Выбрать главу

— Tak — odrzekł. — Ona jedzie z tobą. Ale zostawisz mi dwunastu ze Straży Skazańców i kilku tych Ogrodników. Jeżeli mam odciągnąć od ciebie pościg, muszą uwierzyć, że jestem tobą.

Tuon zostawiła większość rzeczy, jakie Mat jej kupił, ponieważ przeszkadzałyby w szybkiej jeździe. Bukiecik róż, który jej dał, zawinęła w płótno tak pieczołowicie, jakby były z dmuchanego szkła i wcisnęła do juków. Nie pożegnała się z nikim, prócz pani Anan — naprawdę będzie tęskniła za rozmowami — i tym sposobem wraz z Selucią były właściwie zaraz gotowe do drogi. Mylen uśmiechała się tak szeroko na jej widok, że musiała pogłaskać drobną damane. Wychodziło na to, że słowo o niedawnych wydarzeniach rozniosło się, ponieważ gdy jechała przez obóz ze Strażą Skazańców, żołnierze Legionu wstawali na jej widok i kłaniali się. Przypominało to inspekcję regimentów w Seandarze.

— Co o nim myślisz? — zapytała Karedego, gdy tylko opuścili obóz i przeszli w cwał. Nie musiała tłumaczyć, kogo miała na myśli.

— Nie jest moją rzeczą osądzać, Wysoka Lady — powiedział ponuro. Wciąż rozglądał się wokół, zerkając za każde drzewo. — Służę Imperium i Imperatorowej, oby żyła wiecznie.

— Jak my wszyscy, generale sztandaru. Ale pytam o twoje zdanie.

— Dobry generał, Wysoka Lady — odparł bez wahania, — Odważny, lecz pozbawiony brawury. Nie da się zabić tylko po to, żeby dowieść, jak jest odważny. Poza tym... łatwo się adaptuje do sytuacji. Skomplikowany człowiek, wielowarstwowy. No i, jeśli mi wybaczysz, Wysoka Lady, człowiek, który cię kocha. Widziałem, jak na ciebie patrzył.

Kochał ją? Może. Sądziła, że ona też może go kiedyś pokochać. Jej matka kochała ojca, tak powiadano. I człowiek skomplikowany, wielowarstwowy? Przy Macie Cauthonie cebula przypominała jabłko! Podrapała się po głowie. Wciąż nie potrafiła przywyknąć do wrażenia, z jakim wiązało się posiadanie włosów.

— W pierwszej kolejności potrzebna mi będzie brzytwa.

— Najlepiej zaczekać z tym do Ebou Dar, Wysoka Lady.

— Nie — sprostowała delikatnie. — Jeśli mam umrzeć, umrę jako ta, którą jestem. Właśnie zdjęłam welon.

— Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość. — Uśmiechnął się, urękawicznioną dłoń przykładając do serca, aż stal za dźwięczała o stal. — Jeżeli umrzemy, umrzemy jako ci, którymi jesteśmy.

37

Książę Kruków

Mat wsparł się na wysokim łęku siodła, oparł ashandarei na karku Oczka i spod zmarszczonych brwi spojrzał w niebo. Słońce minęło już zenit. Jeżeli Vanin nie wróci zaraz z tą Strażą Skazańców, może się okazać, że będzie toczył bitwą w słońcu świecącym kusznikom w oczy albo — co gorsza — o zmierzchu. Źle także wróżyły czarne chmury, piętrzące się, nad górami od wschodu. Porywisty wiatr dął z północy. Niedobrze. Deszcz zagna lisa do kurnika. Cięciwy źle sobie radziły w deszczu. Cóż, przy odrobinie szczęścia nie będzie padać jeszcze przez kilka godzin, ale jakoś nie pamiętał, by jego szczęście ochronił o go przed zmoknięciem. Lecz nie odważył się zaczekać do jutra. Ci ludzie ścigający Tuon mogli złapać następny ślad żołnierzy Karedego, a wtedy będzie musiał podjąć próbę, zaatakowania ich albo urządzenia zasadzki i zamknięcia jej, zanim dopadną Karedego. Lepiej, żeby sami do niego przyszli w miejscu, które wybierze. Znalezienie odpowiedniego miejsca nie było trudne, mając pod ręką kolekcję map pana Roidelle z jednej strony i zwiadowców Vanina z drugiej.

Aludra krzątała się przy jednej ze swych wielkich, okutych metalem tulei miotających, sprawdzała coś przy szerokiej, drewnianej podstawie, a ozdobione paciorkami warkoczyki całkiem skrywały jej twarz. Pożałował, że nie chciała zostać przy jucznych koniach razem z Thomem i panią Anan. Nawet Noal zdecydował się nie brać udziału w bitwie, już bodaj tylko po to, aby pomóc Juilinowi i Amatherze zaopiekować się Olverem, który zapewne zrobiłby wszystko, żeby się przyglądać walce. Chłopak pałał wręcz chorobliwą namiętnością do takich rzeczy, co wkrótce mogło się skończyć, jak choroby mają w zwyczaju — jego śmiercią. Wszystko już wyglądało nie najlepiej, gdy tylko Harnan i pozostała trójka psuli Olvera, teraz połowa armii uczyła go posługiwać się mieczem, sztyletem czy bodaj gołymi rękoma i nogami, a wnioskując z tego, jak się zachowywał — nieustające prośby o udział w rajdach Mata i temu podobne — kładli mu w uszy opowieści o bohaterach. Aludra zachowywała się prawie równie nieznośnie. Kiedy już naładowała tuleję, właściwie każdy mógł użyć jednej z tych zapałek, aby odpalić lont, mimo to upierała się, żeby to robić osobiście. Aludra była zaciętą kobietą i bynajmniej nie podobało jej się, że stoi obecnie po tej samej stronie co Seanchanie, choćby tylko chwilowo. Fakt, że mogli przyglądać się jej pracy, nie będąc ofiarami jej skutków, wydawał się absolutnie niewłaściwy. Leilwin i Domon siedzieli niedaleko na koniach, nie spuszczając jej z oka, w równym stopniu pilnując, żeby jej nic się nie stało, jak żeby nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Mat miał nadzieję, że Leilwin sama nie zrobi czegoś niemądrego. Ponieważ ich dzisiejszym przeciwnikom towarzyszył tylko jeden Seanchanin, doszła do wniosku, że może wziąć udział w bitwie, a ze sposobu, w jaki zerkała na Musengego i pozostałych ze Straży Skazańców, nietrudno było wywnioskować, że chętnie by im czegoś dowiodła.

Stojące niedaleko z wodzami w ręku trzy Aes Sedai też obrzucały Seanchan ponurymi spojrzeniami, podobnie Blaeric i Fen, którzy wciąż muskali dłońmi rękojeści mieczy, zresztą może nieświadomie. Joline i jej dwaj Strażnicy jako jedyni przeżyli szok, słysząc o chętnym wyjeździe Sheraine z Tuon — to, co myślała o jakiejś sprawie Aes Sedai, zazwyczaj było też stanowiskiem jej Strażników — ale dla Edesiny oraz Teslyn wspomnienia o smyczy były wciąż jeszcze zbyt świeże, żeby spokojnie znosić towarzystwo Seanchan. Bethamin i Seta stały w uniżonych pozach, z dłońmi splecionymi, nieco z dala od sióstr. Jasno umaszczony gniadosz Bethamin właśnie skubał ją w ramię, wysoka, smagła kobieta odruchowo sięgnęła za siebie, by pogłaskać go po pysku, ale w jednej chwili opanowała się i znów przybrała pozę ucieleśnionej skromności. Żadna nie miała brać aktywnego udziału w bitwie. Joline i Edesina zakomunikowały im to w niedwuznacznych słowach, mimo to chciały mieć je na oku, żeby nie ryzykować. Spojrzenia Seanchanek błądziły po okolicy, ani razu wszakże nie spojrzały na seanchańskich żołnierzy. Jeśli już o tym mowa, dla Musengego i jego zabijaków, Bethamin, Seta oraz Leilwin równie dobrze mogłyby nie istnieć. Choćby sczeznąć, wokół było tyle niezdrowej atmosfery, iż znów czuł prawie, jakby tamta pętla zaciskała się wokół szyi.

Oczko przestępował z nogi na nogę, zniecierpliwiony, że tak długo każe mu się stać bez ruchu. Mat poklepał go po karku, potem podrapał bliznę, tworzącą się na jego własnej szczęce. Maść Tuon szczypała tak bardzo, jak mu obiecano, niemniej sprawdzała się świetnie. Co z tego, skoro świeże blizny wciąż swędziały. Tuon. Jego żona. Wziął ślub! Wiedział, że tego nie uniknie, wiedział od dawna, mimo to... Mąż. Powinien się czuć jakoś... inaczej... a wciąż czuł się, jak zawsze się czuł. I zamierzał, żeby tak pozostało, lepiej sczeznąć, gdyby coś miało się w nim zmienić! Jeżeli Tuon oczekiwała, że Mat Cauthon się ustatkuje, że przestanie grać albo co tam, to czeka ją srogie rozczarowanie. Podejrzewał, że będzie musiał przestać się uganiać za kobietami, nie wspominając już o kończeniu sukcesem tych łowów, jednak przecież wolno mu chyba będzie z nimi tańczyć? I patrzeć na nie. Tylko wtedy, kiedy jej nie będzie przy jego boku. Żeby sczeznąć, czy w ogóle zdarzą się takie chwile? Nie miał zamiaru dać się do czegokolwiek zmusić, a na to się trochę zanosiło z tej jej gadaniny o podczaszych, koniuszych i małżeństwie w służbie Imperium. Jak małżeństwo z nim mogło posłużyć przeklętemu Imperium?