Noal wpadał, żeby snuć swe historie, Olver na grę w kamienie albo węże i lisy, oczywiście w chwilach, gdy nie grał z Tuon. Thom też nie miał nic przeciwko partyjce kamieni, jak też dzieleniu się plotkami, które zbierał w przydrożnych miasteczkach i wsiach; przedstawiając co smaczniejsze kawałki, podkręcał z lubością długiego wąsa. Juilin składał własne raporty, zawsze towarzyszyła mu Amathera. Z tymi swoimi usteczkami w kształcie pąka róży dawna Panarch Tarabonu była dostatecznie śliczna, aby Mat rozumiał zainteresowanie łowcy złodziei. Ona zaś trzymała Juilina pod ramię w sposób, który nasuwał przekonanie, że podziela jego uczucia, tyle że jej wielkie oczy zawsze zerkały lękliwie ku wozowi Tuon, nawet jeśli byli w namiocie Mata, a Tarabonianin musiał się bardzo starać, aby na widok Wysokiej Lady i Selucii nie próbowała klękać i wciskać twarz w ziemię. Wobec Egeanin zachowywała się podobnie, a Bethamin i Seta też wzbudzały w niej analogiczne odruchy. Mając na względzie, że Amathera była da’covale tylko przez kilka miesięcy, Mat na widok tego, co z nią zrobiono, czuł przeszywające dreszcze. Tuon przecież nie mogła sobie wyobrażać, że po ślubie uczyni zeń da’covale? A może?
Szybko musiał zakazać im znoszenia plotek o Randzie. Zmagania z wirującymi w głowie barwami pochłaniały zbyt wiele wysiłku, poza tym nie zawsze kończyły się powodzeniem. Czasami się udawało, ale nierzadko widywał mgnienia Randa i Min, którzy chyba zajmowali się czymś strasznym. Poza tym plotki zawsze były do siebie podobne. Smok Odrodzony nie żył, zabity przez Aes Sedai, przez Asha’manów, przez Seanchan, dziesiątki innych asasynów. Nie, ukrywał się, w tajemnicy gromadził armię, robił takie czy inne głupstwa, których natura zmieniała się wraz z każdą wioską czy wręcz gospodą. Pewne było tylko to, że Randa nie było już w Cairhien i nikt nie miał pojęcia, gdzie przebywa. Smok Odrodzony zniknął.
Zdumiewało tylko, że tak wielu altarańskich chłopów i wieśniaków do tego stopnia się tym faktem przejmowało, kupcy też o niczym innym właściwie nie mówili, podobnie pracujący dla nich mężczyźni i kobiety. Nikt z nich nic nie wiedział o Smoku Odrodzonym, prócz zasłyszanych po drodze plotek, niemniej jego zniknięcie przerażało ich nie na żarty. W tej kwestii Thom i Juilin byli zgodni, przynajmniej do czasu aż im zakazał poruszania tematu. Jeżeli Smok Odrodzony zginął, cóż pocznie bez niego świat? Takie pytanie zadawali sobie ludzie co ranka nad śniadaniem i co wieczór nad piwem, zapewne również w łóżku przed zaśnięciem. Mat mógł ich uspokoić, że Rand żyje — te przeklęte wizje nie zostawiały najmniejszych wątpliwości — ale bezstronne uzasadnienie subiektywnej pewności było zupełnie inną sprawą. Nawet Thom i Juilin nie bardzo wierzyli w migoczące barwami obrazy. Kupcy — i nie tylko oni — uznaliby go za wariata. A gdyby nawet uwierzyli, dołączyliby jego opowieść do swoich plotek, co tylko zwiększyłoby prawdopodobieństwo sprowadzenia mu na głowę Seanchan. A jemu nie zależało na niczym innym jak tylko na tym, żeby te przeklęte kolory zniknęły mu sprzed oczu.
Od kiedy przeprowadził się do namiotu, artyści i pracownicy widowiska zaczęli mu się osobliwie przyglądać. Nic dziwnego. Najpierw rzekomo uciekł z Egeanin — Leilwin, skoro się upierała — Domon miał być jej służącym, teraz ona wyszła za Domona, a Mata całkiem wyrzucili z wozu. Niektórzy uznawali, że dostał, na co zasłużył, uganiając się za Tuon, zaskakująco wielu wszakże okazywało mu współczucie. Mężczyźni ubolewali nad niestałością kobiet — oczywiście wtedy, gdy żadnych kobiet nie było w pobliżu — parę wolnych kobiet: akrobatki i szwaczki, zaczęło mu się przyglądać podejrzanie ciepłym wzrokiem. Nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że rzucały mu powłóczyste spojrzenia w obecności Tuon. Za pierwszym razem, gdy miało to miejsce, był tak zaskoczony, że zamarł z wybałuszonymi oczami. I jeszcze na dodatek Tuon dostrzegła w tym zabawny motyw! A może tylko chciała sprawiać takie wrażenie. Tylko głupiec sądził, iż wie, o czym kobieta myśli, ponieważ na jej twarzy widnieje uśmiech.
Wciąż jadał u niej południowe posiłki, gdy nie znajdowali się w drodze, a na wieczorne rozgrywki w kamienie zaczął pojawiać się wcześniej, a zatem wtedy również musiała go karmić. Między Światłością a prawdą, jeżeli kobieta karmiła kogoś regularnie, była już w polowie zdobyta. To znaczy, obiadował u niej, kiedy wpuszczała go do wozu. Pewnego wieczoru przekonał się, że rygiel jest zasunięty i w żaden sposób nie potrafił namówić ani jej, ani Selucii, aby otworzyła drzwi. Dowiedział się tylko tyle, że za dnia ptak wpadł do środka, co stanowiło nadzwyczaj ponury omen, i chcąc odczynić zło, obie musiały spędzić całą noc na modlitwach i kontemplacji. Połową ich życia rządziły z pozoru najdziwniejsze przesądy. Na widok poszarpanej sieci pajęczej albo Tuon, albo Selucia wykonywały dziwne znaki dłońmi, a jak mu wyjaśniła ta pierwsza, całkiem na poważnie, usunięcie sieci bez uprzedniego przepłoszenia pająka oznaczało śmierć bliskiej osoby w ciągu miesiąca. Z wielokrotnie kołujących na niebie ptasich stad wróżyły burzę; można też było postawić palec na drodze mrówczych wędrówek, policzyć czas, jakiego mrówki potrzebowały, żeby znowu stworzyć ciągłą kolumnę i na podstawie tego przepowiedzieć, ile zostało jeszcze dni dobrej pogody — rzadko się to sprawdzało, ale co z tego? Cóż, trzy dni po ptasich wróżbach faktycznie spadł deszcz — na dodatek chodziło o wrony — ale po burzy nie było śladu, tylko szary, dżdżysty dzień.
— Najwyraźniej Selucia źle policzyła mrówki — wyjaśniła Tuon, kładąc kamień na planszy i racząc Mata widokiem przedziwnego, ale cudownie wdzięcznego łuku swych palców. Odziana w białą bluzkę i rozcięte spódnice Selucia, która spoglądała jej przez ramię, tylko skinęła głową. Zwyczajowo na krótkich włosach o barwie starego złota miała szarfę, noszoną nawet pod dachem, tym razem z czerwono-złotego jedwabiu. Tuon odziana była w brokatowy, błękitny jedwab, kamizelkę dziwnego kroju, skrywającą jej biodra, i rozcięte spódnice tak wąskie, że wyglądały jak szerokie spodnie. Sporo czasu spędzała, szczegółowo instruując szwaczkę, jak ma pracować, a efekt tej pracy rzadko przypominał cokolwiek, co widział wcześniej. Podejrzewał, że wszystko było szyte na modłę Seanchan, niemniej miała też kilka spódnic do konnej jazdy, w których wychodziła na zewnątrz i które nie przyciągały niczyjego spojrzenia. Deszcz stukał delikatnie o dach wozu. — Najwyraźniej ptasi przekaz zakłóciły informacje uzyskane od mrówek. To nigdy nie jest takie proste Zabaweczko. Musisz się tego nauczyć. Nie chcę, żebyś pozostał ignorantem. — Mat pokiwał głową, jakby rozumiał, o co jej chodzi, i umieścił na planszy czarny kamień. A ona przesądem nazywała niepokój, jaki ogarniał go na widok kruków i wron! Zawsze jednak warto wiedzieć, kiedy zmilczeć w obecności kobiet. Do mężczyzn też się to odnosiło, ale przede wszystkim do kobiet. Bez większych problemów można było zgadnąć, od czego mężczyźnie rozgorzeją oczy.