Выбрать главу

– Z zaopatrzeniem przyjechał jakiś oficjalny facet – powiedziała Ra Mahleine. – Twierdzi, że jest prokuratorem generalnym. Chcesz z nim rozmawiać?

– Prokurator Fernandez prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni gwardzistów – powiedziała Scholl, a jej podbródek podskoczył jak korale indyka.

Czyżby epidemia zgonów w Davabel była potrzebna, żeby Ra Mahleine żyła? – Gavein zamyślił się. – Po to, żeby zachować jakąś stałą przyrody niezmienną, jedna fluktuacja wytworzyła spójnie fluktuację przeciwną…? Jeśli tak, to ona ma do tego prawo. Nie żal mi tych tysięcy… umierających przecież w naturalny sposób, ale po spełnieniu niezwykłego warunku. Davabel zabijało Ra Mahleine na swoim statku, więc niech teraz płaci za jej życie.

– Prokurator generalny czeka, czy będę miał ochotę z nim gadać? – parsknął śmiechem. – Bycie Śmiercią to niezła fucha.

Fernandez był niestarym człowiekiem o masywnej głowie, ciężko zwieszonej do przodu. Patrzył na rozmówcę spode łba ponurym wzrokiem bawołu. Szerokie sklepienie czaszki ujawniała tłustawo połyskująca płytka łysina czołowa obramiona krótkimi, czarnymi włosami zaczesanymi do tyłu. Grube, regularne rysy niewątpliwie przystojnej twarzy podkreślały przystrzyżone krótko czarne wąsy. Fernandez wyciągnął na przywitanie dużą, miękką i spoconą dłoń.

Gavein dyskretnie wytarł rękę w spodnie i skinął, by usiedli, ale Fernandez nie skorzystał z oferty. Miał przykry zwyczaj rozmawiania, stojąc za siedzącym rozmówcą i obserwowania przez ramię jego dłoni. Gavein domyślił się, że jest to nawyk zawodowy.

– Domyśla się pan, po co przyszedłem… – zaczął Fernandez, również fachowo przerzucając ciężar rozmowy na współrozmówcę. Mówił cicho i niewyraźnie. Słowa grzęzły w gąszczu jego wąsów. A może, jako nie zaprotokołowane, winny jak najszybciej rozpłynąć się w niepamięci.

– Wolałbym, żeby pan sam powiedział – obronił się Gavein. Nie lubił, jak zawodowcy przeprowadzali z nim rutynowe rozmowy. Niech się trochę pomęczy i popracuje.

– Dobrze – Fernandez zawahał się. – Chodzi o śledztwo w sprawie zamordowania lokatorów tego domu. To znaczy… – Wyjął z przezroczystej aktówki jeden z dokumentów. – To znaczy: Eddy Eisler, C, właścicielki posesji, Mryny Patrie, C, Anabel de Grouvert, S, Fatimy i Massmoudieha Hougassian, bk, bk oraz Brendy Wilcox, też bez kategorii.

– Tak? – Gavein spojrzał na niego badawczo.

– Śledztwo dotyczy też śmierci doktora Yulliusa Saalsteina, S, pracownika UN-u – odczytał z namaszczeniem prokurator. – Zresztą może pan zapoznać się z dokumentacją – dodał i wręczył aktówkę Gaveinowi. W miejscu, gdzie trzymał ją Fernandez, teczka była mokra i śliska, jak skóra karpia. Ujął teczkę obok, ale wyginała się na boki i przy otwieraniu suwak się zacinał. Położył ją więc na kanapie i wysunął jedną z kartek. To lista nazwisk oddziału Gwardii: sierżant Gavril Kusyj, S, kapral Hahns Jura, C, szeregowi: Cain Brown, P, Manuelo Bobrov, P, Frane Kratz, C, Eberhardt Ziaia, P, Ivan Dwell, C. Brakowało kogoś…

– W tamtym oddziale był jeszcze jeden, niski, pulchny… Mówili na niego Olszovsky.

– Jest pan pewien, że człowiek o takim nazwisku był w tym oddziale?

– Tak.

– W Gwardii jest tylko jeden człowiek o takim nazwisku, szeregowy Vandy Olszovsky, odznaczony orderem za uratowanie płonącego transportera opancerzonego i jego ciężko rannej załogi. Mamy ważne przesłanki świadczące, że nie brał udziału w masakrze.

– Ale do oddziału należy?

– Tak.

– Wystarczy sprawdzić poranny raport Kusyja.

– Nie został sporządzony. Wyszli na służbę bez raportu.

– To wykroczenie.

– To prawda. Ale nie da się posłać martwych do aresztu.

– A zeznania oskarżonych?

– Nie ma zeznań. Spalili się wszyscy, nie zdążyli zeznawać. To znaczy, przeżył Kusyj, ale nie odzyskał przytomności. Przebywa w klinice neurologicznej. Odniósł bardzo poważne obrażenia. Prawdopodobnie nieodwracalne,

– Olszovsky żyje, więc go chronicie? Reszta i tak jest poza jurysdykcją.