Выбрать главу

Nic też nie wskazuje na to, by sytuacja zmieniła się, gdyby Armia Czerwona zdobyła Warszawę. Program wyrażony w znanym rozkazie Tuchaczewskiego, w którym mówił, że „wojska czerwonego sztandaru gotowe są walczyć aż do śmierci z wojskami białego orła... Na Zachodzie ważą się losy wszechświatowej rewolucji!... Droga do światowego pożaru wiedzie przez trupa Polski..." (Władysław Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski (1914-1939% t. 2, Londyn 1967) miał niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Jedno wszakże wydaje się nie ulegać wątpliwości - przekonanie bolszewików, że silna i niepodległa Polska stanowi podstawową przeszkodę dla światowej rewolucji. Tymi kategoriami myślano w Moskwie, licząc, że po klęsce Polski Armia Czerwona przyniesie rewolucję do Niemiec. Rewolucja w Niemczech była kluczem do rewolucji w Europie, Stanach Zjednoczonych i Chinach.

Oprócz sfery ideologii istniała jednak też pragmatyczna polityka, której celem było uzyskanie życzliwej neutralności Niemiec. Zdobyte przez Armię Czerwoną Działdowo 13 sierpnia zostało przekazane Niemcom, a następnego dnia w moskiewskiej „Prawdzie" stwierdzono, że Niemcy otrzymają z powrotem wszystko, co w rezultacie traktatu wersalskiego oddać musieli Polsce. Była to wyraźna zachęta do dokonania kolejnego rozbioru Polski.

Jednocześnie 17 sierpnia w Mińsku przedstawiono delegacji polskiej tezy pokojowe, wedle których Polska miała mieć armię składającą się z 50 tysięcy żołnierzy i 10 tysięcy oficerów, nadwyżki broni i sprzętu miały być przekazane Armii Czerwonej, polski przemysł wojenny miał zostać zlikwidowany, spośród robotników miała zostać utworzona milicja robotnicza, a wschodnią granicą Polski miała być linia Curzona, odpowiadająca naszej obecnej granicy.

Niezależnie więc od wiary w szanse światowej rewolucji przygotowywano Polsce rolę państwa słabego, całkowicie uzależnionego od potężnych sąsiadów.

Można więc przypuszczać, że po zdobyciu Warszawy Armia Czerwona ruszyłaby na zachód, ale tylko do granic dawnego zaboru pruskiego. Tu oczekiwałaby na mało prawdopodobny wybuch rewolucji w Niemczech. Odzyskanie bowiem przez Niemcy utraconych w Wersalu ziem polskich byłoby przez niemieckie społeczeństwo uznane za sukces. Rewolucje zaś nie wybuchają, gdy władze odnoszą sukcesy.

Scenariusz po klęsce polskiej w bitwie warszawskiej sprowadzałby się więc do powstania państwa polskiego pozbawionego Kresów Wschodnich, wschodniej Galicji, Warmii, Mazur, Wielkopolski i Pomorza, z Wilnem wchodzącym do Litwy, czyli mniej niż Księstwo Warszawskie. Taki twór zapewne istniałby przez pewien czas administrowany przez polskich komunistów wykonujących polecenia Moskwy. Jego trwałość zależałaby od zapadających na Kremlu decyzji. Zapewne rychło Polska stałaby się jedną z republik Związku Radzieckiego.

Powstaje oczywiście pytanie, czy utrata przez Polskę niepodległości w niecałe dwa lata po jej odzyskaniu wzmocniłaby romantyczną tradycję wiary w realizację celów niemożliwych, czy załamałaby już na zawsze wszelkie nadzieje Polaków.

Wybitny brytyjski dyplomata lord Edgar Vincent d'Abernon, w lecie 1920 roku ambasador brytyjski w Berlinie, nazwał Bitwę Warszawską [ H8 ] osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata. Miał rację o tyle, że przesądziła ona na dwie dekady o kształcie politycznym Europy Środkowo- Wschodniej.

Polska przegrana nad Wisłą może nie byłaby przyczynkiem do rewolucji w Europie, ale na pewno spowodowałaby kolejny podział Polski, a również utratę niepodległości Litwy, Łotwy i Estonii. Można też przypuszczać, że powrót Niemiec do przedwojennych granic rozładowałby frustrację i poczucie krzywdy, bez czego nie byłoby możliwe dojście do władzy Adolfa Hitlera.

Dowódcy 203. Pułku Ułanów przez myśl nie przeszło, jak ważną podejmuje decyzję, rozkazując rozpoznać 15 sierpnia 1920 roku siły przeciwnika w Ciechanowie.

Profesor Andrzej Garlicki (ur. w 1935 roku) jest historykiem i publicystą, zajmuje się historią najnowszą Polski. W latach 1963-1981 był członkiem kolegium tygodnika „Kultura", a od 1982 roku pracował w tygodniku „Polityka". Wchodzi również w skład redakcji „Przeglądu Historycznego" (od 1975). Obecnie jest profesorem w Instytucie Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Profesor jest autorem wielu publikacji książkowych, m.in.: Geneza Legionów (1964), Powstanie PSL Piast 1913-1914 (1966), U źródeł obozu belwederskiego (1968), Przewrót majowy (1978), Od maja do Brześcia (1981), Od Brześcia do maja (1986), Józef Piłsudski 1867-1935 (1988), Stalinizm (1993), Bolesław Bierut (1994), Drugiej Rzeczypospolitej początki (1996), Historia 1939-1996/9: Polska i świat (1997), Karuzela: rzecz o Okrągłym Stole (2003), Rycerze Okrągłego Stołu (2004), Piękne lata trzydzieste (2008).

Andrzej Garlicki

CO BY BYŁO, GDYBY ZAMACH MAJOWY NIE POWIÓDŁ SIĘ W 1926 ROKU?

Zgrupowane w maju 1926 roku w okolicach Rembertowa, czyli w bezpośrednim sąsiedztwie Sulejówka, w którym mieszkał z rodziną Józef Piłsudski, wierne mu oddziały nie miały walczyć. Miały stanowić siłę nacisku na prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, aby zdymisjonował świeżo powołany rząd Wincentego Witosa.

Piłsudski świetnie znał prezydenta Wojciechowskiego. Przed ćwierćwieczem razem kierowali działalnością Polskiej Partii Socjalistycznej, razem wydawali nielegalnego „Robotnika", łączyła ich przyjaźń. Później ich drogi się rozeszły. Piłsudski rozpoczął przygotowania do czynu zbrojnego, Wojciechowski zaangażował się w działalność spółdzielczą, co zbliżyło go do ruchu ludowego. W wyborach prezydenckich w 1922 roku, które nieoczekiwanie wygrał, był kandydatem ludowców. Był jednak przeciwnikiem porozumienia PSL „Piast" z prawicą, które raz już, w 1923 roku, doprowadziło do fatalnego w skutkach powołania rządu Wincentego Witosa.

Gdy wiosną 1926 roku dymisja rządu Aleksandra Skrzyńskiego spowodowała przesilenie gabinetowe, prezydent Wojciechowski usiłował, zresztą bezskutecznie, znaleźć inne rozwiązanie niż rząd Witosa. Miał jednak pole manewru ograniczone przez konstytucję i gdy odrodziła się koalicja prawicy i centrum, musiał, acz niechętnie, powierzyć Witosowi misję tworzenia rządu.

Piłsudski miał więc podstawy, aby sądzić, że demonstracja wiernych mu oddziałów wojskowych skłoni prezydenta do udzielenia dymisji Witosowi. Demonstracji miały dokonać stosunkowo niewielkie siły czterech pułków zgromadzone w okolicach Rembertowa pod pozorem manewrów, którymi kierować miał Piłsudski.

W powołanym 10 maja 1926 roku gabinecie Witosa tekę spraw wojskowych objął generał Józef Malczewski. Jedną z pierwszych jego decyzji były rozkazy likwidujące zgrupowanie w rejonie Rembertowa. Okazało się wszakże, że dowódcy odmawiają wykonania rozkazów, i że bez wiedzy ministerstwa ściągane są w rejon Rembertowa kolejne oddziały wojskowe dowodzone przez piłsudczyków. W nocy z 11 na 12 maja bez wiedzy generała Malczewskiego obsadzony został przez piłsudczyków most Kierbedzia w Warszawie (dziś na jego miejscu znajduje się most Śląsko-Dąbrowski).

Rankiem 12 maja rząd powinien już zorientować się, że sytuacja jest nienormalna, że w najlepszym razie ma do czynienia z niesubordynacją niektórych oddziałów wojskowych. Nie znał jednak przyczyn niesubordynacji. Te miał wyłożyć prezydentowi Piłsudski, który rankiem 12 maja wyjechał z Sulejówka do Belwederu. Wojciechowskiego jednak nie zastał, bo właśnie udał się on na wcześniej zaplanowany wypoczynek do rezydencji w Spale. Wprawdzie przed samym wyjazdem poinformowano go, że dzieje się coś dziwnego, lecz prezydent zlekceważył te informacje i kazał ruszać w drogę. Oznaczało to, że w ciągu następnych 2 - 3 godzin, bo tyle trwała droga do Spały, nie było z prezydentem łączności. Dopiero po przybyciu Wojciechowskiego do Spały Witos poinformował go, że zbuntowały się niektóre oddziały wojskowe, i zwrócił się o natychmiastowy powrót prezydenta do Warszawy. Co oznaczało kolejne 2 - 3 godziny braku kontaktu.