Polskie elity przywódcze chwaliły sobie to, co miały w Królestwie, i bynajmniej nie zamierzały tego zmieniać. Państwo rozwijało się gospodarczo, powstawały nowe okręgi przemysłowe, budowano nowoczesne drogi kołowe, piękniały miasta z Warszawą na czele, rozwijała się edukacja, założono Uniwersytet Warszawski. Dlatego zwolennicy walki z Rosją o pełną suwerenność Królestwa pozostawali w mniejszości. Liczniejsza była grupa, która opowiadała się za walką o Ziemie Zabrane - Wilno, Kowno, Mińsk czy Żytomierz - czyli ziemie, które zgodnie z zapowiedziami Aleksandra I miały być z czasem przyłączone do Królestwa Polskiego. Ale czas płynął, a car zwlekał z dotrzymaniem tej obietnicy. Natomiast jego sukcesor, cesarz rosyjski i król polski Mikołaj I, nie miał już tych skrupułów, co poprzednik, i szybko pozbawił Polaków złudzeń co do tej obietnicy. Zwiększył tym samym liczbę zainteresowanych zbrojną walką o przyłączenie do Królestwa Polskiego ziem zaboru rosyjskiego.
W przededniu powstania listopadowego entuzjazm europejskich romantyków fetujących zwycięstwo Greków i Belgów dotarł nad Wisłę, Niemen i Wilię, budząc, zwłaszcza wśród młodzieży, zainteresowanie pomysłami zbrojnej walki z tyranami. Jednak starsi wiekiem i usytuowani na szczytach drabiny politycznej Królestwa politycy ostrzegali przed ryzyyyybbb kownym w ich przekonaniu powstaniem. Czy mogło się ono zakończyć sukcesem? Z pewnością tak, ale wymagało to podjęcia wcześniejszych przygotowań, w tym opanowania dowództwa armii na Litwie - armia ta mogła być cennym sojusznikiem polskiej armii powstańczej. Konieczne było też przeprowadzenie dyskretnych rozmów dyplomatycznych z politykami mocarstw zachodnich. Od ich opinii, podobnie jak i od zachowania armii na Litwie, sporo zależało. Z pewnością próba uniknięcia wielu błędów, jakie popełniono w dowodzeniu powstaniem, zwiększyłaby szansę na jego ostateczne zwycięstwo. Potrzebnych było kilka spektakularnych sukcesów polskiej armii, o co się aż tak martwić nie musiano, gdyż armia ta należała wówczas do najlepszych wojsk w Europie. Jednak dzięki wcześniejszej pracy przygotowawczej w gabinetach i na dworach Londynu i Paryża można by było liczyć ze strony Anglii i Francji na pośrednictwo i pomoc dyplomatyczną, co pomogłoby zneutralizować Prusy i Austrię zaniepokojone powstaniem w Królestwie Polskim i na Litwie. Trudno sobie wyobrazić suwerenne państwo polskie tego okresu bez wsparcia zachodnich pośredników choćby dlatego, że Mikołaj I chętniej rozmawiałby z przedstawicielami zachodnich mocarstw niż z przedstawicielami zbuntowanych poddanych.
Być może zwycięzcy powstańcy, świadomi siły Rosji i jej dużych rezerw wojskowych, zaakceptowaliby kompromisowy projekt osadzenia na tronie suwerennego Królestwa Polskiego jednego z przedstawicieli dynastii Romanowów. Zapewne Królestwo zachowałoby wtedy przyjęte w 1831 roku symbole narodowe: biało-czerwoną flagę oraz Mazurek Dąbrowskiego jako hymn narodowy. Natomiast mało prawdopodobny jest scenariusz pokonania Rosji na jej terytorium, czyli zmuszenie jej do oddania Ziem Zabranych. W tym wypadku nawet mediacja mocarstw zachodnich niewiele by pomogła. Tym bardziej trudno byłoby oczekiwać zbrojnego zaangażowania się Paryża i Londynu przeciwko Rosji na rzecz Polaków walczących o Ziemie Zabrane. Ten czas jeszcze nie nadszedł. Czas na walkę zachodnich mocarstw z Rosją miał nadejść dopiero w połowie wieku XIX.
Zatem w sprzyjających okolicznościach i łutem szczęścia Królestwo Polskie mogło powitać rok 1832 jako w pełni suwerenny i neutralny kraj, a jego neutralność, tak jak Belgii, mogłyby gwarantować mocarstwa zachodnie. Jednak czy neutralne Królestwo mogłoby wziąć udziału w wojnie krymskiej lat 1853-1855 (wojna Rosji z Turcją, Wielką Brytanią, Francją i Sardynią)? Czy władze Królestwa zdecydowałyby się na złamanie zasady neutralności? Mało prawdopodobne, chyba że zostałyby do tego zachęcone przez państwa antyrosyjskiej koalicji, co również nie wygląda na wariant zbyt przekonujący. Po prostu państwa koalicji miały do tej wojny wystarczająco dużo własnych sił i nie musiały zabiegać o zbrojne wsparcie Polaków, którzy z pewnością wystawiliby koalicji rachunek za udział.
Zatem najprawdopodobniejszy wariant to zachowanie przez Królestwo Polskie neutralności w wojnie krymskiej. Warto tu zauważyć, że po jej zakończeniu zapanował w Europie spokój. Nie wybuchały już konflikty na szerszą skalę, poza wojnami o zjednoczenie Włoch i Niemiec. Królestwo Polskie mogło istnieć, przez nikogo nieniepokojone. Jednak czy w okresie wojen zjednoczeniowych w Europie mogło powiększyć swoje terytorium? Czy mogło stać się polskim Piemontem?
Było to możliwe. Szczególnie że na wojnie Francji Napoleona III z Austrią w 1859 roku skorzystały głównie Włochy. Czy mogli też skorzystać Polacy z Królestwa - atakując Austriaków w Galicji? Tego wykluczyć nie możemy. Dzięki zwycięskiej wojnie Królestwa z Austrią na jej północnych granicach, być może, Polska uzyskałyby ziemie Galicji, a może i Śląsk Cieszyński. Jednak Królestwo Polskie musiałoby mieć zgodę Napoleona III na podjęcie walki zbrojnej. Niewykluczone, że by ją otrzymało, gdyż leżało to w interesie Francji i nie kłóciło się z credo politycznym jej monarchy: popierać małe narody w ich dużych ambicjach. A do takich z pewnością należeli Polacy. Natomiast Królestwo Polskie nie skorzystałoby na wojnie Prus z Austrią w 1866 roku, gdyż Berlin nie potrzebował pomocy polskiej armii. Nie chciał z nikim dzielić się zwycięstwem.
Królestwo Polskie wraz z Galicją i ewentualnie Śląskiem Cieszyńskim (liczące w 1913 roku ponad 22 miliony mieszkańców, zatem więcej niż Hiszpania) miałoby status ważnego gracza politycznego w Europie Środkowej. Trudno przesądzić, jak by się rozwijało gospodarczo. Z pewnością przemysł rozwinąłby się w innym kierunku: byłoby mniej zakładów przemysłu włókienniczego i lekkiego (związanego z rosyjskim rynkiem), a więcej przetwarzających płody ziemi i lasów. Być może rozwijałby się też, dzięki osłonie celnej, ówczesne technologie wysokie: przemysł chemiczny, elektrotechniczny, maszynowy. Polska sieć linii kolejowych i drogowych byłaby znacznie gęściejsza. Być może mieszkańcy dysponujący samorządami lepiej potrafiliby wykorzystać energię miejscowych społeczności. Silniejsze byłyby więzi między ludźmi i poczucie solidarności, a mniejsza byłaby korupcja i ilość wypijanego na głowę alkoholu. Natomiast wielkim walorem polskiej państwowości byłyby z pewnością własne instytucje państwowe, samorządowe i rządowe, administracja, sądownictwo, szkolnictwo, wojsko. Polski charakter państwowości sprzyjałby procesom asymilacji członków niepolskich kultur etnicznych i narodów. Są to oczywiste korzyści w przypadku każdego państwa narodowego. Tak jak Niemcy prowadzili germanizację, Węgrzy madziaryzację, tak zapewne Polacy prowadziliby polonizację. Musiałoby to prowadzić także do konfliktów z mniejszościami narodowymi, zwłaszcza z Ukraińcami.
W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności i mądrości elit politycznych Królestwa Polskiego Polska 1919 roku mogła być państwem znacznie rozleglejszym i silniejszym, o większym potencjale niż w 1914 - mimo zniszczeń i nieuniknionych strat wynikających z przebiegu działań na froncie wschodnim I wojny światowej.
Andrzej Garlicki
CO BY BYŁO, GDYBY POLACY PRZEGRALI BITWĘ WARSZAWSKĄ 1920 ROKU?
Ta wojna nigdy nie została wypowiedziana, ale była nieunikniona od chwili, gdy Polska odzyskała niepodległość. Bolszewicy traktowali odradzającą się Polskę jako przeszkodę w rozprzestrzenianiu się rewolucji w Europie, a Józef Piłsudski dążył do stworzenia niepodległej Ukrainy, czego Moskwa nie zamierzała akceptować.