Włożył kryształ do sprężystej ssawki, odczekał chwilę, rozluźnił się. Świat zasnuł się mgłą i zniknął.
Po ostrych przejściach wirtualności, stworzonej przez Edgara, „seksualny kalejdoskop” uspokajał i wyciszał. Zza mgły wyłoniły się ściany, zapłonął łagodnym światłem żyrandol pod sufitem, pod nogami pojawił puszysty dywan.
– Dzień dobry… – odezwał się uprzejmy, bezpłciowy głos. – Czy chciałby pan wybrać dla siebie rolę seksualną?
Alex zastanowił się.
– Tak… Jestem mężczyzną.
– Przyjęte – rzekł głos.
– Brak skłonności do masochizmu, nie pociąga mnie zoo- i alienofilia… Homoseksualizmu również nie będziemy próbować.
– Przyjęte.
– Całą resztę pozostawiam do wolnego wyboru – rzekł z lekkim wahaniem Alex.
– Proszę wejść.
W ścianie otworzyły się drzwi, rozległa się cicha, kojąca muzyka.
„Wolny wybór” przygód seksualnych był ulubioną zabawą astronautów, szczególnie odbywających długie loty. Co prawda po kilku wpadkach Alex zaczął surowo omawiać warunki „wolnego wyboru” – w końcu nie ma nic przyjemnego w ucieczce przed tłumem nagich Murzynów, uzbrojonych w skórzane batogi i łańcuchy.
Tym razem nic nie zwiastowało podobnych problemów. Gdy Alex przeszedł przez drzwi, jego wirtualne ciało zmieniło się – był teraz wyższy, miał wyraźny brzuszek i ręce pokryte drobnymi włoskami. W dłoniach trzymał wielkie kartonowe pudło, niezbyt ciężkie, ale nie puste, i stał w holu przed windami jakiegoś wieżowca. Wnioskując z koloru nieba za oknem, rzecz się działa nie na Ziemi.
W takty muzyki wplótł się spokojny, pewny siebie głos:
– Moje życie seksualne płynęło spokojnie i bardzo tradycyjnie. W dzieciństwie i wczesnej młodości lubiłem seks grupowy, gdy jednak przeszedłem metamorfozę i stałem się speccukierni – kiem, założyłem normalną trzyosobową rodzinę. Ale zawsze czegoś mi brakowało, coś sprawiało, że cierpiałem. Często nocą stałem przy otwartym oknie, patrząc, jak szybko Charon przechodzi przez znikający półksiężyc Cerbera, i marzyłem… o czym? Wtedy jeszcze nie byłem gotów, by przyznać się przed sobą do własnych skłonności…
Alex czekał cierpliwie. Wprowadzenie zapowiadało się długie i mętne.
Zrobił krok do przodu i głos urwał w pół słowa, żeby kontynuować już energiczniej:
– Przyjechałem do biura Szybkie Przewozy, żeby osobiście wręczyć wspaniały czekoladowy tort wiceprezesowi kompanii. Urządzał swojej matce, założycielce i pierwszemu prezesowi Szybkich Przewozów, wielkie przyjęcie z okazji jej sto dwudziestych urodzin…
Lekkie pchnięcie skierowało Aleksa do jednej z wind. Oczywiście, mógł stawić opór, ale przecież nie po to tu przyszedł.
Drzwi windy otworzyły się z melodyjnym brzękiem. Alex wszedł i od razu wyczuł, że czeka go coś nieprzyjemnego.
Po pierwsze, w windzie znajdowała się tylko jedna pasażerka. Drobna, siwa staruszka, pomarszczona i przygarbiona, w brązowej sukience i chustce na głowie.
Po drugie, podłoga windy była wyłożona miękkim dywanem.
– Dzień dobry, madame… – rzekł Alex. Staruszka nie odpowiedziała, tylko skinęła podbródkiem i utkwiła wzrok w lustrzanej ścianie.
Może wszystko będzie w porządku? Winda płynnie ruszyła w górę.
– Coś słodko zadrżało mi w piersi – wygłosił triumfalnie komentator.
– Taka twoja mać! – syknął Alex, zaciskając pięści.
– Staruszka wywołała w mojej pamięci obraz matki – potwierdził w zadumie głos. – Przypomniałem sobie, jak w młodości wracałem do domu późnym wieczorem, wchodziłem do wanny, a potem przychodziła matka i długo, czule i delikatnie myła mi włosy…
Alex wcisnął się plecami w róg windy. Nie ruszy się z miejsca, o nie! W końcu nadał ma wolną wolę!
– Winda jechała i jechała – oznajmił narrator rzecz oczywistą. – I nagle…
Alex wczepił się w ścianę, ale w rzeczywistości wirtualnej nawet jego reakcje speca zawiodły. Winda zatrzymała się naprawdę nagle – podrzuciło go do sufitu, pchnęło na ścianę i walnęło nim o podłogę. Pudełko z tortem wyskoczyło z rąk i rozpłaszczyło się na ścianie, posypały się kawałeczki czekolady, trysnął krem. Rozległo się paskudne skrzypienie. Winda zastygła, kołysząc się, jakby w górę ciągnęło ją nie pole grawitacyjne, lecz prymitywna lina.
Instynkty speca zrobiły Aleksowi głupi kawał – pilot odebrał wydarzenie jak katastrofę.
A w takich wypadkach rola kapitana polega na troszczeniu się o pasażerów.
– Co z panią, madame? – zapytał Alex, pochylając się nad staruszką.
Czerwone, spuchnięte powieki drgnęły. Staruszka popatrzyła na Aleksa.
– Ojej… synku… ojej… moje kości…
– Proszę się nie ruszać. – Alex zapomniał, że znajduje się w wirtualności, i to dość specyficznej. – Zaraz zadziała system awaryjny.
Ale winda nie miała najmniejszego zamiaru otworzyć drzwi.
– Boję się – poskarżyła się staruszka. Wyciągnęła rękę i objęła Aleksa za szyję. – Mam klaustrofobię, synku. Taka choroba. Sto dwadzieścia lat to nie żarty…
Niewidoczny komentator triumfował:
– Patrzyłem na jej miłą, pomarszczoną twarz, na której każdy rok, każda troska i wzruszenie odcisnęły swój ślad… W tej właśnie chwili uświadomiłem sobie, że zawsze tak naprawdę kochałem tylko te piękne kobiety, uosabiające jesień życia i apoteozę kobiecości – staruszki! I oto dzięki nieprzyjemnemu incydentowi zostałem sam na sam…
– Chyba się posiusiałam – oznajmiła staruszka, wstydliwie spuszczając oczy. – Ale kości mam całe!
– Kretyni! – wrzasnął Alex, strącają z karku rękę nieszczęsnej kobiety i zrywając się na równe nogi. – Amatorzy! Gdyby zepsuł się napęd windy, rozmazałoby nas po ścianach! System, wyjście!
Nawet wyjście awaryjne miało tu cechy prawdopodobieństwa. Otworzyły się drzwi, wpadła brygada lekarzy i ułożyła na noszach staruszkę, nadal wyciągającą ręce do Aleksa. Jakiś zwinny młodzieniec w stroju kelnera zeskrobał ze ściany i wrzucił do pudełka resztki tortu.
I dopiero wtedy pojawiła się mgła, a Alex znów znalazł się w pomieszczeniu startowym „kalejdoskopu”.
– Ma pan jakieś pretensje? – zapytał system z niepokojem.
– Tak jest! Całe mnóstwo! – warknął Alex i zamilkł, uświadamiając sobie, że krzyczy na prosty program serwisowy. – Gerontofilię usunąć ze spisu! Ale już!
– Ale znaczenie społeczne gerontofiłii jest bardzo duże – zaprotestował niespodziewanie system. – Jej korzenie…
– Usunąć! I zaproponować coś innego. Tylko najpierw krótkie streszczenie fabuły!
Przejrzenie dostępnych możliwości zajęło systemowi kilka sekund.
– Szalenie ciekawa i bardzo nietypowa przygoda…
– Słucham.
– Specksięgowy płci męskiej w średnim wieku, posiadający tradycyjną binarną rodzinę, która rozpadła się nie z jego winy, pracuje w imperialnym komitecie do spraw lekkiego uzbrojenia. Jest ogromnie nieśmiały, co przeszkadza mu w karierze oraz w życiu seksualnym.
System zamilkł na chwilę, jakby oczekując protestów. Alex wzruszył ramionami. Początek całkiem zwyczajny.
– Komitetem kieruje przewodnicząca, specorganizator płci żeńskiej, całkowicie pochłonięta swoją pracą i przeznaczająca wyjątkowo mało czasu na społecznie pożyteczną aktywność seksualną. Do pracy w komitecie przychodzi towarzysz księgowego, płci męskiej, który osiągnął prestiżową pozycję społeczną. Radzi bohaterowi, żeby został partnerem seksualnym specorganizator w celu przesunięcia się na drabinie społecznej i zaspokojenia instynktów płciowych. Na razie panu odpowiada?
– Na razie tak – potwierdził ostrożnie Alex.
– Po szeregu komicznych i pasjonujących wydarzeń specksięgowy osiąga wzajemność specorganizator. Potem w wyniku rozmaitych okoliczności towarzysz głównego bohatera informuje specorganizatora o przyczynach seksualnej aktywności księgowego. Jednak ten podły czyn nie może zagrozić szczęściu zakochanych. Zakładają trwałą binarną rodzinę i żyją razem długo i szczęśliwie.