Выбрать главу

– Co?

– No, ten wywód o farbowaniu.

– Tak, resocjalizacja – mruknął urzędnik. – Teraz jest pan u siebie.

Wyciągnął zadrukowaną kartkę.

– Tu jest instrukcja. Widzi pan, w Davabel sprawy klasyfikacji, przepisy należycie porządkujące ludność, traktowane są staranniej niż w Lavath. W sposób niebudzący wątpliwości rozwiązano tajemnicę kolejności wcieleń. Na tej podstawie można było utworzyć sprawiedliwą hierarchię.

– Wyjaśnienie tej tajemnicy też jest w instrukcji?

– Niestety, tylko skrócony opis i wnioski – urzędnik pokręcił nosem. – Osobiście uważam, że instrukcja powinna zostać napisana bardziej szczegółowo. Cóż, szczegółów dowie się pan podczas pogadanki.

– Tak – powiedział Gavein bez entuzjazmu.

– W Davabel dostrzega się te problemy… których może dotąd pan nie widział.

Gavein zmilczał, więc urzędnik ciągnął dalej:

– Na przykład słownictwo. Nie należy używać słów: bruneci, rudzi, szatyni czy, już najgorzej, blondyni. Nigdy. Tylko czarni, czerwoni, szarzy i biali… O tamtych poprzednich należy zapomnieć jak najszybciej, dla własnego dobra.

– To jest karane?

– Oczywiście, że nie. Za „blondyna” może pan od takiego osobnika dostać nożem… Nie zawsze policja jest w pobliżu.

Na moment zapadło milczenie.

– Pora się ustatkować, ożenić. Obecnie jest dobry czas. Osobiście radzę panu dziewczynę czerwoną lub szarą. Czarne mają przewrócone w głowie od nadmiaru praw.

– Kiedy ja już…

– Już znalazł pan żonę? – Urzędnik zaznaczył coś w formularzu. – Rozejrzy się pan, namyśli… Wystarczy oświadczenie, by unieważnić przedwczesny związek. Ona przyjeżdża w transporcie kobiecym?

Gavein przytaknął.

– W Lavath pozostały dzieci?

– Nie.

– Przynajmniej tyle. Nie jestem zwolennikiem wymiany rodziców, chociaż zrobiło się to nagminne. Dzisiaj przybył nadmiar dzieci, dwa szare i jedno czerwone, niestety, żadnego czarnego, ale możecie się zdecydować. Aha, mają dwa, pięć i szesnaście lat.

– Zaczekam na żonę.

– Pytanie zupełnie formalne: Żona nie jest biała? Gavein zwiesił głowę.

– To nieporozumienie.

– Wysoka, szczupła, zgrabna, naturalna blondynka.

– Biała.

– Od żony nie dostanę nożem.

– Nie chciałem panu sprawić przykrości. Rozsądna klasyfikacja ludności jest czymś naturalnym, nawet klimat nie sprzyja białym. Wypadają im włosy, zęby, schodzą paznokcie. Za mało pigmentu… Może geny. Zresztą zobaczy pan sam. Za dziesięć lat ta pańska wysoka i naturalna będzie… nadal wysoka i naturalna, ale łysa i bezzębna.

Podobno zawartość talu w powietrzu tak na nich wpływa.

Po co panu stara baba? Najlepiej o niej zapomnieć.

Gavein milczał. Nie zamierzał spierać się z funkcjonariuszem.

– Gdzie ta pogadanka?

– Po zakończeniu aklimatyzacji. Dostanie pan termin.

I tak za parę lat przeniesiesz się do Ayrrah – pomyślał nieżyczliwie Gavein. – A wtedy sam wysłuchasz tego, co innym narzucasz.

– Tam czeka przedstawiciel Aerolinii. Zajmie się panem.

Gavein zebrał się z krzesła. Złożoną kartkę wcisnął do kieszeni. Nie zamierzał jej czytać.

Jego miejsce zajął kolejny pasażer, który dotąd trzymał się w przepisowej odległości sześciu metrów od okienka.

4.

Ta sama ruda urzędniczka. Jakby się przykleiła. Gavein powlókł się za nią kilometrowymi korytarzami.

Przeciągająca się podróż, a może fakt, że powietrze tu mniej cuchnęło niż w Lavath, spowodował, że czuł się lekko oszołomiony.

W końcu dotarli do zbiorowej sypialni. Łóżka żelazne, odrapane, ale nie zardzewiałe. Standard niezły, przecież mógł być wspólny barłóg na podłodze. Urzędniczka w tablicę na łóżku wsunęła firmowy blankiet Aerolinii z nazwiskiem: „Dave Throzz”.

– Przepraszam za nędzną, jak na standard Davabel, jakość posłania. U nas używa się dobrych materacy z gąbki lub dmuchanych. Te łóżka przygotowano specjalnie, aby ułatwić aklimatyzację nowo przybyłych. Pochodzą ze szpitala wojskowego, dlatego są białe i jednakowe. Zatrzyma się pan tu na noc albo dwie. W międzyczasie Urząd Imigracyjny znajdzie coś dla pana. Dla czarnych są najlepsze przydziały. – Wydęła wargi.

Nie powinna okazywać irytacji, segregacja społeczna jest przecież niezmienna – pomyślał.

Gdy sobie poszła, Gavein wsunął bagaż pod łóżko, zrzucił tylko buty i płaszcz i uwalił się w brudnawej pościeli. Mówiono mu wcześniej, że ludzie przybywający do Davabel nie są odporni na miejscowe choroby; obawiał się zarażenia.

Kilkakrotnie jeszcze jaśniało w sypialni – przybywali kolejni podróżni z transportu Gaveina, wyłącznie emeryci, ani jeden dojrzalec.

Trudno usnąć na sali, gdzie śpi stu dwudziestu mężczyzn. Duszno, ale okna nie można było otworzyć, bo rozszalała się wichura. Ciągle ten lub ów chrapał, a sąsiad z prawej strony kłapał zębami przez sen. Gdy wreszcie zacisnął szczęki i zaczął zgrzytać zębami, stało się ciszej. Niestety, zaraz ktoś inny zaczął wydawać zdławione jęki, jakby przydusił się poduszką, może dręczył go koszmar senny.

Gavein w myśli obliczał czas trwania podróży Ra Mahleine. Wychodziło, że powinna już być na miejscu. Trzydzieści dwie nieoczekiwane minuty były znikomą różnicą.

Spał źle, z początku budził się często, a męczący, pozbawiony marzeń sen nie przynosił ulgi.

Nagle ktoś szarpnął go za ramię. Wydało mu się, że ledwie świta, ale to dzień był mglisty i pochmurny. Podniósł ociężałe powieki: znowu ta ruda.

– Nie ma pan cukrzycy?

Aeriella… Dziś nie wydawała się mu sympatyczniejsza. Przynajmniej nosiła Imię jak Ra Mahleine.

– Nie mam – burknął.

– Obawialiśmy się, czy nie zapadł pan w komę. Jest czwarta po południu. Zaraz będzie pogadanka dla czarnych.

– Pracuje pani na dwa etaty? – zapytał. Resztki senności parowały z głowy.

– Dzisiaj mam służbę po południu. Przydzielono mi pana do opieki.

Sama mnie sobie przydzieliłaś, ruda cholero – pomyślał.

Nie miał racji: zaraz się go pozbyła. Dołączył do kilkunastu osób oczekujących w małej salce. Sprowadzono jeszcze kilku podróżnych: wyłącznie czarnych dojrzalców. Wreszcie pojawił się prelegent: poznany wczoraj funkcjonariusz Urzędu Hierarchii i Klasyfikacji.

– Wielu z was zdziwiło staranne potraktowanie należytej segregacji społecznej, z jakim zetknęliście się tutaj już na wstępie – zaczął. Mówił z pamięci, chociaż kartkę z notatkami położył przed sobą na stole. – Wszystko napisano w ulotce informacyjnej, ale założę się o mój miesięczny żołd, że nikt do niej nie zajrzał… – uśmiechnął się protekcjonalnie i rozejrzał po sali. Odpowiedziało mu milczenie.

– Właśnie. – Funkcjonariusz zdjął czapkę i postawił na stole, godłem do sali. – Otóż w Davabel poznaliśmy regułę kolejności wcieleń i możemy niezbicie orzec, że biały urodzony u nas jest pierwszy raz wcielonym, najmarniejszym człowiekiem. Biały dojrzalec, który przybył do Davabel, jest drugi raz wcielony i tak dalej.

Przecież koncepcja czterech inkarnacji nie jest jedynym możliwym opisem losu ludzkiego – Gavein przypomniał sobie jakiś wykład z Lavath. – A co dopiero mówić o niezmiennej kolejności wcieleń?

– W miarę jak ktoś zmienia Krainy, rośnie jego kategoria w paszporcie, aż w kolejnej Krainie nadchodzi wymazanie kategorii do zera, czyli ujawnienie niedoskonałości. Jeśli taki przeniesie się dalej, to jego kategoria zaczyna rosnąć – tłumaczył funkcjonariusz. Jednocześnie wyrysował na tablicy kilka histogramów o kolejno rosnących słupkach. Z tym, że najwyższy słupek za każdym razem wypadał w innym miejscu na osi. – To każdego naprowadzi na właściwe rozwiązanie. Głupi by zrozumiał, że im więcej razy kto wcielony, tym później trafi na niego ujawnienie niedoskonałości, jasne?