Выбрать главу

Liczba Krain = (n + 2)2,

Liczba Imion Ważnych = 144 x 12(n-1).

Liczbę wersji Gniazda światów i czas pobytu w Krainie opuściłem, bo na razie nie znalazłem reguły. Wierzę, że na razie!

Denerwuje mnie brzydota drugiego wzoru. – Ma być fundamentalnym prawem rządzącym światami zagnieżdżonymi, więc każda z występujących w nim stałych (liczb, Dave!) powinna coś oznaczać. Myślę, że jest ich za dużo (są trzy: 144, 12, -1) jak na fundamentalną zależność i są za duże.

Jakby te liczby uprościć? Intuicyjnie czuję, że powinny w nich pozostać stałe niewielkie jak jeden czy dwa, a te większe powinny dać się zredukować do mniejszych.

Wzór na liczbę Krain wygląda nieźle: jedna stała – 2.

Oraz druga:

Wróciłem do tych rozważań po godzinie przerwy. Swoją drogą, chyba niedługo będę mógł podrapać się palcem w czerep od wewnątrz, przez nos.

Na te wzory trzeba było popatrzeć inaczej. Liczba Imion Ważnych w danym świecie zagnieżdżonym jest równa:

144 x 12(n-1),

Musiałem mieć niezły zatward, żeby nie zauważyć, że to jest równe też:

12 x 12 x I2(n-1),

Po prostu: 12(n+1)!

Ten wzór jest piękniejszy. Czy widzisz, jaki jest znakomity w porównaniu z poprzednim? Pozbyłem się jednej ze stałych! Tanim kosztem: tylko zamiast -1 zrobiło się 1.

Tak się robi naukę – śledząc pomysły przyrody. Różne myślaki tłukły mi to do czerepu, chociaż ostatnio wszystko się pomieszało przez te zgony.

Dave, pewnie nudzą cię moje rozważania i żonglerka liczbami, zastępowanie jednych stałych przez inne. Może masz rację i to wszystko nie ma sensu! Może to skrzywienie umysłowe adepta nauki bawiącego się książką, ale też wprawka, niezłe ćwiczenie, bo najpierw próbuje się złapać zależności łączące fakty, a potem stara się je maksymalnie uprościć, by stały się bardziej zrozumiałe…

105.

Doktor Nott poradziła mu, żeby osobiście przekonał się, jak Ra Mahleine wygląda w środku. Najpierw, dla porównania, sama pozwoliła zajrzeć do siebie. Szeroko otworzyła usta i odchyliła do tyłu głowę. Mógł patrzeć do środka przez rozdziawione gardło i dziurki od nosa. Widać było wnętrze przypominające halę fabryczną.

Potężne, sprężyste pasma ścięgien łączące się z masywnymi mięśniami. W przestrzeni przebiegały jak schody czy pomosty, czerwonawe pasma mięśni, żył lub nerwów. Cała ta maszyneria poruszała się rytmicznie, słychać było głuchy stuk odległej, potężnej maszyny. Z nieszczelnych złącz pomiędzy żyłami czy tętnicami, sączyła się kroplami krew lub bezbarwne osocze. Widziany od środka, obwisły, drugi podbródek Scholl przypominał zbocze górskie pokryte, zamiast potężnymi wantami, żółto-pomarańczowymi kulistymi pęcherzami oplecionymi pajęczyną naczyń krwionośnych. Gavein pomyślał, że podobne pęcherze mają w swoich workach powietrznych indyki i dzięki temu próbują latać. Odważył się spojrzeć w górę: strop ginął w mroku, niżej jak gigantyczne sople zwisały różowe wyrosła przypominające mały języczek w gardle; widział też żółtawe, ziemniakowate, bulwiaste migdały. Gdy wytężył wzrok, najwyżej, z najmroczniejszej otchłani wyłaniała się gigantyczna powierzchnia mózgu, gładka jak piłka, ciemnobrunatno-miodowa. Skapywało z niej leniwie do ogromnego lejka, podwieszonego na różowych, tkankowych więzadłach i mostach. Z lejka ściekała dalej mieszanina czerwonej krwi i jakiejś żółtej cieczy.

– To, że z lejka cieknie, oznacza, że myślę – powiedziała Scholl. – Gdybym nie myślała, nic by nie ściekało. A teraz zajrzyj do wnętrza Magdy.

Wnętrze ciała Ra Mahleine wyglądało podobnie. Na pierwszy rzut oka, identycznie.