– Ależ, ależ… – Janet z uśmiechem napiła się swojego drinka. – Po prostu szczerze wypowiedziały swoje zdanie o ludziach.
– Po co? – zapytał klon. – Przepraszam, ale uważam, że to głupie. Sądzę, że żartowały. Wolę tak sądzić.
– Może pan myśleć, co się panu podoba. – Janet wstała. – Pójdę do siebie, poczytam trochę.
Alex dogonił ją przy drzwiach kajuty, chwycił za rękę i przytrzymał.
– Janet…
– Tak, kapitanie? – Murzynka się uśmiechnęła.
– Co domieszałaś do drinka dla Czygu?
– Kapitanie, po prostu przygotowałam odświeżający napój. Żadnych dodatków chemicznych.
– W takim razie zapytam inaczej. Janet, czym mogła być spowodowana podobna szczerość Czygu?
Kobieta wyglądała na zamyśloną.
– Trudno powiedzieć, kapitanie. U nas, na Ebenie, krążyły słuchy, że rasa Czygu źle znosi naturalne alkaloidy zawarte w anyżu. Podobno działają na nich rozluźniająco jak serum prawdy. Czygu nie tracą rozsądku, ale mogą niechcący wygadać jakieś tajemnice. Głupie, prawda? Powszechnie wiadomo, że Eben zamieszkują psychopaci.
– Janet… – powiedział z bólem. Alex. – Po co to?
– Żeby pan wiedział, z kim mamy do czynienia – odparła poważnie kobieta. – Ten sympatyczny wygląd ludzkich dziewczynek to tylko kaprys ewolucji plus możliwość zmiany wielu parametrów wyglądu. Przecież one nawet nie są ssakami, kapitanie! To ciepłokrwiste owady!
– To zbyt proste porównanie.
– W każdym razie bliżsi są żukom czy karaluchom niż nam.
– Nieprawda. Są równie dalecy ludziom, jak i ziemskim owadom.
– To, co wybrzusza im bluzeczki, kapitanie, to nie piersi, lecz rudymentarna trzecia para kończyn. Dzieci karmione są wypluwanym, przetrawionym pokarmem.
– A przy tym mają czerwoną krew, niemal ludzkie płuca i serce…
– Sześciokomorowe!
– Ale przecież nie dwukomorowe! – Alex wyczuł, że Janet chce już wejść do swojej kajuty i powiedział szybko: – Dajmy spokój tej dyskusji. Czygu nie są owadami i nie są ludźmi. To Obcy rasy Czygu. Owszem, nie czują do nas sympatii, ale niby dlaczego mieliby nas kochać? Jesteśmy młodą energiczną rasą, zdobywającą planetę po planecie! Niech sobie tworzą iluzje i snują marzenia, byle tylko nie doszło do wojny!
– Zgadzam się. – Janet skinęła głową. – Puść mnie, Alex.
– Nie urządzaj więcej podobnych prowokacji, Janet. Proszę cię. Nie potrzebujemy skandali, skarg zarządu kompanii, zatargów z Czygu i Ka-trzecim.
– Spaliliście nasze statki, które nie ośmieliły się strzelać do ludzi, zamknęliście planetę pod kopułą siłową, jakby to było siedlisko zarazy, zrobiliście pranie mózgu tym, którym darowaliście życie, i jeszcze wam mało?! A teraz podlizujecie się Obcym, którzy śnią o tym, żeby uczynić z was niewolników!
Janet uwolniła rękę szybkim ruchem i Alex musiał sobie przypomnieć, że kobieta przeszła na Ebenie kurs przygotowania wojennego.
– Nie paliłem waszych statków i nie ingerowałem w twoją świadomość, specsiostro!
– Wcale nie jesteś lepszy!
Drzwi zamknęły się za nią. Alex z trudem stłumił pragnienie uderzenia pięścią w plastik.
I bądź tu, człowieku, mądry. Dyskutuj, odwołuj się do rozumu, przekonuj…
Wszystko na próżno, gdy ożywa program włożony w umysł speca.
Alex wszedł do swojej kajuty i postał chwilę, zaciskając ręce w bezsilnej wściekłości. Potem, posłuszny impulsowi, rozpiął koszulę i popatrzył na Biesa.
Diabełek nie był zły. W jego wzroku czaił się smutek i potępienie.
– Wcale nie jest mi teraz lepiej! – wykrzyknął Alex. W oczach Biesa odmalowała się głęboka wątpliwość.
– A niech to wszystko piekło pochłonie! – Alex odwrócił się do terminalu. – Statek, ukryta obserwacja kajuty Janet Ruello, dostęp kapitański.
Ekran pojawił się i zapłonął.
Czarnoskóra kobieta leżała na łóżku. Jej ciałem wstrząsał szloch, ręce gniotły poduszkę.
Niech będzie przeklęty Eben, niech będzie przeklęty obłąkany Kościół Chrystusa Rozgniewanego, niech będą przeklęci inżynierowie genetyczni, którzy umieścili w Janet nakaz nienawiści do Obcych…
Alex wyszedł z kajuty.
– Otworzyć, kapitański dostęp.
Zablokowane drzwi pisnęły w proteście, i Alex wszedł do kajuty Janet.
Kobieta nadal płakała, wtulając twarz w poduszką. Alex rozejrzał się po kajucie, zaskoczony. Przecież Janet nie miała prawie żadnych rzeczy, a jednak zdołała całkowicie przeistoczyć smętny standardowy pokoik. Nad łóżkiem wisiał krzyż – dokładnie taki, jakiego używano na Ebenie: z Chrystusem, który uwolnił jedną rękę i wygraża pięścią. Na podłodze przy łóżku leżał mały, gruby dywanik z różnobarwnych nici, na stoliku stał otwarty kuferek z zestawem drogich kosmetyków. Cztery zdjęcia uśmiechniętych dzieci – dwóch smagłych chłopców i dwie dziewczynki, jedna czarnoskóra, druga jasna. I całe mnóstwo maleńkich drobiazgów, właściwie niepotrzebnych, ale diametralnie zmieniających charakter pomieszczenia.
– Janet…
Nawet nie podniosła głowy.
– Nie trzeba. – Alex przysiadł na brzegu łóżka i położył rękę na podrygującym ramieniu. – Rozumiem twoje uczucia i uważam, że masz nieco racji. Ale każdy z nas musi wypełniać swój życiowy obowiązek…
– Dlaczego tak nas nienawidzicie? – szepnęła Janet. – Bardziej niż Obcych… a przecież my chcieliśmy tylko szczęścia dla wszystkich!
– Janet, nikt was nie nienawidzi, uwierz mi. Być może współczujemy wam…
– Dlaczego?
– Bo macie psychikę zmienioną przez inżynierów genetycznych…
– A wy nie? – Janet zaśmiała się krótko, siadając na łóżku. – Głupi, głupi pilocie… Pieprzysz się, przeżywasz orgazm i naprawdę myślisz, że to jest właśnie istota stosunków między kobietą i mężczyzną?
– Ależ dlaczego? Jest jeszcze głęboka sympatia osobista, serdeczność…
– Wsadź sobie tę sympatię osobistą głęboko w tyłek! Jesteś większym potworem niż ja! Mnie kazali nienawidzić Obcych, więc ich nienawidzę. Może nie mam racji, ale nic nie straciłam, jedynie zyskałam… nawet jeśli zyskałam tylko nienawiść! A ty? Ty straciłeś wszystko! Połowę świata! Kim, biedna dziewczynka, wodzi za tobą zakochanym wzrokiem i łazi za tobą jak pies. A ty nawet tego nie widzisz.
– Widzę, Janet. Kilka godzin temu uprawialiśmy seks i oboje…
Janet Ruello, kat Obcych z kwarantannowej planety Eben, wybuchła śmiechem.
– O Panie rozgniewany! Jak opisać ślepemu zachód słońca? Alex, czy wiesz, że na Ebenie piloci umieją kochać?
– To głupota. Całkowita jedność ze statkiem jest możliwa wyłącznie przy braku przywiązania do ludzi.
– Bzdura! Miłość i nienawiść są ze sobą połączone. Nie można pozbawić człowieka miłości, nie dając mu w zamian choćby namiastki. Dla pilotów taką namiastką jest połączenie ze statkiem, dla detektywów i inspektorów podatkowych – ekstaza w chwili poznania prawdy. Kiedyś dla wszystkich wymyślą jakąś namiastką.
Janet zastanowiła się chwilę i dodała:
– Prócz żołnierzy. W tym zawodzie miłość jest niezbędna jako alternatywa nienawiści do wroga. My wszyscy byliśmy żołnierzami… i dlatego wszyscy umieliśmy kochać.
Alex milczał. Nie sposób przekonać speca, który broni swojej specjalizacji. Ale przecież pod jakimś względem Janet ma rację – wirtualny chłopiec Edgar również mówił o biochemicznych pętach.
– Janet, co zrobimy?
– Uwierzyłeś już, że rasa Czygu nie jest sprzymierzeńcem ludzi?
– Jest tymczasowym sprzymierzeńcem – poprawił ją Alex. – Nie miałem złudzeń co do ich wierności.
– Nie będę ich więcej prowokować.