Polska była krajem wielu narodów i kultur etnicznych i religijnych. W 1771 roku tylko około 40% ludności Rzeczypospolitej posługiwało się językiem polskim, stanowiąc potencjalnie polski naród. Z pewnością dzięki posiadaniu wolnego kraju liczba Polaków rosłaby szybciej niż pozostałych nacji. Taka jest zazwyczaj nagroda dla narodu, który przewodzi we własnym państwie. Przykre dla Polaków skutki germanizacji w zaborze pruskim (niemieckim) nie miałyby miejsca, podobnie jak skutki procesu rusyfikacji. Również proces ukrainizacji i białorutenizacji szlachty zagrodowej byłby o wiele słabszy. Pamiętajmy, że w XIX wieku polski żywioł z powodu asymilacji do innych nacji stracił na liczebności kilka milionów osób. Natomiast gdyby istniała Rzeczypospolita, to z kolei część obcojęzycznych jej mieszkańców uległaby asymilacji i polonizacji. Najprawdopodobniej liczba Polaków w 1913 roku przekroczyłaby 50%. W blisko 60-milionowym państwie Polacy stanowiliby zatem około 30 milionów osób. Do 1914 roku życie pod wspólnym dachem tak wielu nacji byłoby możliwe, tak jak w wypadku innych wielonarodowych państw tego okresu. Jednak trudno wyobrazić sobie, by po I wojnie światowej, która zradykalizowała i umocniła poczucie tożsamości u wielu narodów, Ukraińcy, Litwini, Łotysze, a może i Białorusini, nie wybrali własnej drogi, korzystając z prawa do samostanowienia i niepodległości. Rozpad Rzeczypospolitej na jej wschodnich rubieżach byłby w tym układzie nieunikniony. Być może jesienią 1918 roku Polacy obudziliby się w innych granicach, bliższych granicom etnicznym. Nie możemy wykluczyć, że rozpad państwa byłby krwawym procesem, a ustalenie granic, które by wszystkich satysfakcjonowały, ze względu na przemieszanie ludności, nie byłoby możliwe. Gdyby w okresie I wojny światowej Polska stanęła u boku państw Trójporozumienia (aliantów), to zapewne straty terytorialne byłyby skromniejsze. Najprawdopodobniej ubytki na wschodzie Polska powetowałaby na zachodzie, otrzymując Górny Śląsk, skrawki Dolnego Śląska, Mazury, wschodnią część Pomorza słupskiego.
Jednak nawet ta pomniejszona Rzeczypospolita byłaby później krajem znaczącym w Europie XX stulecia, o potencjale znacznie większym od II Rzeczypospolitej powstałej w listopadzie 1918 roku. Zatem współczesna ranga Polski w Unii Europejskiej byłaby dzisiaj znacznie większa, jej głos lepiej słyszalny i doceniany, a jej atuty i jej historia lepiej rozpoznawalne. Prawdopodobnie Polska stałaby się mocarstwem regionalnym o potencjale i statusie zbliżonym do dzisiejszych Włoch. Także wiedza obywateli Europy i świata o Polsce, o jej dokonaniach z zakresu kultury wysokiej i postępu cywilizacyjnego byłaby nieporównanie większa.
Profesor Andrzej Chwalba (ur. w 1949 roku) jest historykiem, eseistą oraz badaczem dziejów Krakowa. Jest wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Historycznego. W swojej karierze zawodowej pełnił funkcje wicedyrektora Instytutu Historii UJ (1991 -1992), dziekana Wydziału Historycznego (1996-1999), a wreszcie prorektora UJ ds. studenckich (1999-2002). Aktualnie kieruje Zakładem Historii Społeczno-Religijnej Europy XIX i XX wieku w Instytucie Historii UJ. Profesor był jednym z inicjatorów i organizatorów I Kongresu Zagranicznych Badaczy Dziejów Polski, który odbył się w Krakowie w roku 2007. W bogatym dorobku naukowym profesora wyróżniają się prace poświęcone historii Polski w XIX wieku, zwłaszcza podręcznik akademicki Historia Polski 1795-1918 (2000), prace poświęcone Rosji i relacjom polsko-rosyjskim: Imperium korupcji w Rosji i w Królestwie Polskim w latach 1861-1917 (1995), Polacy w służbie Moskali (1999), jak również dziejom Krakowa. W serii Dzieje Krakowa profesor jest autorem dwóch ostatnich tomów, omawiających historię Krakowa w okresie okupacji niemieckiej i w okresie powojennym: Kraków w latach 1939-1945 (2002) i Kraków w latach 1945-1989 (2004). Osobne miejsce w twórczości krakowskiego historyka zajmują prace z dziejów najnowszych Polski. W 2006 roku jego książkę III Rzeczpospolita. Raport specjalny uhonorowano Nagrodą Historyczną przyznawaną przez redakcję „Polityki".
Andrzej Chwalba
CO BY BYŁO, GDYBY POLACY ZWYCIĘŻYLI W POWSTANIU LISTOPADOWYM W LATACH 1830-1831?
Spośród trzech największych polskich powstań narodowych powstanie listopadowe (1830-1831) uchodzi za jedyne, które nie było pozbawione szans na zwycięstwo (pozostałym, kościuszkowskiemu i styczniowemu, tych szans się odmawia). Było to również trzecie wielkie powstanie narodowe w Europie, które zakwestionowało postanowienia kongresu wiedeńskiego z 1815 roku.
Kongres wiedeński stworzył system wzajemnego bezpieczeństwa mocarstw Europy zwany ładem wiedeńskim. Układ ten miał gwarantować silną pozycję międzynarodową zrzeszonym w nim państwom, nienaruszalność ich granic oraz zachowawcze zasady ustroju politycznego i społecznego. Akuszerami układu byli monarchowie i politycy z Wielkiej Brytanii, Rosji, Austrii, Prus i Francji. Gwarantem ładu wiedeńskiego stał się sojusz mocarstw zwany Świętym Przymierzem. Dla rewolucjonistów europejskich - pragnących liberalizacji, demokratyzacji, wolności politycznych - uchwały kongresu i powstanie Świętego Przymierza były wiadomościami najgorszymi z możliwych. Były to również złe wiadomości dla tych narodów europejskich, które albo pragnęły zjednoczenia (jak Niemcy czy Włosi), albo wybicia się na niepodległość (jak Polacy, Węgrzy, Irlandczycy, Grecy, Belgowie, Rumuni). Jednak ani liberałowie i demokraci, ani owe walczące o tożsamość narody nie złożyły broni, niezmiennie kwestionując zasady i postanowienia kongresu 1815 roku.
Niemieckie i włoskie próby walki o zjednoczenie, podejmowane w połowie lat dwudziestych XIX wieku, ze względu na słabość idei zjednoczeniowej wśród szerszych mas ludności, zakończyły się porażkami i represjami. Przeciwko rewolucjonistom z tych krajów interweniowały mocarstwa mające mandat Świętego Przymierza do zbrojnego przeciwdziałania próbom naruszenia istniejącego porządku. Inaczej miała się rzecz z walczącymi o niepodległość Grekami oraz Belgami. W latach 1821 -1829 Grecy wygrali wojnę z okupującą ich kraj Turcją, a w roku 1830 Belgowie wygrali z Holandią (Niderlandami). Odrodzenie niepodległej Grecji i Belgii było nie lada sensacją, gdyż zgodnie z logiką ładu wiedeńskiego nie powinny powstać. Jednak, jak wiadomo, logika niekiedy zawodzi. Grecy i Belgowie znakomicie wyczuli różnice zdań i interesów między mocarstwami oraz sprzyjającą ich walce koniunkturę.
Liberalna, wolnościowa, romantyczna Europa wsparła belgijskich i greckich rewolucjonistów. Wspierała wszystkich, którzy chcieli iść w ich ślady i bić się z tyranami. Między innymi Polaków - zamieszkujących Królestwo Polskie oraz stanowiące zabór rosyjski tak zwane Ziemie Zabrane, z Wilnem na czele - tych, którzy, podobnie jak Grecy czy Belgowie, kwestionowali ład wiedeński. Polscy spiskowcy mogli liczyć na sympatię podobnie myślących Europejczyków. Mogli też liczyć na efekt domina, wierząc, że w ślad za Belgami i Grekami pójdą nie tylko Polacy, ale także choćby Włosi czy Niemcy, tym samym przysparzając dworom Świętego Przymierza kolejnych zmartwień. Powstanie greckie i rewolucję belgijską przygotowały elity narodowe, ale w walkach wzięły udział szerokie rzesze ludności, przesądzając o zwycięskim ich zakończeniu. Podobne nadzieje mieli polscy rewolucjoniści przygotowujący powstanie zbrojne.
Królestwo Polskie powołano do istnienia na kongresie wiedeńskim, z inicjatywy cesarza Rosji Aleksandra I. Obejmowało ono 2/3 zlikwidowanego terytorium Księstwa Warszawskiego i nie weszło w skład Rosji, lecz pozostało samodzielnym państwem - miało określone prawem granice, a jego mieszkańcy mieli własne obywatelstwo i paszporty. Królestwo miało własną konstytucję, administrację, prawo, sądownictwo, Sejm, rząd, niepodlegającą komendzie rosyjskich generałów armię, system miar i wag, monetę, emisyjny Bank Polski. Z Rosją Królestwo było połączone osobą panującego. W tym okresie w Moskwie czy w Petersburgu mieszkańcy Królestwa Polskiego byli traktowani jak cudzoziemcy, a studiujący na Uniwersytecie Wileńskim lub w Liceum Krzemienieckim traktowani byli jak obcokrajowcy.