Выбрать главу

Biedak. Nigdy nie poczuje tej ekstazy… Być pilotem to wielkie szczęście, ale znacznie wspanialej jest być kapitanem.

– Pomyślnej wachty, Hang – powiedział łagodnie Alex i wyszedł z mostka.

* * *

Janet tylko pomachała mu z daleka ręką. Ale Kim zdecydowanym krokiem podeszła do wchodzącego do swojej kajuty Aleksa.

– Mała, później… – Alex wziął ją za ramię. – Czeka mnie raz ważna rozmowa.

Kim zmarszczyła brwi.

– Czy teraz stale będę słyszała to zdanie?

I jak tu w takich warunkach utrzymywać karność? Energetyk, otwierając drzwi sąsiedniej kajuty, popatrzył na nich z zainteresowaniem.

– Kim, przyjdź do mnie za pół godziny, dobrze?

Popatrzył jej prosto w oczy. Nie wiadomo, co Kim usłyszała w jego głosie, ale uśmiechnęła się radośnie.

– Dobrze, Alex…

Chwilę później skryła się u siebie. Alex wszedł do kajuty: kręcąc głową. To faktycznie zaczynał być problem. Specjalizacja zmusza Kim do zdobywania jego miłości… jedynej rzeczy, jakiej nie może jej dać.

Ale teraz nie miał do tego głowy.

– Statek, łączność z pasażerem Ka-trzeci, priorytet kapitański, wezwanie otwarte.

Rozbłysnął ekran. Ka-trzeci, ku zdumieniu Aleksa, spokojnie spał w swoim łóżku. To prawda, że grawikompensatory jachtu były wystarczające potężne, żeby pasażerowie nie odczuli przeciążeń przy wejściu do kanału, ale opanowanie klona budziło podziw. Albo mu wszystko jedno, albo latał tak często, że nie czuje najmniejszego lęku przed hiperprzejściem.

– Ka-trzeci…

Klon zareagował natychmiast. W jednej chwili leżał otulony w kołdrę, a w następnej stał przy łóżku, patrząc w ekran.

– Mówi kapitan – powiedział nie wiadomo po co Alex. – Proszę przyjść do mojej kajuty. Natychmiast.

Ka-trzeci tylko skinął głową i zniknął z pola widzenia. Alex usiadł w fotelu, podparł głowę rękami. Był absolutnie spokojny; niedawne wydarzenie zajęło tak mało czasu realnego, że organizm jeszcze nie zdążył zareagować nadprodukcją adrenaliny. Było już po wszystkim, a piloci nie zostali wyposażeni w zdolność zamartwiania się z powodu nieszczęść, które nie nastąpiły.

Ale gdyby nie Janet…

Drzwi pisnęły.

– Otworzyć – zakomenderował Alex.

To był Ka-trzeci. Nawet się nie ubrał, przyszedł w piżamie, śmiesznie dziecinnej, w niebieskie, czerwone i białe paski. Alex odnotował w myślach, że następnym razem musi uważać z użyciem słowa „natychmiast”.

– Co się stało, kapitanie?

Ostry głos klona zupełnie nie pasował do wesolutkiej piżamy. Mina Ka-trzeciego mówiła bardzo wyraźnie, że chętnie by komuś przylał.

– Proszę usiąść. Napije się pan czegoś?

Alex pochylił się, otworzył malutki barek i zerknął na płaskie butelki. Niezły wybór!

– Brandy – powiedział ze wstrętem klon. – Niedużo.

Poczekał, aż kapitan naleje do kieliszków i już spokojniej zapytał:

– Więc co się stało?

– Przy wejściu do kanału omal nie staranował nas tankowiec z rtęcią.

– Atak? – zapytał czujnie klon.

– Zdaniem pilota samowolne zadziałanie silników. Na starych łajbach towarowych to rzeczywiście możliwe, ich komputery są bardzo prymitywne i niestabilne.

Ka-trzeci sposępniał.

– Kapitanie, ten statek powinien być chroniony… i uzbrojony. Jeśli się nie mylę, zgodnie z prawem stacje obronne powinny były zniszczyć tankowiec. Pan również miał do tego prawo.

– Nie miałem. Zderzenie nie prowadziło do katastrofy, po prostu weszlibyśmy do kanału po innej trajektorii.

– Czy doszło do zderzenia? – zapytał nerwowo klon.

– Nie. Zapewniam, że to by pan poczuł. Udało nam się tego uniknąć.

Ka-trzeci wypił brandy jednych haustem i spytał rozdrażniony:

– W takim razie o co chodzi? Rozumiem, że nie jesteśmy na spacerze w parku, ale mógł mi pan opowiedzieć o tym wszystkim rano.

– Rzecz w tym, że na skutek dziwnego zbiegu okoliczności nowy kurs, uzyskany na skutek zderzenia, wyprowadziłby nas do przestrzeni Halflingów…

Klon drgnął.

– Nie doszło do tego? – zapytał, obracając w palcach pusty kieliszek.

– Nie. Idziemy do Gammy Draconis, wszystko w porządku. Wyobraża pan sobie, do czego doprowadziłoby pojawienie się naszego statku w strefie Halflingów?

Ka-trzeci zmrużył oczy.

– Rewizja. Niewola dla Czygu, czy raczej usiłowanie wzięcia ich do niewoli. Mam obowiązek ich bronić.

– Ja również mam obowiązek bronić… wszystkich swoich pasażerów. – Alex znowu nalał brandy do kieliszków.

Wypili w milczeniu.

– Zdaje się, że powinienem panu podziękować… – Ka-trzeci skinął głową. – To by była wybitnie nieprzyjemna sytuacja.

– Powinien pan, ale nie mnie, tylko Janet Ruello. Zresztą chodzi mi o coś innego. Jak pan ocenia prawdopodobieństwo przypadkowego zderzenia?

– Bliskie zeru.

– Ja również. Ka-trzeci, nie podoba mi się to wszystko. Najmowaliśmy się do przeprowadzania cywilnych lotów.

– To właśnie jest cywilny lot. Zwykły lot turystyczny.

– Naprawdę?

Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy, potem klon wzruszył ramionami:

– Kapitanie, do licha… pracuję na podobnych trasach od siedmiu lat, trzy lata w kompanii Perła, cztery w kompani Niebo. Towarzyszyłem Czygu, Brownie, Halflingom, Fenhuanom… oraz dziesięciu innym rasom, z którymi ludzie prawie się nie kontaktują. Jestem specem od Obcych, rozumie pan?

– Rozumiem.

Klon mówił teraz łagodniej:

– Alex, bywałem w różnych sytuacjach. Starcia z ksenofobami. Agresja ze strony własnych podopiecznych. Raz musiałem zabić Brownie… wpadł w szał w nieprzewidzianym okresie. Kiedyś porwali nas terroryści z Nowej Ukrainy i dopiero po ośmiu tygodniach kuter policyjny Czygu nas uwolnił. Różne rzeczy się zdarzały. Ale to zwykła cywilna praca. Ryzyko jest nieco większe… ale też chyba wasza płaca jest wyższa niż standardowa?

– Kto i dlaczego mógł zorganizować niedawny incydent?

– Mam pan coś do palenia?

Alex w milczeniu podsunął mu paczkę papierosów. Zapalili.

– Biznes turystyczny dla Obcych jest gałęzią słabo rozwiniętą – zaczął klon w zadumie i wydmuchał kłąb dymu. – Czemu pali pan takie świństwo, kapitanie?… Ale istnieją cztery kompanie zajmujące się tym biznesem, a nasza jest największa. Incydent w rodzaju porwania naszych podopiecznych przez Halflingów doprowadziłby do całkowitego upadku zaufania do kompanii Niebo. Rozumie pan?

– Rozumiem. – Te ciągłe pytania zaczynały drażnić Aleksa. Klon najwyraźniej miał wątpliwości, czy jego rozmówca potrafi dodać dwa do dwóch. – A więc to konkurencja?

– Być może. Zwrócimy się do organów śledczych… oraz przeprowadzimy własne śledztwo. Natychmiast.

– Wyobraża pan sobie, ile musiałoby kosztować przekupienie pilota?

Klon uśmiechnął się.

– Nie.

– Ja też nie. Jeśli udowodnią winę temu biedakowi z tankowca… zostanie dożywotnio pozbawiony licencji pilota. Tego nie da się zrekompensować. To… to tak, jakby zabrać pilotowi większą część życia. Jakby pozbawić człowieka dostępu do kolorów, sprawić, że patrzyłby na świat przez ciemną, matową szybę. My, piloci, mamy nie tak wiele zwykłych ludzkich radości…

– Ale przecież zdarzają się wyjątki?

– Owszem. Teoretycznie pilot tankowca mógł być naturalem, dla którego pilotaż to jedna z licznych przyjemności. Należałoby zabronić… – Alex ugryzł się w język, przypominając sobie Generałowa.

– To dyskryminacja – uciął Ka-trzeci. – A wariant z przeprogramowaniem pokładowego komputera?

Alex zastanowił się. Komputery na tankowcach naprawdę były prymitywne.