Pogoń nie trwała długo. Prześladowcy dogonili ofiarę, rozbłysły błękitne wybuchy… widać arystokraci nie gardzili techniką. Trójka jeźdźców zsiadła na ziemię i podeszła do ciała. Z mieszaniną stropienia i obrzydzenia Alex zobaczył, że arystokraci zaczęli gwałcić bezbronną ofiarę. Świta – około dwudziestu ludzi – już ich dogoniła i teraz cierpliwie czekała nieopodal.
Owa nieskomplikowana rozrywka szybko znudziła się myśliwym. Wrócili do świty, przeprowadzili krótką rozmowę, której towarzyszyły władcze gesty – i kolejna figurka rzuciła się biegiem wzdłuż rzeki. Myśliwi czekali. Podano jakieś napoje, rozmawiano z ożywieniem.
Z pewną ulgą Alex zobaczył, że ofiara żyje. Dziewczyna, teraz było widać przynajmniej płeć, wstała i niezgrabnie przestawiając nogi, pokuśtykała w stronę miasta. Nikt jej nie gonił, przeciwnie, nawet pomachano jej rękami.
– Co za ohyda! – powiedziała głośno Janet.
– Masz na myśli polowanie? – zapytał Alex.
– Jakie polowanie? Mówię o tej imprezie na jachcie.
– Arystokracja – odezwał się Morrison. – Błękitna krew, niech ją diabli. Naprawdę jest błękitna?
– Podobno tak – powiedział AIex, obserwując wznowioną zabawę. – Oczywiście, nie mają w hemoglobinie miedzi zamiast żelaza, bo to oznaczałoby złamanie praw imperialnych. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale nie tracąc genetycznego pokrewieństwa ze zwykłymi ludźmi, zmienili barwę krwi na błękitną.
– Za starego Imperium coś takiego byłoby niedopuszczalne – oznajmił Morrison. – Normalny imperator…
– Heraldyka miała się całkiem nieźle również za czasów poprzednich imperatorów – zaprotestował Alex. – A chłopczyk, który teraz formalnie zasiada na tronie, pewnie nawet nie słyszał o tej planecie.
– A może i słyszał – powiedziała Janet. – Może zachwyciła go taka nowina? Prawdziwi królowie, baronowie, szejkowie… Mogło go to nawet ucieszyć.
Alex wyłączył powiększenie. Nie miał ochoty na dalsze podglądanie mieszkańców Heraldyki. Sześćdziesiąt cztery małe, wszechmocne w granicach swoich posiadłości dynastie. Sześćdziesiąt cztery zwyrodniałe linie genetyczne.
Absolutna władza demoralizuje nawet wtedy, gdy jest ograniczona ramami jednej doliny, jednego miasteczka. Historia ludzkości znała wiele tyranii, ale nigdy dotąd tyrani nie byli wolni od niebezpieczeństwa rewolucji. Nigdy – aż do chwili pojawienia się specsług.
Skąd ich brali? Przecież wszyscy, którzy przylatywali na Heraldykę, robili to dobrowolnie; imperialni obserwatorzy surowo pilnowali strumieni kolonistów, nie pozwalając na wywiezienie kogokolwiek pod przymusem. A przecież znaleźli się chętni i nie były to jednostki! Setki tysięcy ludzi wyruszyły na Heraldykę wraz ze swoimi panami. Wątpliwe, żeby na Ziemi znalazła się taka liczba szalonych masochistów.
Zapewne początkowo wyglądało to dość niewinnie. Mały kraj na spokojnej, bogatej planecie, mądrzy arystokraci, nieco średniowiecznej egzotyki, zdobywającej zdumiewającą władzę nad ludzkimi sercami. A więc ludzie z czystym sumieniem zamawiali specjalizacją sług dla swoich dzieci. No bo przecież cóż złego mogłaby komuś zrobić stara, mądra lady królewskiej krwi, czy też romantyczny, inteligentny, dbający o swój naród szejk? Tylko że mijały pokolenia i dorastali nowi władcy, przyzwyczajeni do tego, że otaczają ich wyłącznie słudzy…
Mimo wszystko powinny istnieć jakieś inne ograniczenia specjalizacji, prócz genetycznej zgodności z naturalami i pożytku dla społeczeństwa. Nie można porywać się na wolność jednostki… w tak ekstremalny sposób.
– Załoga, przygotowujemy się do wejścia do kanału. Czas wejścia: plus sześć minut dwanaście sekund. Wektor skoku: na Zodiak. Czas lotu: osiemnaście godzin dziewięć minut osiem sekund. Jako pierwszy pełnią wachtę ja, po dziewięciu godzinach i piętnastu minutach zastępuje mnie Morrison.
Nikt się nie sprzeciwiał, nikt nie zadawał pytań. Alex również był władcą na statku, podobnie jak ludzie o błękitnej krwi na Heraldyce. Tylko jego władza miała inne korzenie.
Na razie inne.
Gdzie leży granica? Którędy biegnie przedział między gotowością speca do podporządkowania się przełożonemu a niewolniczą pokorą sługi? Na czym polega różnica między władzą i tyranią? Dlaczego to, co stało się podstawą życia Imperium, na Heraldyce wyrodziło się w okrutne bezeceństwa?
A może, uśmiechnął się Alex, jeśli patrzy się na Imperium z boku, wygląda ono równie ohydnie? Specbojownicy, spechetery, specdozorcy…
Przekazał nici sterowania Morrisonowi. Przez kilka sekund obserwował, jak Hang prowadzi statek do ujścia kanału, potem znowu przełączył się na skanery optyczne.
Tym razem komputer, otrzymując rozkaz znalezienia ludzi, pokazał Aleksowi inny odcinek planety, już pogrążający się w ciemnościach nocy. Delta rzeki upstrzona licznymi wysepkami. Domy zgrupowane w całkiem spore miasto i Kosmodrom, wyglądający dość nowocześnie. Po ulicach jeździły samochody, chodzili piesi, zapalały się światła reklam.
Miasto jak miasto. Żadnych plugawych zabaw i szalonych igrzysk.
Na pierwszy rzut oka.
A przecież to miasto również żyje według praw Heraldyki. Władza absolutna. Odrzucenie praw imperialnych. Co oczywiście sprawia, że wszyscy turyści – prócz miłośników ryzyka – omijają tę planetę.
Co jest lepsze – przemoc otwarta czy zamaskowana?
„Lustro” weszło do hiperkanału i Heraldyka zniknęła.
Jest coś mistycznego w samotnej wachcie, gdy statek sunie przez podszewkę rzeczywistości. Szary korytarz, pędzące z naprzeciwka ściany, składające się z wielkiej nicości, całkowite, niewyobrażalne odcięcie się od otoczenia. Wielowymiarowa fizyka twierdzi, że istnieje tylko jeden hiperkanał i to wyłącznie przez jeden kwant czasu. To znaczy, że w tej samej chwili wszystkie statki wszystkich czasów i cywilizacji nakładają się na siebie bezcielesnymi cieniami i mkną we wszystkich kierunkach naraz.
Wszechświat pełen jest paradoksów. Większość ras dojrzała już do używania hiperkanałów jako najwygodniejszego i najtańszego środka komunikacji międzygwiezdnej. I teraz, właśnie teraz, zmierzają ku sobie niezliczone floty Taji i statki ich nieznanych, zlikwidowanych przeciwników, ścierają się w ostatecznej walce o galaktykę… W walce, która nie przyniosła zwycięzcom nic dobrego. Mknie w niewiadomą przestrzeń Son Haj, pierwszy gwiezdny żeglarz Ziemi, którego sława zaćmiła Magellana i Gagarina. Co najdziwniejsze, są tu również statki przyszłości! Ostatnie krążowniki ludzkości, która też kiedyś zniknie, pierwsze łajby obcych ras, które jeszcze na razie nie wyszły w kosmos, ale kiedyś zaczną panować nad wszechświatem. W tym samym miejscu jest również „Lustro” we wszystkich swoich przyszłych lotach, z Aleksem i całą resztą na pokładzie.
Rzecz jasna folklor kosmonautów zawierał mnóstwo legend o hiperkanałach. O człowieku, który wyskoczył za burtę i dotarł przez hiperkanał na Ziemię. O statkach-widmach które wynurzają się zza rufy, majestatycznie omijają osłupiałych obserwatorów i znikają w oddali. Podobno można również zobaczyć przed sobą wyrzut silników własnego statku…
Oczywiście, we wszystkich tych opowieściach nie ma ani grama prawdy. Ale przyjęło się udawać, że się w nie wierzy.
Alex nie wiedział, czy chciałby kiedyś zobaczyć coś w hiperkanale. Historie z dreszczykiem są fajne tylko wtedy, gdy wiesz, że są wymysłem. Cisza i spokój hiperkanału odpowiadały mu znacznie bardziej. Cisza, spokój i ciepła tęcza statku…