Выбрать главу

Rzeczywiście przeprowadziła skrupulatne badania. Wywiady z projektantami często zawierały uwagi: „Co innego powiedziała w «Vogue»„, „sprawdzić te liczby”, „nigdy nie zdobył tej nagrody”, „zapytać guwernantkę, czy to prawda, że szyła ubranka dla swoich lalek”…

Było tam też z tuzin różnych szkiców artykułu, każda wersja z poprawkami i wstawkami.

Jack zaczął pobieżnie przeglądać materiały, dopóki nie dostrzegł nazwiska: „Gordon Steuber”. Steuber. Pisarka miała na sobie kostium jego projektu, kiedy ją znaleziono. Neeve tak się upierała, że bluzka zdjęta ze zwłok została sprzedana razem z kostiumem, ale sama Ethel nigdy by jej nie włożyła.

Jack drobiazgowo przeanalizował materiały na temat Gordona Steubera i zaniepokoił go fakt, że tak często wymieniano nazwisko projektanta w wycinkach gazetowych z ostatnich trzech miesięcy. Omawiano dokładnie prowadzone przeciwko niemu śledztwo. W artykule Ethel przyznawała całą zasługę Neeve, która pierwsza wskazała palcem na Steubera. Przedostatni szkic nie tylko opisywał wykrycie nielegalnych wytwórni i machlojki z podatkiem dochodowym, ale zawierał zdanie: „Steuber zaczynał w firmie ojca, gdzie szył podszewki do futer. Podobno nikt inny w historii branży odzieżowej nie zarobił więcej na podszewkach i obrąbkach przez ostatnie lata niż wytworny pan Steuber”.

Ethel wzięła w nawias to zdanie i zaznaczyła: „zostawić”. Ginny powiedziała Jackowi o aresztowaniu projektanta po akcji policji. Czyżby Ethel kilka tygodni wcześniej odkryła, że Steuber szmugluje heroinę w podszewkach i szwach swoich importowanych ubrań?

Pasuje, pomyślał Jack. Pasuje do teorii Neeve o ubraniu, które miała na sobie Ethel. Pasuje do zapowiadanego „wielkiego skandalu”.

Rozważył pomysł, żeby zadzwonić do Mylesa, ale postanowił najpierw pokazać materiały Neeve.

Neeve. Czy to możliwe, że znał ją zaledwie od sześciu dni? Nie. Od sześciu lat. Szukał jej od tamtego dnia w samolocie. Spojrzał na telefon. Tak bardzo pragnął z nią być. Nigdy nawet nie trzymał jej w ramionach, a teraz jego ciało tęskniło za nią aż do bólu. Powiedziała, że zadzwoni do niego od wujka Sala, kiedy będzie gotowa do wyjścia.

Sal. Anthony della Salva, słynny projektant. Następna sterta wycinków prasowych, szkiców i artykułów o modzie dotyczyła właśnie jego. Zerkając na telefon i marząc, żeby Neeve zadzwoniła teraz, Jack zaczął przeglądać teczkę Anthony’ego della Salvy, grubą od zdjęć kolekcji rafy koralowej. Rozumiem, dlaczego ludzie na to polecieli, pomyślał Jack, chociaż znał się na modzie jak kura na pieprzu. Suknie i sukienki zdawały się ulatywać z fotografii. Przerzucił kwieciste opisy reporterów. „Wąskie tuniki z powiewnymi wstawkami, które spływają z ramion jak skrzydła…miękkie plisowane rękawy na szyfonie cieniutkim jak pajęczyna…proste wełniane popołudniowe sukienki, udrapowane na ciele z niewymowną elegancją…”. Reporterzy rozpływali się w lirycznych wręcz pochwałach kolorów.

Anthony della Salva odwiedził Akwarium w Chicago na początku 1972 roku i znalazł tam inspirację w pięknie wspaniałej wystawy rafy koralowej.

Całymi godzinami krążył po salach i szkicował podwodne królestwo, gdzie olśniewająca uroda morskich stworzeń rywalizuje z cudownymi roślinami, malowniczymi kępkami drzew koralowych i niezliczonymi muszlami o subtelnych barwach. Odtwarzał te barwy we wzorach i deseniach wykreowanych przez samą naturę. Studiował ruchy mieszkańców oceanu, by później igłą i nożycami w tkaninie i kroju uchwycić ich wrodzony wdzięk.

Panie, schowajcie swoje męskie garnitury oraz suknie wieczorowe z marszczonymi rękawami i szerokimi spódnicami na samo dno szafy. W tym roku będziecie piękne. Dziękujemy ci, Anthony della Salvo.

Pewnie rzeczywiście jest dobry, pomyślał Jack i chciał już odłożyć teczkę della Salvy, ale coś go zaniepokoiło. Coś umknęło jego uwadze. Co? Wcześniej przeczytał końcowy szkic artykułu Ethel. Teraz zajrzał do przedostatniej wersji, gęsto zabazgranej notatkami.

Znalazł. „Akwarium w Chicago – sprawdzić datę jego przyjścia!” Ethel przypięła jeden z rysunków modeli z kolekcji rafy koralowej na wierzchu rękopisu. Obok umieściła szkic.

Jackowi zaschło w ustach. Widział ten szkic całkiem niedawno. Widział go na poplamionych stronicach książki kucharskiej Renaty Kearny!

No i Akwarium. „Sprawdzić datę!” Oczywiście! Z narastającą zgrozą zaczynał rozumieć. Musiał zdobyć pewność. Dochodziła szósta. To znaczy, że w Chicago jest piąta. Pośpiesznie wystukał numer kierunkowy chicagowskiej informacji.

Za minutę piąta chicagowskiego czasu zgłosił się abonent.

– Proszę zadzwonić rano do dyrektora – rzucił zniecierpliwiony głos.

– Niech mu pani poda moje nazwisko, on mnie zna. Muszę rozmawiać z dyrektorem natychmiast i ostrzegam, młoda damo, jeśli się dowiem, że był, a pani mnie nie połączyła, wyleci pani z pracy.

– Łączę pana.

Po chwili zdumiony głos zapytał:

– Jack, co się stało?

Campbell wybełkotał swoje pytanie. Czuł, że ma spocone dłonie. Neeve, myślał, Neeve, bądź ostrożna. Spojrzał na artykuł Ethel i zauważył, że w zdaniu: „Oddajemy cześć Anthony’emu della Salvie za stworzenie linii rafy koralowej” przekreśliła nazwisko projektanta i dopisała na górze: „twórcy motywu rafy koralowej”.

Odpowiedź dyrektora Akwarium była jeszcze gorsza, niż się spodziewał.

– Masz absolutną rację. I wiesz co? Już jedna osoba dzwoniła w tej samej sprawie jakieś dwa tygodnie temu.

– Wiesz, kto to był? – zapytał Jack, z góry znając odpowiedź.

– Jasne, że wiem. Jakaś pisarka. Edith… Nie, Ethel. Ethel Lambston.

Myles miał niespodziewanie pracowity dzień. O dziesiątej zadzwonił telefon. Czy mogliby się spotkać o dwunastej, żeby omówić warunki pracy w Waszyngtonie? Umówił się na lunch w Sali Dębowej hotelu Plaża. Późnym rankiem poszedł do klubu sportowego na pływanie i masaż. Ze skrywaną radością wysłuchał potwierdzenia masażysty: „Komisarzu Kearny, znowu jest pan w świetnej formie”.

Myles wiedział, że jego skóra straciła niedawną upiorną bladość, ale nie chodziło tylko o wygląd. Czuł się szczęśliwy.

Chociaż mam sześćdziesiąt osiem lat, myślał, zawiązując krawat w szatni, lecz wyglądam dobrze. Wyglądam dobrze we własnych oczach, poprawił się ze skruchą, czekając na windę. Kobieta może widzieć mnie inaczej. Albo bardziej konkretnie, przyznał, wychodząc z westybulu na Central Park South, gdzie skręcił w stronę Piątej Alei i hotelu Plaża, Kitty Conway może mnie postrzegać w mniej pochlebnym świetle.

Lunch z doradcą prezydenta miał jeden cel. Myles musi dać odpowiedź. Czy obejmie kierownictwo Agencji do Zwalczania Narkotyków? Myles obiecał, że podejmie decyzję w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.

– Mamy nadzieję, że pozytywną – powiedział mu doradca. – Senator Moynihan w to wierzy.

Myles się uśmiechnął.

– Nigdy nie sprzeczam się z Patem Moynihanem.

Dopiero kiedy wrócił do domu, dobre samopoczucie pierzchło. Zostawił otwarte okno w gabinecie i kiedy wszedł do pokoju, gołąb wleciał przez okno, zatoczył krąg, przysiadł na parapecie, a potem wyfrunął nad rzekę Hudson. „Gołąb w domu to znak śmierci” – słowa matki zahuczały mu w uszach.

Głupie, zwariowane przesądy, pomyślał gniewnie Myles, ale nie potrafił stłumić uporczywych złych przeczuć. Uznał, że musi porozmawiać z Neeve. Szybko zadzwonił do sklepu.