Выбрать главу

– Będą za duże.

– Pomyślą, że to moda z Lavath. Trochę sobie podrzemię, dobrze?

Okrył ją lepiej. Potem wyprał jej bieliznę i ułożył się do snu na wykładzinie. Świtało.

19.

Rano Ra Mahleine polegiwała. Otulona jego kurtką, bo marzła. Ugotował jej kostkę bulionu w metalowym garnku.

Wpadł do gospodarzy na moment, ale wystarczyło, by przykleił się do gumy do żucia podstępnie podłożonej przez Haigha. Młody Eisler dbał o swój image. Edda zaproponowała gotowanie dla Ra Mahleine za dodatkowe sześćdziesiąt paczek. Na razie zgodził się, chociaż było to drogo; przecież wkrótce Ra Mahleine sama zacznie gotować. Leo dostał skierowanie do neurologa, bo zaburzenia równowagi i omdlenia zdarzały się mu zbyt często.

Gavein wspomniał, że ma białą żonę. Chciał wysondować, jak biała Ra Mahleine zostanie przyjęta przy wspólnym stole. Nie zrobiło to wrażenia, jedynie stary Hougassian uśmiechnął się blado.

Przyniósł z dołu dwie porcje pasty, a potem dwie porcje pizzy. Jedli tylko we dwoje. Gavein zauważył, że Ra Mahleine brakuje jednego zęba.

– Wyrwała mi go taka jedna. Jeszcze na statku. To był ten krzywy ząb, co rósł na bok. Powiedziała, że zęby muszą być na baczność i wyrwała go obcęgami, zaraza. Bolało jak cholera. Szefowa strażniczek. Jakoś nie zauważyła, że parę innych też mam krzywych.

Podbite oko nie było już zielone, rozbite wargi goiły się. Patrzył uważnie na jej twarz: blizny musiały pozostać. Szczególnie zmienił się nos, był teraz bardziej płaski, jakby dłuższy. Nadawał jej twarzy wyraz zniechęcenia czy niezadowolenia.

– Złamały mi nos zaraz na początku – powiedziała, gdy się jej przyglądał. – Widać z jakiegoś powodu je wkurzał. Może był zbyt foremny. Potem zrobiły mi operację i usunęły ze środka chrząstkę, żeby stał się miękki jak nos boksera i nie łamał się więcej. Mogły bić bez trwałych śladów.

– Kochany noseczek – sięgnął dłonią, chcąc go dotknąć.

– Nie, nie! Boję się – odruchowo szarpnęła się. – To nie zależy ode mnie.

Znowu zrobiła smutną minę, jeszcze smutniejszą przez nosek na kwintę.

– Opowiedz o tych latach na morzu. Było gorzej niż w tym więzieniu na kwarantannie czy lepiej?

– To kawał czasu, te lata. Nie wiem, od czego zacząć.

Zamilkła.

– Załoga była z Davabel; same kobiety, wszystkie czerwone. Urodzone w Lavath mają kompleks wobec czarnych i nienawidzą białych. Zaraz po wypłynięciu z portu odbierają imię i w zamian dostajesz numer. Ten numer metodycznie wbijają ci do głowy. Jak się podpadnie, to szorowanie pokładu albo obieranie ziemniaków dla kilkuset osób. Ja podpadłam od razu, bo wyliczyłam, że okres podróży powinien być liczony jako pobyt w Lavath, nie w Davabel. Miałam nawet niezłe argumenty. Wtedy mnie strepowały po raz pierwszy. Potem było już tak stale. Mimo to nadal wierzę, że powinnam odbyć te lata w Lavath, bo inaczej wychodzi za mało.

– Rzeczywiście, trzydzieści pięć lat skończyłaś dopiero w porcie 0-2.

– Właśnie. Ale na statku nikt się tym nie przejmował. Strażniczki nie chciały, żeby im ktoś psuł zabawę.

Zauważył na jej skroniach małe otwarte wrzody.

– Tu? – lekko dotknęła palcem.

– Tak.

– To od za częstych elektrowstrząsów. Wtedy robi się ze skórą coś niedobrego, przestaje się goić, tylko tak jadzi.

– Coś ty? Kiedyś chorych psychicznie leczono elektrowstrząsami. Dawno zrezygnowano z tego barbarzyństwa.

– Elektrowstrząsy albo chłosta były, jak się podpadło. Często im podpadałam, ale jak mnie raz zbiły i skopały, to dostałam tak silnego krwotoku, że lekarka zaleciła wyłącznie elektrowstrząsy. One zwykle kopały po biciu. Gdzie popadło. Ale ze szczególnym upodobaniem w nią. Potem coś mi się przestawiło z okresem – spojrzała niepewnie na niego. – No, wiesz, po tym biciu.

– Masz kłopoty z okresem?

– No, wiesz, często krwawię…