami. Sądzę, Verity, że w Boże Narodzenie poszliśmy za nią ślepo, nic nie rozumiejąc, dokładnie jak tamci trzej mędrcy. I doprowadziła nas do siebie. Dała nam nadzieję. Dała miłość. A w przyszłości, jeśli za nią podążymy, ofiaruje nam jeszcze więcej, ofiaruje miłość i szczęście. Chodź ze mną. Chodź ze mną do końca tej drogi. Zrób ten jeden nieodwołalny krok. Proszę.
Dziewczyna popatrzyła na Juliana oczyma pełnymi łez.
– Czy i dziś może być Boże Narodzenie? – spytała. – Dziś i każdego następnego dnia?
– I nie będą to żadne czary – odparł. – To od nas zależy, czy każdego dnia będziemy święcić Boże Narodzenie. Czeka nas dużo ciężkiej pracy. Ani na chwilę nie wolno nam zapomnieć, że każdy dzień naszego życia jest cudem.
– Och, mój panie!
– Julian.
– Julianie.
Popatrzyła nań takim wzrokiem, że w jednej chwili opuściły go wszelkie obawy. Twarz Verity rozjaśnił promienny uśmiech.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał szeptem.
Verity ujęła jego twarz w dłonie.
– Powinnam bardziej ufać swemu sercu niż głowie – odparła. – Serce mówiło mi, że łączy nas miłość. Rozum temu zaprzeczał. – Zarzuciła mu ręce na szyję. – Julianie, najdroższy? Jeśli tylko jesteś pewien swego uczucia… Tak, wierzę ci. Ja też cię kocham. Kochałam cię miłością bolesną. Tęskniłam, a jednocześnie nie ufałam ci. Kocham cię.
Zamknął jej usta pocałunkiem. Objął ją ramionami i tulił do siebie. Trzymał w objęciach swój największy skarb i przysięgał w duszy, że nigdy już nie pozwoli jej odejść, że nigdy na jedną chwilę nie zapomni, iż dana mu została niepowtarzalna szansa – na którą zresztą nie zasłużył – udania się na pustynię, gdzie nieznaną drogą w nieznanym kierunku ruszył w pogoń za błędną gwiazdą. Nigdy nie przestanie się cieszyć, że on, cyniczny, arogancki i pewien siebie, ruszył w drogę, by odzyskać spokój w miłości.
Gdy tonęli w pełnych żaru i pasji objęciach, ściskał w dłoni płócienną chusteczkę, najcenniejszą pamiątkę po jej ojcu, w którą zawinięta była złota gwiazda. Po chwili zawiesił klejnot na szyi Verity.
Dary Bożego Narodzenia.
Dary miłości.
Mary Balogh