Выбрать главу

A potem, cud nad cuda, został już tylko on i ten ostatni, którego z początku nie dostrzegł, a choć krwawił obficie, krew zbyt gorąco tętniła mu w żyłach, by czuł ból. Ona była młoda i szczupła pod łachmanem sukienki, byłaby nawet ładna, gdyby się umyła, a odrażający grymas nie odsłaniał zębów. Sztylet, który przerzucała z ręki do ręki, był obosieczny i miał klingę długości dwóch jego dłoni.

— Nie wierzysz chyba, że sama skończysz, czemu razem nie poradziliście — powiedział. — Uciekaj. Nie zrobię ci krzywdy.

Z sykiem rozwścieczonego kota rzuciła się na niego, dziko wymachując ostrzem. Mógł tylko niezgrabnie się cofać, próbując odbijać kolejne ciosy. W pewnej chwili poślizgnął się w kałuży krwi, zachwiał i zrozumiał, że zaraz umrze.

Nagle obok pojawiła się Tuon, lewą ręką schwyciła nadgarstek napastniczki — niestety, akurat nie ten, w którym trzymała sztylet, pech — wykręciła, zakładając dźwignię na łokieć, a dziewczyna złamała się w pół. A potem nie miało już znaczenia, w której ręce było ostrze, ponieważ prawa dłoń Tuon uderzyła jak topór w gardło, a Mat usłyszał wyraźny odgłos miażdżonej tchawicy. Tamta kaszlnęła, uniosła rękę do gardła, osunęła się na kolana, a potem upadła, rozpaczliwie próbując zaczerpnąć tchu.

— Kazałem ci uciekać — Mat nie był do końca pewien, do której z nich dwóch się zwraca.

— O mało co nie pozwoliłeś się zabić, Zabaweczko — surowo napomniała go Tuon. — Dlaczego?

— Obiecałem sobie, że nigdy już nie zabiję kobiety — wyjaśnił zmęczonym głosem. Krew powoli stygła mu w żyłach i, Światłości, ależ bolało! — Wygląda na to, że kaftan jest zupełnie zniszczony — mruknął, dotykając palcem jednego z krwawych rozcięć. Zabolało, znów się skrzywił. Kiedy otrzymał to cięcie w lewe ramię?

Jej spojrzenie przeszywało go na wskroś, po chwili pokiwała głową, jakby znalazła odpowiedź.

Thom i Selucia stali w głębi uliczki przed powodem, dla którego Tuon nie uciekła i mogła przyjść mu z pomocą — ładnych kilka ciał leżało na kamieniach bruku. Thom miał noże w obu dłoniach, Selucia właśnie przez rozcięcie kaftana przyglądała się ranie na jego żebrach. Dziwne, ale jeśli sądzić po ciemnych plamach lśniącej wilgoci na kaftanie, odniósł mniej obrażeń niż Mat. Ten zastanowił się przelotnie, czy Tuon również brała udział w rozprawie, z pozoru bowiem była zupełnie nietknięta. Ramię Selucii zdobiło długie rozcięcie, które najwyraźniej nie dokuczało jej wcale.

— Stary już jestem — oznajmił znienacka Thom — i czasami wydaje mi się, że widzę coś, co nie istnieje, na szczęście wszak zawsze o tym zapominam.

Selucia przerwała oglądanie jego rany i zmierzyła lodowatym spojrzeniem. Może i była pokojówką damy, ale krew nie wywierała na niej żadnego wrażenia.

— A o czym to próbujesz zapomnieć?

— Nie pamiętam — odparł Thom.

Selucia skinęła głową i wróciła do jego rany.

Mat pokręcił głową. Czasami nie był do końca pewny, czy Thom zachował wszystkie klepki w głowie. Jeśli już o tym mowa, to Selucię też od czasu do czasu podejrzewał o ich brak.

— Nie przeżyje i nie będzie jej można poddać przesłuchaniu — powiedziała Tuon, zaciągając na modłę Seanchan i spod zmarszczonych brwi przyglądając się leżącej u jej stóp kobiecie — a nawet gdyby, i tak nie jest w stanie mówić. — Pochyliła się z gracją, wyjęła kobiecie z ręki sztylet i zatopiła jej w piersi. Rozpaczliwe rzężenie ucichło, szkliste oczy patrzyły w wąski pasek nieba nad głowami. — Miłosierdzie, na które sobie nie zasłużyła, ale nie ma potrzeby przedłużać jej cierpienia. Wygrałam, Zabaweczko.

— Wygrałaś? O czym ty mówisz?

— Ty pierwszy wymówiłeś moje imię, a więc wygrałam.

Mat zagwizdał cicho przez zęby. Kiedy myślał o tym, jaka jest twarda, ona zawsze znajdowała sposób, by mu pokazać, że nie wie nawet połowy. Gdyby ktoś właśnie wyglądał przez okno, mógłby zawiadomić magistrat i skończyłoby się przesłuchaniem, być może nawet przed obliczem samego lorda Nathina. Ale w żadnym oknie nie potrafił dostrzec nawet mgnienia twarzy. Ludzie, na ile mogli, unikali wplątywania w takie sprawy. Podczas walki na ulicy powinno być przynajmniej kilku tragarzy lub taczkarzy. Z pewnością zawrócili i podkulili pod siebie ogony. Osobną kwestią pozostawało, czy któryś zawiadomił straże lorda Nathina. Mimo to nie bał się ani Nathina, ani magistratu. Dwóch mężczyzn w towarzystwie dwóch kobiet z pewnością nie rzuciłoby się na kilkunastoosobowy oddział zbrojnych w miecze. Najprawdopodobniej i tamci mężczyźni, i kobieta znani byli strażnikom.

Kulejąc podszedł do zabitych, żeby odzyskać swe noże, zamarł, gdy spróbował wyciągnąć ostrze z oczodołu siwiejącego. Przedtem nie zdążył się dokładnie przyjrzeć twarzy. Wszystko działo się tak szybko, że pamiętał tylko zarysy sylwetek. Dokładnie wytarł nóż o kaftan tamtego, wsadził do rękawa i wyprostował się.

— Plany się zmieniły, Thom. Wyjeżdżamy z Maderin najszybciej, jak się da, i opuszczamy widowisko najszybciej, jak się da. Luca też będzie chciał się nas pozbyć, da nam więc wszystkie konie, jakich zechcemy.

— Trzeba powiadomić władze, Zabaweczko — surowo oznajmiła Tuon. — Nie wywiązanie się z tego obowiązku, jest w takim samym stopniu przestępstwem jak to, co oni zrobili.

— Poznałeś tego człowieka? — zapytał Thom.

Mat pokiwał głową.

— Ma na imię Vane i nie sądzę, by ktokolwiek w tym mieście uwierzył, że szacowny kupiec napadł na nas na ulicy. Luca da nam konie, żeby się nas pozbyć. — To było bardzo dziwne. Tamten nie przegrał z nim nawet jednej korony, nie postawił ani jednej. Dlaczego więc? Zaiste, bardzo dziwne.

Wystarczający to powód, żeby się stąd jak najszybciej wynosić.

12

Manufaktura

Perrin zjeżdżał na Stayerze w stronę dachów Almizaru, wysoko po niebie przemykały pojedyncze, białe obłoki, południowe słońce Amadicii grzało mu głowę. Znajdował się sto mil na południowy wschód od Amadoru. Niecierpliwił się i poganiał konia w kłus. Po obu stronach drogi jak okiem sięgnąć ciągnęły się farmy, z kominów nad strzechami unosił się dym, kury rozgrzebywały ziemię wokół stodół. Owce o grubych ogonach i czarne krowy w białe łaty pasły się na okolonych murkami pastwiskach, mężczyźni i chłopcy orali pola lub obsiewali już zaorane. Najwyraźniej był to też dzień prania, pod ścianami grzały się na ogniach wielkie kotły, kobiety wraz z córkami wieszały na długich linkach koszule, bluzki, pościele. Przyroda była tu właściwie udomowiona, pozostały jedynie rozproszone zagajniki, większość najwyraźniej świadomie pielęgnowana na drewno opałowe.

Sięgnął myślami ku wilkom i napotkał pustkę. Nic dziwnego. Wilki trzymały się z dala od wielkich zbiorowisk ludzkich, odstraszała je okolica bez reszty poddana władzy człowieka. Otulił się płaszczem, wiało coraz silniej. Choć zdawał sobie sprawę z wagi wrażenia, jakie powinien wywierać, płaszcz był z prostej, brązowej wełny. Jedyny jedwabny płaszcz, jaki posiadał, był obszyty futrem i nie nadawał się na tę pogodę. Musi wystarczyć zielony kaftan haftowany srebrem. Oraz zapinka do płaszcza w kształcie dwu wilczych łbów, w srebrze i złocie. Prezent od Faile. Zazwyczaj zbyt zdobny jak na jego gust, niemniej dziś sytuacja była wyjątkowa, toteż pogrzebał w kuferku. Przynajmniej płaszcz nie będzie raził zgrzebnością.