– Jakoś nie mam ochoty na lądowanie – mruknął Generałow. Obejrzał się, jakby szukał poparcia. W mesie zebrała się cała załoga, ale nikt nie podzielał pesymizmu nawigatora.
– Tam żyje dwieście milionów ludzi – wtrącił się Morrison. – Byłem tam… tylko w innym sezonie. Piękna planeta.
– Ja chcę się tam wybrać – powiedziała szybko Kim i uśmiechnęła się do Aleksa.
Jakie dziwne wrażenie… Alex poczuł, że teraz patrzy na Kim inaczej. Dziewczyna nie stała się bardziej pociągająca… przecież przedtem też mu się podobała. Zmieniło się coś, czego Alex nie potrafił nazwać.
Czy zawsze tak się dzieje?
– Nasi szanowni pasażerowie jakoś się nie spieszą – zauważyła drwiąco Janet. Stała przy ekranie transmitującym krajobrazy Zodiaku. Naprawdę były piękne. Nieziemska, lecz, o dziwo, przyjemna dla oka przyroda. Jeziora z granatową, jakby farbowaną wodą, wspaniałe korony drzew – każdy liść był z jednej strony zielony, z drugiej biały; zabawne, zwinne zwierzątka, pokryte pomarańczowym futerkiem i skaczące w trawie jak piłeczki.
– Wygląda na to, że Czygu nie potrzebują instruktażu – ziewnął Paul. – Kapitanie, czekamy na nich czy zaczynamy lądowanie?
Alex oderwał wzrok od Kim.
– Tak… Bądź tak dobry, Paul, idź do nich i zaproś do mesy. Najpierw wstąp do Zej-So, ona jest starsza w parze…
Energetyk skinął głową i już miał wyjść z pomieszczenia, gdy dały się słyszeć szybkie kroki.
– Zorientowali się wreszcie – prychnęła Kim. – To co, włączyć powtórkę?
W mesie pojawił się Ka-trzeci.
Zapadło ciężkie milczenie. Twarz klona pokrywały czerwone plamy, z czoła spływały krople potu, oczy patrzyły nieprzytomnie.
– Co się stało? – Alex ruszył w jego stronę, myśląc, że tak by pewnie wyglądał pilot, który ujrzał w hiperkanale rufę własnego statku…
– Kapitanie… – Głos klona był ledwie słyszalny. Ka-trzeci przełknął ślinę, wyciągnął rękę i chwycił Aleksa za ramię. – Proszę iść ze mną! Szybko!
Alex odwrócił się i popatrzył na załogę. Zdaje się, że nikt nic nie rozumiał.
– Wszyscy zostają w mesie – powiedział na wszelki wypadek. – Lądowanie przekładamy do następnego zakrętu.
Klon pokiwał głową, jakby Alex wypowiedział jego własne myśli, i pociągnął pilota za sobą.
– Co się dzieje? – zapytał półgłosem Alex, gdy znaleźli się na korytarzu. – Ka-trzeci, o co chodzi?
– Cicho!
Teraz, gdy już byli sami, na twarzy Ka-trzeciego odmalowała się taka panika i rozpacz, że grymas, który przed chwilą przeraził załogę, wydał się dobrodusznym uśmiechem.
– Niechże się pan uspokoi, Ka-trzeci!
– Wszystko… wszystko skończone… – wydusił z siebie klon i niespodziewanie zaśmiał się ochryple. – Nie, co ja mówię. Wszystko się dopiero zaczyna…
Tracąc nadzieję na uzyskanie sensownej odpowiedzi, Alex przyspieszył kroku. Dziesięć sekund później stali przed drzwiami jednej z kajut.
– Ma pan mocne nerwy? – Klon zniżył głos do szeptu.
– Wystarczająco.
Ka-trzeci otworzył drzwi kajuty.
Alex zobaczył jedną z Czygu, nie wiadomo, Zej-So czy Sej-So, klęczącą przy łóżku. Kajuta wyglądała jak przystrojona na karnawał – czerwone kleksy na ścianach, zawieszone pod sufitem dziwaczne girlandy… I zapach, nieprzyjemny, niemal nie do wytrzymania dla człowieka.
A potem, jakby puściła jakaś tama w świadomości, Alex wszystko zrozumiał.
– Nie! – krzyknął.
Czygu, klęcząca obok okaleczonego ciała przyjaciółki, nawet nie drgnęła.
– Chodźmy, Alex. Chodźmy, nie zdołamy jej już pomóc. – Ka-trzeci wyciągnął go na korytarz i zamknął drzwi kajuty. Przełknął ślinę i potrząsnął głową. – Potworne… potworne…
– Dlaczego to zrobiła? – Alex popatrzył badawczo na klona, w końcu to on był specjalistą od Obcych. – To przecież nie Brownie, nie mają rytualnych zabójstw!
Klon zaśmiał się histerycznie.
– Alex… co też pan! Czygu nie byłaby w stanie zabić swojej partnerki!
– Samobójstwo… – zaczął Alex i urwał. Żadna żywa istota nie zdoła rozmazać po ścianie swojej krwi, rozwiesić wnętrzności pod sufitem, a następnie spokojnie położyć się na łóżku.
– Zej-So została zamordowana. – W głosie Ka-trzeciego pojawiła się drżąca nutka. – Zamordowana przez kogoś z pańskiej załogi, Aleksie! Przez kogoś z nas, ludzi!
Zamilkł na chwilę, a potem dodał już spokojniej, chociaż sens jego słów bynajmniej nie skłaniał do spokoju:
– Zej-So to księżniczka Gromady Czygu. Jej śmierć z ręki człowieka jest wystarczającym powodem do wszczęcia wojny. Szczerze mówiąc, przypuszczam, że statki Czygu już ruszyły hiperkanałami. Sej-So ma przenośny transceiver. Zanim wezwała mnie, połączyła się ze swoją ojczyzną.
Operon trzeci. Dominujący
Rozdział 1
– Zanim rozpoczniemy rozmowę… – Mężczyzna siedzący naprzeciwko Aleksa skończył nabijać fajkę i teraz przysunął do niej drżący płomyk zapalniczki. – A więc, przede wszystkim… Czy pracował pan kiedyś ze specdetektywem?
– Nie, panie Holmes – odparł Alex. – Nie miałem okazji.
Sherlock Holmes pyknął z fajki, odchylił się w fotelu i obrzucił Aleksa czujnym spojrzeniem. Siedzieli w kajucie kapitana, ale teraz pilot czuł się tu gościem – w dodatku niemile widzianym.
– Moje prawdziwe imię to Peter Ka-czterdziesty czwarty Falk. Moja matryca, Peter Falk, nie żyje od trzydziestu sześciu lat, ale nasza linia okazała się tak udana, że nadal wypuszcza się kolejne egzemplarze.
– Rzadki wypadek – zauważył ostrożnie Alex. – Podobno… podobno wszystkie klony bardzo źle znoszą swoje narodziny po śmierci matrycy.
– Tak, panie Romanow. – Klon skinął głową. – Tak właśnie jest. Ale ja, podobnie jak cała linia specdetektywów, jestem pozbawiony ludzkich emocji i nie doznaję szoku z powodu śmierci swojej matrycy. Peter Falk był wielkim człowiekiem, jednym z pierwszych detektywów zmienionych genetycznie. To on zaproponował wprowadzenie do produkcji linii swoich klonów, nadając im imię najbardziej popularnego detektywa wszech czasów.
– Pan też lubi Sherlocka Holmesa, Ka-czterdziesty czwarty?
– Naturalnie. I proponuję, żeby przy dalszym kontaktach zwracać się do mnie per Sherlock Holmes.
Alex skinął głową. Cała postać specdetektywa, począwszy od kościstej twarzy i szczupłej figury, a skończywszy na surowym tweedowym garniturze, przywoływała w pamięci obraz nieśmiertelnego bohatera powieści Artura Conan Doyle’a i jego kontynuatora, profesora Hiroshi Moto. Nieznany japoński literaturoznawca nałożył na swoją świadomość psychologiczny profil dawno zmarłego Anglika, całkowicie zatracając własną tożsamość. Ale za to w połowie XXI wieku pojawił się pisarz Moto Conan, którego książkami do dziś zaczytują się wszystkie dzieci wszechświata. Powrót Sherlocka Holmesa, Zaginiony żelowy kryształ, Cyborg w stanie spoczynku, Cztery sporne gigabajty, Zagadkowa historia specstomatologa… Co tu dużo mówić: Hiroshi Moto rzeczywiście był godnym następcą starożytnego pisarza. Zapewne miał prawdziwy talent – przecież żaden inny twórca, podejmujący podobne wyzwanie, nie odniósł sukcesu. Nie udało się to ani hrabiemu Li Tołstojowi, ani poetce Ann Shelley, ani malarzowi Mikole Rubensowi…
– Postać Sherlocka Holmesa mojego prototypu – kontynuował tymczasem klon – niemal idealnie odpowiada wizerunkowi specdetektywa. Pozostałości emocji oczywiście trzeba było usunąć. Ale właściwie naprawdę jestem Sherlockiem Holmesem, imperialnym detektywem od spraw wielkiej wagi…