– Kim nie jest specbojownikiem – wyjaśnił Edgar. – Bojownik… ha! Masówka, sztampa, mięso armatnie. Kim jest wyjątkowa.
– Co to znaczy?
– Jest tajnym agentem.
– Co takiego? – Alex roześmiał się.
Edgar odwrócił się i spojrzał mu wściekle w oczy.
– Tak cię to bawi? Sądzisz, że tajni agenci to dwumetrowe draby z działkiem plazmowym w tyłku? Agent potrafi zabijać, ma nawyki i reakcje bojownika, ale nie to jest najważniejsze! Wykorzystanie specagenta jako bojownika to czyste marnotrawstwo! Kim została stworzona, żeby obracać się w wyższych sferach społecznych, rozkochiwać w sobie innych, gromadzić informacje, szantażować… a jeśli będzie trzeba, również zabić. Nie zdajesz sobie sprawy nawet z ułamka jej możliwości! Ona sama również nie… na razie. Kim może na odległość ściągać dane z komputerów, może nie oddychać przez kwadrans, dostosowywać temperaturę ciała do temperatury otoczenia, ma pamięć absolutną, intuicyjną zdolność deszyfracji… i szereg innych niespodziewanych możliwości fizycznych.
– Kim o tym wie? – zapytał ostro Alex.
– Czy wyglądam na idiotę? – odciął się Edgar. – Nie, nawet nie podejrzewa. Będzie to dla niej szok. Przywykła uważać się za specbojownika… za jakąś odmianę bojownika, w rodzaju ochroniarza czy killera.
– Co się stanie, gdy już się dowie?
– Nie wiem – wzruszył ramionami Edgar. – Najprawdopodobniej przeżyje wstrząs… a potem zechce zająć swoje nowe miejsce w życiu. Tacy jak ona pracują dla służby imperialnej, dla administracji planet… albo dla bardzo dużych i potężnych korporacji.
– Dlaczego nie powiedziałeś jej prawdy, Edgarze?
Chłopiec popatrzył na niego drwiąco.
– Czy wtedy byłbym jej potrzebny?
Alex skinął głową.
– Rozumiem. Wybacz. Ale jeśli masz rację…
– Mam rację!
– …to Kim powinna się dowiedzieć, kim jest. Zrozum, całe życie speca polega na spełnianiu swojego przeznaczenia. Pracując jako zwykły bojownik, Kim pozostanie nieszczęśliwa.
Edgar milczał i Alex poczuł ostre ukłucie wstydu – przecież wszystkie nadzieje tego chłopca wiązały się z Kim. Wszystkie plany zdobycia prawdziwego ciała, wyrwania się ze strasznej niewoli…
– Rozumiem cię…
Pod warunkiem, że Edgar nie kłamie!
– …ale musimy coś wymyślić, prawda?
Chłopak spojrzał na niego zdumiony.
– My?
– Oczywiście, że my. Ty jesteś jej najlepszym przyjacielem oraz inżynierem genetycznym. A ja jestem człowiekiem, w którym dziewczyna się zakochała.
– Po co mielibyśmy cokolwiek robić? – Edgar wzruszył ramionami. – Teraz Kim ma pracę i na razie jest z niej zadowolona. Gdy odkryje swoje zdolności, gdy zapragnie czegoś więcej, wtedy można zacząć się niepokoić. Ale mam nadzieję, że do tego czasu zdobędę już nowe ciało.
– Wszystko może się zdarzyć. Ale co z jej zakochaniem się we mnie?
– Nie zakochaniem, tylko miłością – poprawił Edgar i sucho dorzucił: – Nie mam nic przeciwko waszym spotkaniom. To naturalna potrzeba, więc…
– Ona nie potrzebuje seksu. A raczej nie tylko seksu. Przy okazji, po co jej to? Zgadzam się, że agent powinien rozkochiwać w sobie innych, ale żeby sam się zakochiwał?
– Miłość to taka dziwna rzecz, Aleksie… – Chłopak wstał i przeszedł się tam i z powrotem z rękami założonymi za plecy. – Wielokrotnie próbowano stworzyć gejsze, które rozkochiwałyby w sobie klientów, same pozostając chłodne i obojętne, wykonywały swoją pracę, nie okazując emocji. Oszałamiający wygląd zewnętrzny, zdolności aktorskie, feromony… Wszystko na próżno, Aleksie. Żeby doszło do olśnienia, miłość ze strony hetery musi być szczera i autentyczna. Gdy tylko cel zostanie osiągnięty, gejsza ma możliwość odkochania się… będzie jej ciężko, będzie się smucić i przeżywać, ale odzyska wolność. Ale najpierw gejsza zakochuje się sama. Bez względu na to, jak długo trwa ta miłość – piętnaście minut w czasie trwania minety czy kilka lat – miłość gejszy jest nieudawana.
Edgar najwyraźniej dał się ponieść. Alex patrzył jak zahipnotyzowany na chudego chłopca, który krążył wokół karykaturalnego tronu, poprawiając okulary i rozkładając na elementy największe z ludzkich uczuć.
– Miłość! Aleksie, ty przecież nie możesz zrozumieć, co znaczy prawdziwa miłość! Szaleństwo, radosne i dobrowolne, płomień ogarniający wszystko, ogień, którego żar niesie słodycz i udrękę jednocześnie. Miłość matki do dzieci, miłość patrioty do ojczyzny, miłość detektywa do prawdy… wszystko to blednie wobec prawdziwej, autentycznej miłości! Poeci układali wiersze, które przetrwały tysiąclecia, władcy przelewali rzeki krwi. Prości, niepozorni ludzie zaczynali płonąć jak supernowe, spalając całe swoje życie w jednym oślepiającym wybuchu, wściekłym i niepowstrzymanym. Miłość… miłość! Tysiące definicji, poszukiwanie odpowiednich słów… tak jakby dźwięki mogły oddać tę pradawną magię. Miłość jest wtedy, gdy pragniesz szczęścia tego, kogo kochasz. Miłość jest wtedy, gdy cały świat zawęża się do jednego człowieka. Miłość to uczucie, które zrównuje nas z Bogiem… Nie można jej pojąć, nie można wyrazić słowami! Zresztą nie trzeba wyrażać; zrozumie to każdy, kto doświadczył tego słodkiego odurzenia. Wszystkie rasy Obcych umieją kochać, Aleksie! Wprawdzie nie ludzką miłością, ale bardzo podobną. Taji nie wiedzą, czym jest dowcip. Brownie nie są zdolni do przyjaźni. Fenhuanie nie rozumieją, czym jest zemsta. Wiele ludzkich emocji jest wyjątkowych, my zaś często nie możemy pojąć uczuć Obcych… na przykład zdolności Czygu do odczuwania świtu… za to miłość znają wszystkie rasy!
– Teraz już nie wszystkie – powiedział po prostu Alex.
Edgar opanował się i westchnął.
– Masz rację. Poszliśmy dalej niż Obcy, Aleksie. Nauczyliśmy się zmieniać ciało, umysł, a potem nawet duszę. Wycinać jedno, przyszywać drugie.
– Przyszywać?
– To taki staroświecki termin. W celu połączenia dwóch kawałków materiału używano cienkich nici…
– Dziękuję, już zrozumiałem. Ale czy mamy rację, Edgarze? Wiesz, że Janet zażartowała sobie z naszych gości Czygu?
– Skąd mam wiedzieć? Przecież odłączyłeś mnie od wewnętrznych kamer statku.
– Podsunęła Obcym drink anyżowy. Alkaloid w anyżu działa na Czygu jak serum prawdy.
Edgar roześmiał się dźwięcznie.
– Brawo! No i co?
– Jedna z Czygu oznajmiła, że ludzkość jest skazana. Że za daleko zaszliśmy na drodze zmian. Że ród ludzki utraci jedność i rozpadnie się na szereg słabych, podzielonych cywilizacji.
– Bzdura! – powiedział ostro Edgar. – Rozmarzyli się, śmierdziele… Ludzie zawsze byli różni, rozumiesz? I w czasach jaskiniowych, i w średniowieczu, i w błogosławionym XX wieku… Zawsze! Czy to władca, czy pastuch, czy poeta, czy szambiarz…
– Ale stanowiliśmy jedność pod względem genetycznym.
Edgar wzruszył ramionami.
– Wiesz, kto by się urodził z twojego nasienia i jajeczka Kim? Pod warunkiem braku specjalizacji, oczywiście.
– Dziecko natural o bardzo wyostrzonym wzroku.
Chłopiec skinął głową, lekko zdumiony.
– Tak… To wasza jedyna wspólna cecha. Wobec tego bez trudu wszystko zrozumiesz. A więc, Aleksie, w razie konieczności ludzkość łatwo i bezboleśnie powróci do jednolitego genotypu. Komórki płciowe każdego speca zawierają podwójny zestaw genów. Zmieniony, ten, który stworzyli genetycy na zamówienie rodziców, i zwykły, który byś otrzymał, gdybyś urodził się jako natural. Zwykły zestaw jest skompresowany w organelli i bywa aktywowany w procesie połączenia komórek płciowych. Dalej proces może pójść najróżniejszymi drogami.