Выбрать главу

Prawdopodobnie Kościół powszechny stosunkowo szybko dążyłby do zmian w zakresie ekumenizmu i odrzucenia antysemityzmu także bez Jana Pawła II, bo początek przemianom dały już pontyfikaty Jana XXIII i Pawła VI. Dla Kościoła i środowisk katolickich w Polsce głos polskiego papieża miał jednak szczególne znaczenie. Sceptyk może powiedzieć, że zmiany, które nastąpiły w polskim katolicyzmie, są dalece niepełne. To prawda - są jednak o wiele większe niż te, które następowały w ciągu wszystkich poprzednich dziesięcioleci XX wieku.

Inną i szczególną rolę odegrał pontyfikat Jana Pawła II w katolicyzmie powszechnym. Katolicyzm znajdował się w chwili papieskiego wyboru przed dwoma wielkimi wyzwaniami. Pierwszym była wzrastająca laicyzacja społeczeństw, zwłaszcza europejskich, i utrata autorytetu przez Kościół. Drugim - wewnętrzne rozdarcie środowisk katolickich. Jedne z nich uważały za konieczne daleko idące przystosowanie się do nowoczesności, w tym także zmianę poglądów obyczajowych, społecznych i politycznych. Inne dostrzegały w takim przystosowaniu zagubienie podstawowych zasad wiary, które odwoływać się winny do tradycji i nie podlegać wpływowi świeckiego świata.

Bez Jana Pawła II nie udałoby się zahamować szybkiego narastania kryzysu wiary i struktur katolickich. Oba wyzwania trwały, ale nie zagrażały już gwałtownym załamaniem katolicyzmu i Kościoła. Wpłynęła na to przede wszystkim osobowość papieża. Był postacią charyzmatyczną, budzącą podziw, szacunek, a w znacznej mierze też posłuch. Trudno wyobrazić sobie, by inny duchowny miał podobną siłę promieniowania na bardzo różne środowiska. Swymi poglądami oraz działaniami Jan Paweł II stanął niejako ponad podziałem katolicyzmu i Kościoła na liberałów czy konserwatystów.

Wielu duchownych i wielu przedstawicieli świeckiego katolicyzmu się z nim w poszczególnych kwestiach nie zgadzało, ale niewielu kwestionowało realizowaną przez niego misję. Gdyby Jan Paweł II nie został papieżem, katolicyzm w godzinę jego śmierci byłby znacznie słabszy niż w dniu jego wyboru. Wydaje się, że mimo wszelkich trudności był silniejszy.

W tekście tym wiele jest odpowiedzi niepewnych. Pojawiają się sformułowania: „być może", „zapewne", „prawdopodobnie", „wiele świadczy za tym". Nie wiemy przecież, jaka byłaby personalna alternatywa dla wyboru Jana Pawła II, nie wiemy też, jakie działania by prowadził, w jaki sposób i jaką by przejawiał osobowość ów nieznany nam inny papież. Nasuwa się tu przypomnienie Jana XXIII. Wszak kiedy został papieżem, nie spodziewano się, że liczący już 77 lat kardynał Angelo Roncalli stanie się w ciągu zaledwie pięcioletniego pontyfikatu wielkim reformatorem Kościoła.

Niezrealizowana historia pełna jest takich samych niespodzianek, jakie przynosiła nam historia zrealizowana. Tylko: o tych drugich wiemy, tych pierwszych możemy się jedynie domyślać. A domysły obciążone są zawsze niepewnością.

Profesor Jerzy Holzer (ur. w 1930 roku) jest historykiem i politologiem. Zajmuje się najnowszymi dziejami Polski oraz powszechnymi, zwłaszcza Niemiec. Jest wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim, od 1990 profesorem w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, od 1991 członkiem Polskiej Akademii Nauk. Profesor jest autorem wielu publikacji książkowych, m.in.: Polska w pierwszej wojnie światowej (współautor Jan Molenda 1967), 50 lat niepodległej Polski (1968), Kryzys polityczny w Niemczech 1928-1930: partie i masy (1970), Państwo Hitlera (1972), Od Wilhelma do Hitlera (1973), Mozaika polityczna Drugiej Rzeczpospolitej (1974), Agonia PPS: socjaliści polscy w sojuszu z PPR 1944-1948 (1981), „Solidarność" 1980-1981: geneza i historia (1983), Myśli o naszej Europie (1988), Solidarność w podziemiu (współautor Krzysztof Leski, 1990), Polska 1980-1981: czasy pierwszej Solidarności (1995), Kompleks Rapallo - mit czy realna groźba? (1999), Komunizm w Europie: dzieje ruchu i systemu władzy (2000), Komunizm XX wieku (2001), Dwa stulecia Polski i Europy: teksty pisane w różnych porach wieku (2004), Europejska tragedia XX wieku: II wojna światowa (2005), Europejska tragedia XX wieku. II wojna światowa (2005), Europa wojen (2008).

Jerzy Holzer

CO BY BYŁO, GDYBY NIE POWSTAŁA „SOLIDARNOŚĆ" W 1980 ROKU?

Czy „Solidarności" mogło nie być? Oczywiście! I to z dwóch względów. Po pierwsze, ówczesne władze komunistyczne rozważały stłumienie siłą strajku gdańskiego, zwłaszcza na jego początku, nim wybuchły w Polsce kolejne protesty, ale nie zdecydowały się na to. 15 sierpnia 1980 roku Gierek mówił na posiedzeniu Biura Politycznego partii, a więc w praktyce ścisłego kierownictwa kraju, że napięcie: „może przyjąć groźną formę i zmusić do użycia siły". 28 sierpnia szedł dalej: „Ponadto trzeba zaostrzyć blokadę Wybrzeża i wprowadzić stan zagrożenia w głównych ośrodkach, dziś w nocy przeprowadzić większe aresztowania".

Prawda, inni partyjni przywódcy mitygowali go i uważali, że siłą ruchu nie da się stłumić. Czy tak było rzeczywiście? Czy siły wojskowe i milicyjne gotowe były raz jeszcze dać się użyć w charakterze narzędzia przywracania porządku? Czy byłyby skuteczne? Czy wobec czołgów i zmasowanych uzbrojonych szeregów opór nadal trwałby? Na to pytanie nie da się odpowiedzieć, bo historia nie zna próbnych eksperymentów.

Kierujący wówczas specjalnie powołanym zespołem Stanisław Kania, wkrótce następca Gierka, nie taił 27 sierpnia istnienia projektów użycia siły, choć sam był wobec nich sceptyczny. „Rozpatrywana jest też możliwość zdobycia portów Północnego i w Świnoujściu. Zadania tego nie można powierzyć wojsku. Robi się rozpoznanie, czy mogłaby tego dokonać MO. To nie jest sprawa prosta i łatwa, trzeba mieć też świadomość grożących konsekwencji. Nawet jeśli się porty zdobędzie - to co potem? Kto je będzie obsługiwał?"

Możemy jedynie przypuszczać, że gdyby rzeczywiście doszło do stłumienia siłą ruchu w lecie 1980 roku, prędzej czy później, zależnie od kosztów poniesionych wówczas przez protestujących, doszłoby do kolejnych konfliktów. Tak jak po 1970 roku był rok 1976, a po nim 1980. Polski system komunistyczny stracił zaufanie większości społeczeństwa, a polska gospodarka utraciła stabilność i nic nie przemawiało za tym, że zdoła ją odzyskać.

Drugi wzgląd, dla którego „Solidarność" mogła nie powstać, związany był z samym ruchem protestacyjnym. Gdyby w Gdańsku nie znalazła się grupa odważnych i rozumnych jego przywódców (w Szczecinie sytuacja miała się gorzej), którzy stanowczość łączyli z opanowaniem, wiedzieli, jak dalece można się posunąć i jakiej granicy nie należy przekraczać, dojść mogło do jednego z dwóch wariantów rozwoju sytuacji.

Albo do rezygnacji z bardziej radykalnych żądań, a więc przede wszystkim z utworzenia niezależnych związków zawodowych. Jak wiadomo, w Szczecinie strajkujący zgodzili się na pozwalającą się różnie interpretować formułę: „na podstawie opinii ekspertów będą mogły powstawać samorządne związki zawodowe, które będą miały socjalistyczny charakter".

Albo do spontanicznego wybuchu, przy którym interwencja zbrojna sił polskich, a może i zewnętrznych, głównie radzieckich, byłaby nieuchronna. Trudno sobie bowiem wyobrazić, w świetle doświadczeń z NRD w 1953 roku, z Węgier w 1956 roku, a nawet ze spokojnej w istocie rzeczy Czechosłowacji w 1968 roku, że w Moskwie tylko przyglądano by się walkom w Polsce, jeżeli rodzime siły nie dawałyby sobie rady.

Cóż więc stałoby się ostatecznie, gdyby „Solidarności" nie było? Możemy znów jedynie przypuszczać. Być może polski kryzys nabrałby charakteru przewlekłego, gospodarka cierpiałaby na tym jeszcze silniej, szybko posuwałaby się demoralizacja aparatu władzy, ale też polskiego społeczeństwa. Nie ma nic gorszego dla zbiorowej moralności niż poczucie beznadziejności i bezsiły, braku szans na pozytywne rozwiązanie problemów.