Wszakże i Turcy wystąpiliby do walki z armią odsieczową z mniejszymi niż 12 września siłami. Kara Mustafa lekceważył nadciągającego przeciwnika i dopiero pewność, że przybywają także Polacy, z Sobieskim na czele, skłoniła go do ściągnięcia spod Gyór 13,5-tysięcznego korpusu Ibrahima paszy. 0 ile w bitwie wzięło udział wraz z nim około 65 000 Turków (około 10 000 wciąż szturmowało Wiedeń, w walkach nie uczestniczyli też Mołdawianie, Wołosi, Siedmiogrodzianie, niewielki był udział Tatarów), to w zmienionej sytuacji armia Kara Mustafy nie liczyłaby zapewne więcej niż 50 000 żołnierzy.
Przy założeniu, że sprzymierzeni przyjęliby podobny plan działań do tego, który opracowali Sobieski i ks. Karoclass="underline" marszu przez masyw Lasu Wiedeńskiego 1 przebijania się przez równinę podmiejską ku Wiedniowi (lecz bez zamiaru odcięcia odwrotu Turkom przez uderzenie prawego skrzydła - do tego mieli za mało jazdy), wydaje się możliwe, że armii odsieczowej udałoby się odeprzeć siły tureckie spod miasta i wprowadzić do niego posiłki oraz zaopatrzenie, ale nie rozbić wojska osmańskie. Turcy mieliby też szanse wycofać się we względnym porządku, zabierając większość artylerii i choć częściowo opróżniając swe obozy. Ich armia nawet po wycofaniu się spod Wiednia stanowiłaby nadal groźną siłę i nie byłoby mowy o dalszych skutecznych działaniach sprzymierzonych nad Dunajem czy w głębi Słowacji.
A gdyby Turcy wygrali bitwę? Dalszy rozwój sytuacji zależałby od stanu pobitej armii odsieczowej i strat wojsk Kara Mustafy. Nie sądzę, by wojska tureckie mogły daleko posunąć się w głąb Austrii i Czech. Kara Mustafa przez Tatarów dalszych obszarów. O pochodzie w głąb Europy nie byłoby mowy; przeciwko najeźdźcom zmobilizowałyby się znacznie większe siły, które powstrzymałyby ten pochód. Zapewne też Ludwik XIV pozostałby neutralny, nie chcąc narażać się opinii całej Europy.
Co robiliby w tym czasie Polacy? Wiemy dziś, że szybka mobilizacja wojsk polskich w 1683 roku była mitem. Na przeszkodzie stanęły trudności finansowe w zniszczonym wieloma wojnami kraju. „Skrypt od archivum" zawierający dane co do liczebności wojska i zobowiązania finansowe przedstawicieli województw i ziem został opracowany w kwietniu i dopiero w maju zatwierdzony przez sejmiki relacyjne. Wskutek małej sprawności administracji finansowej pierwsze dochody z uchwalonych podatków zaczęły wpływać pod koniec lipca, w niektórych zaś województwach jeszcze później. Brakowało więc pieniędzy na zaliczki na żołd i koszty wyekwipowania żołnierzy, szczególnie w regimentach piechoty i dragonii. Sytuację ratowały subsydia, jakie zgodnie z traktatem miał wypłacić cesarz, a także do których zobowiązał się papież; wpływały one od początku czerwca. Przyspieszyły mobilizację i usprawniły przygotowania wojenne, choć w sumie stanowiły tylko 22% całości wysiłku finansowego państwa. Łatwo można sobie wyobrazić dalsze opóźnienia w mobilizacji bez nich. Brakowało też początkowo zapału do nowej wojny z groźnym, jak się już wcześniej okazało, przeciwnikiem tureckim. Mimo działalności propagandowej kleru zapał do walki z niewiernymi zaczął się budzić dopiero w sierpniu, po wieściach o sukcesach korpusu Lubomirskiego w walkach nad Dunajem. Jaki byłby bez wiadomości o wspaniałym zwycięstwie pod Wiedniem?
O trudnościach finansowych przy powiększaniu armii świadczy zachowana korespondencja z epoki. Gdyby nie było wsparcia finansowego z zagranicy, Sobieski nie mógłby marzyć o skoncentrowaniu pod Krakowem w połowie sierpnia około 16 000 żołnierzy, z którymi ruszył pod Wiedeń (dogoniło go podczas pochodu ok. 5000 spóźnionych). Wiemy, że dalsze oddziały dołączały do sił głównych na Słowacji pod koniec
września, w październiku, a nawet listopadzie, jak wojska litewskie. Nie dziwi to: w 1673 roku Sobieski dopiero w listopadzie dysponował armią liczącą około 40 000 żołnierzy.
Celem odrębnych działań polskich miało być przede wszystkich zdobycie Kamieńca, wszakże Jan III musiał myśleć o zabezpieczeniu całej granicy południowej przed przenikaniem oddziałów powstańców Thokóly ego (5 maja zdobyli oni zamek w Niedzicy). W związku z tym na początku czerwca skierował do Żywca regiment piechoty, a później grupę 10 chorągwi jazdy i regiment dragonii, ubezpieczono też Kraków, a zapewne należałoby obsadzić przełęcze i na innych odcinkach granicy. Tymczasem Turcy przed rozpoczęciem wyprawy przeciw cesarstwu zadbali o obronę zdobytego Podola, a przede wszystkim Kamieńca. Jego załoga została wzmocniona, twierdzę zaopatrzono w znaczne zapasy żywności i amunicji. Na przykładzie działań w latach 1684-1688 można wnioskować, że twierdzy tej nie udałoby się Polakom zdobyć. Do tego potrzebna była ciężka, dalekonośna artyleria; odpowiednie działa, choć raczej nieliczne, były w polskich arsenałach, ich transport był jednak bardzo kosztowny. Do tego wśród dowódców polskich brak było oficerów doświadczonych w prowadzeniu działań oblężniczych. Należy zatem przypuszczać, że, jak to rzeczywiście miało miejsce, operacje wokół Kamieńca ograniczyłyby się do blokady i usiłowania wygłodzenia załogi - wiemy, że w praktyce blokada taka byłaby stale przerywana przez Tatarów.
Można też przypuszczać, że Turcy, których potencjał militarny nie poniósłby takiego uszczerbku, jak w wyniku klęski pod Wiedniem 12 września, byliby jeszcze trudniejszym do pokonania przeciwnikiem, zarówno dla wojsk cesarskich na Węgrzech i w Serbii, jak i dla Polaków na obszarze księstw naddunajskich - Mołdawii i Wołoszczyzny.
Należy sądzić, że doszłoby do pewnego współdziałania państw zainteresowanych pokonaniem Turcji. Rzeczpospolita nie mogła pozostać obojętna wobec osmańskiego uderzenia na Austrię, a starania Sobieskiego o zawarcie przymierza odporno-zaczepnego i wynikająca z niego konieczność udziału w odsieczy Wiednia wydają się całkowicie słuszne. Dzięki udziałowi wojsk polskich zwycięstwo pod Wiedniem złamało potęgę militarną Turcji. Choć zachowała ona znaczną siłę odporną i potrafiła długo przeciwstawiać się koalicji utworzonej w 1684 roku Ligi Świętej, nie była już jednak zdolna do tak wielkiej ekspansji, jak podjęta przez nią w roku 1683.
Jak się później okazało, cesarstwo podczas wojny w latach 1688 -1697, wsparte przez koalicję wielu państw, w tym Rzeczpospolitą, stać było na jednoczesne prowadzenie wojny zarówno na zachodzie, przeciw Francji, jak i na wschodzie, przeciw Turcji. Ta ostatnia została zakończona w styczniu 1699 roku traktatem w Karłowicach (na terenie Serbii); Porta musiała w nim zrezygnować ze swojego panowania na Węgrzech, oddać Rzeczypospolitej Podole z Kamieńcem, Wenecja pozyskała Peloponez.
Prawdopodobnie dalekosiężne skutki odmowy zawarcia traktatu przymierza z cesarstwem i pójścia na odsiecz Wiedniowi byłyby podobne do rzeczywistych. Rzeczpospolita walcząca osobno nie zyskałaby nic więcej jako partner słaby i niepewny. Sądzę, że ten udział przyniósł Polakom coś więcej niż tylko ważną tradycję w ich dziejach wojskowych: międzynarodową sławę i sympatię, które procentowały w trudnych dla narodu polskiego chwilach.
Profesor Jan Wimmer (ur. w 1926 roku) jest historykiem, specjalistą od polskiej historiografii wojskowej. Był wieloletnim pracownikiem Wojskowego Instytutu Historycznego i konsultantem polskich filmów historycznych, np. Potopu. W 1983 roku był członkiem komitetu organizującego obchody 300-setnej rocznicy odsieczy wiedeńskiej. Jest autorem cenionych publikacji historycznych, takich jak: Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku (1965), Historia piechoty polskiej do 1864 r. (1978), Wiedeń 1683. Dzieje kampanii i bitwy (1983), Odsiecz wiedeńska 1683 roku (1983, 2008), Oblężenie i odsiecz Wiednia w zbiorowym tomie Tryumf wiedeński 1683 (1985), Dawne Wojsko Polskie XVII i XVIII w. (2006). Napisał także wiele cenionych artykułów na temat historii wojskowości epoki staropolskiej, jak również wydał wiele źródeł historycznych z tego zakresu. Mimo przejścia na emeryturę nadal jest aktywnym członkiem Rady Naukowej Polskiego Słownika Biograficznego oraz pisze artykuły historyczne.