– Poza tym zabójca zostanie wydany Czygu, a ci znajdą sposób, żeby sprawdzić jego szczerość. A wtedy pańska ofiara, jeśli to rzeczywiście poświęcenie, a nie spóźniona skrucha, okaże się bezużyteczna.
– W takim razie niech pan go znajdzie, Holmesie.
– Jego czy ją?
– A co za różnica? W przypadku zabójców, podobnie jak w przypadku aniołów, płeć nie ma znaczenia.
– Dobrze, że pan nie umie kochać, Alex – westchnął detektyw. Jego spojrzenie było tak przenikliwie, jakby już dowiedział się o blokatorze. – Miłość często popycha ludzi do czynów szalonych.
– Bez względu na to, kto jest mordercą, znajduje się on w pańskiej władzy, Holmesie.
Detektyw skinął głową. Już miał coś powiedzieć, ale w tym momencie otworzyły się niezablokowane drzwi kajuty.
– Słucham, Watson – powiedział detektyw, nawet się nie odwracając.
– Skąd pan wiedział, że to ja?
– To proste. Wszyscy inni otrzymali zakaz opuszczania swoich kajut. Ponadto… chcąc mnie zaskoczyć, proszę najpierw zmienić perfumy. Ten zapach rozpoznaję z odległości pół kilometra.
Doktor Watson uśmiechnęła się i weszła do kajuty. Alex przyjrzał się jej z ciekawością – gdy ona i Holmes przybyli na „Lustro”, nie było czasu na zawarcie znajomości. Watson od razu poszła do kajuty Zej-So, a Holmes natychmiast rozpoczął rozmowę z kapitanem.
Wierny towarzysz Holmesa była niewysoką rudowłosą kobietą o dużych oczach. Ładną, choć nieco szpeciły ją drobne piegi. Wyglądała na jedną z tych dziewczyn, które są wiernymi przyjaciółkami i wesołymi kochankami. Z radością witają i bez rozpaczy żegnają partnera, lubią zabawne figle, a jednocześnie umieją z powagą i zapamiętaniem oddawać się pracy.
Alex przyłapał się na tym, że analizuje zachowanie dziewczyny i pokręcił głową. Widocznie maniera myślenia Holmesa była zaraźliwa.
– No słucham, słucham – powtórzył Holmes.
– Ale kapitan Romanow… – powiedziała Watson z powątpiewaniem, zerkając na Aleksa.
– Może pani śmiało mówić – Holmes rozłożył ręce. – Jeśli to on jest zabójcą, te informacje w niczym mu nie pomogą; jeśli nie jest, może będzie mógł nam pomóc.
Watson skinęła głową. Przysiadła na poręczy fotela, jakby to było przynależne jej, ulubione miejsce. Gdy Holmes usiadł w tym fotelu, Alex zrozumiał, że tak właśnie jest.
– Określenie czasu zgonu nie powiodło się. – Watson spuściła wzrok.
– Zupełnie?
– Mamy jedynie przybliżone dane. Czygu została zabita albo dwanaście, albo czternaście i pół godziny temu.
– Zmiana wachty przypada na ten właśnie okres. – Holmes z nowym zainteresowaniem popatrzył na Aleksa. – To przykre. Liczyłem, że uda mi się wykluczyć choćby pana, kapitanie, albo Morrisona.
– Obaj mogli zabić Zej-So. – Watson wyjęła komputer, podała go Holmesowi. – Proszę spojrzeć. Według wektora przestrzeni, do Czygu mieli dostęp wszyscy. Według wektora czasu również. Zbyt duża strefa.
Wzmocniony wzrok pozwalał Aleksowi wyraźnie widzieć rysunek na ekranie. Trójwymiarowa siatka, utworzona przez splatające się różnokolorowe krzywe. W centrum siatki znajdowała się elipsa – interwał czasu i przestrzenne koordynaty zabójstwa.
– Niechże mi pan nie zerka przez ramię, kapitanie – burknął Holmes. – Proszę podejść.
Przesunął palcami po ekranie, krzywe rozciągnęły się i splotły jeszcze wymyślniej.
– Ojej – powiedziała cicho Watson. – Wszyscy mają motyw, tak?
– Niestety, tak.
Holmes nie tracił czasu na zamartwianie się. Jeszcze raz rzucił okiem na schemat, zatrzasnął komputer i podał doktor Watson.
– Z jakiego powodu nie zdołała pani określić czasu zabójstwa, Jenny?
– Klimatyzator kajuty działał w trybie losowym. Temperatura, ciśnienie, wilgotność i zawartość tlenu w kajucie zmieniała się co pięć minut, z absolutnie nieprzewidywalnymi parametrami. A ponieważ jest to kajuta dla Obcych, klimatyzator miał szeroki wachlarz możliwości. Temperatura na przykład mogła spaść do minus dwudziestu pięciu albo wzrosnąć do plus osiemdziesięciu.
– Dobrze. – Holmes znowu zaczął rozpalać fajkę. – Doskonale!
– Na litość boską, Holmesie, dlaczego? – wykrzyknęła Watson. W spojrzeniu, jakim obrzuciła detektywa, było nieme uwielbienie. Odrobinę sztuczne.
– Zabójca zacierał ślady. W dodatku, proszę zauważyć, bardzo profesjonalnie! Pozbawił nas możliwości określenia czasu popełnienia przestępstwa, a przecież to bardzo trudne!
– Gdyby ściągnąć na statek technikę medyczną, na przykład skaner mentalny, moglibyśmy wychwycić emanację bólu! Czygu umierała kilka minut i przez cały była przytomna! Emocjonalne tło powinno pozostawać w kajucie przez długie miesiące.
– Mentalne skanowanie zajmie co najmniej dwie doby. Nie mamy tyle czasu. Jeśli wybuchnie wojna, nie zdołamy jej już zatrzymać. – Holmes popatrzył na ekran, jakby spodziewał się, że zobaczy atakujące statki Obcych. – A zapachy?
– Klimatyzację nastawiono na cyrkulację, powietrze w kajucie zmieniło się osiem razy. Teraz można tam nawet oddychać bez maski, chociaż Czygu została niemal dosłownie poćwiartowana.
– Idealne zabójstwo – wycedził Holmes przez zęby. – Żadnych śladów przestępcy. Nie wiemy, kim on jest, ale możemy mieć pewność, że to profesjonalista najwyższej próby!
– Janet albo Kim! – wykrzyknęła radośnie Watson.
Alex zacisnął zęby, żeby nie wyrazić swojej opinii na temat tej radości.
– Nie jestem pewien. – Holmes wypuścił kłąb dymu. – Wbrew obiegowej opinii genialni zabójcy to samorodne talenty, a nie produkt udoskonaleń genetycznych. Pamiętasz maniaka z Trzeciej Orbitalnej, Jenny?
– O, tak! – Watson uśmiechnęła się, a jej ręka odruchowo potarła bliznę na szyi, dziwną, przypominającą ślady ludzkich zębów. – Dziewiętnaście ofiar, a ja omal nie stałam się dwudziestą…
– Dziewiętnaście plus tych dwóch nieszczęśników, którzy w czasie tortur przesłuchania przyznali się do jego przestępstw i zostali wyrzuceni w próżnię – poprawił Holmes. – A więc, co my tu mamy?
Watson zamyśliła się.
Alex mimo woli wciągnął się w ten rozgrywający się przed jego oczami spektakl, chociaż Holmes i Watson odgrywali go nie dla niego. Doktor Jenny Watson była dla Holmesa czymś w rodzaju sparingpartnera, ścianą, o którą on uderzał piłeczką swojego intelektu.
– Zabójca to inteligentny profesjonalista – zauważyła ostrożnie Jenny.
– Owszem – powiedział z aprobatą Holmes.
– I okrutny łajdak, który zadręczył biedną, bezbronną kobietę…
Holmes pokręcił głową.
– Czygu wcale nie są bezbronne. Pani, mimo całego swojego przygotowania bojowego i doświadczenia ze służby wojskowej, nie zdołałaby jej pokonać. W najlepszym wypadku wyszłaby pani z walki z połamanymi kośćmi i siniakami na całym ciele. Coś innego jest tutaj ważne, Watson…
Holmes wstał gwałtownie i Jenny mimo woli klasnęła w ręce, próbując zachować równowagę na kołyszącym się fotelu. Oczy detektywa błyszczały gorączkowo.
– Zabójca jest zawodowcem. Wiedział, jak zneutralizować Czygu, wiedział, jak zabić ją w sposób możliwie najbardziej haniebny, a następnie doskonale zatarł wszelkie ślady. Jednocześnie musiał wiedzieć, że na Zodiaku jest specdetektyw i że to przestępstwo, które może doprowadzić do międzygwiezdnej wojny, i tak zostanie wykryte. A przy tym zabójca nie próbował się ratować… nie porwał statku i nie zbiegł na planetę. A więc – Holmes wysunął palec, celując w Jenny – zabójca po prostu grał na zwłokę! Własne życie nic dla niego nie znaczy. Jego celem nie było zniszczenie pojedynczego Obcego, zaszkodzenie Ka-trzeciemu czy zrujnowanie kompanii Niebo. Jego celem była galaktyczna wojna, starcie pomiędzy Imperium a Gromadą!