Laillę wypisano ze szpitala z niezagojonymi oparzeniami, gdy tylko jej stan na to pozwolił. Miała wrócić tam na przeszczep. Biali płacili za leczenie. Rodziców nie było stać na jej dłuższy pobyt w klinice.
Chodziła z zabandażowaną twarzą, ramionami i brzuchem. Czasami matka ubierała ją w jakąś bluzkę, ale rzadko, gdyż spomiędzy zwojów bandaża sączyła się surowica. Podobno Lailla nie miała skóry pod bandażem, ale Gavein nie wierzył w to. Bez skóry na głowie i połowie tułowia dawno by już umarła.
Hougassianowie stali się rozmowni i towarzyscy. Lepiej ich traktowano, niż się spodziewali.
Max przyniósł mały telewizor w białej plastikowej obudowie.
– Znalazłem go u nas na strychu – powiedział. – Helga go wyczyściła. Pomyśleliśmy, że nie macie jeszcze własnego. Jest wprawdzie czarno-biały, ale można oglądać, póki nie sprawicie sobie nowego. Żona dalej słaba, Dave?
– Już jest z nią lepiej, ale jeszcze nie schodzi na obiady.
– Podobno jest bardzo młoda i bardzo piękna.
– Ma tyle lat, co ja. Reszta się zgadza.
– Jest piękna jak cudowna bogini północy. Jak płatek śniegu – dorzucił Max.
Gavein nie odpowiedział. Wyświechtane powiedzonko sprawiło mu ból.
Następnie Max długo i męcząco wyjaśniał, jak włącza się i reguluje telewizor. Potem spytał Eddę o młodszego syna, na co gospodyni wybuchła płaczem. Duarte miał wrodzonego guza mózgu; jego operację zaplanowano na przyszłą środę. Leo prawdopodobnie miał cystę pod czaszką. Lekarze zapewniali, że przetrzyma zabieg.
21.
Ra Mahleine była silniejsza. Obrażenia wygoiły się. Telewizor ją nudził. Zwykle czytała lub łatała odzież. Oglądając program telewizyjny, z reguły robiła na drutach. Czasami snuła wspomnienia.
– Na wiosnę zeszłego roku bardzo długo nie podpadłam i codziennie miałam służbę na pokładzie. Ciągnęłam liny albo szorowałam deski. To bardzo niszczy ręce. Były windy elektryczne do obsługi olinowania, ale często się psuły. Wiesz, strażniczki uważały, że mam za delikatne dłonie. Potem nie wychodziłam na pokład do końca rejsu, przynajmniej dłonie zdążyły zmięknąć.
Gavein słuchał wyciągnięty, z rękami pod głową.
– Lubiłam patrzeć na morze – opowiadała dalej. – Na fale leniwe jak zupa, jak smoła. Woda ciemna, aż czarna. Niebo też było czarne, to znaczy ciemnobłękitne w dzień, a smoliste w nocy. Niektóre miały ostry wzrok i twierdziły, że potrafią wypatrzyć na niebie nieruchome samoloty. Wyobrażałam sobie, że w jednym z nich siedzisz ty. Pewnie w takim, co przez te wszystkie lata tkwił w tym samym miejscu na niebie.
– Ale przecież te samoloty w dzień nie wznosiły się wysoko i czas płynął dla nich ze zwykłą prędkością.
– Samoloty były nieruchome – pokiwała głową. – Wszystkie, które zdołały je dojrzeć, tak mówiły. Nawet, gdy wodnopłat podchodził do naszego statku, to dopiero tuż przy samej powierzchni wody gwałtownie przyspieszał, a w powietrzu, im dalej, tym był bardziej powolny, wreszcie, jeszcze spory, roztapiał się w ciemnym błękicie jak we mgle. Przed lądowaniem albo po starcie był zawsze widoczny na niebie przez parę dni.
– Dziwne – powiedział. – Przecież przy powierzchni wody powinien właśnie hamować.
– Nie. Hamował, już płynąc. Siadał na falach z największą prędkością.
– Pogadam o tym z Haighiem.
Myśli już pobiegły ku znanemu problemowi.
– Takie wodowanie i wymiana pasażerów to było z pewnością duże wydarzenie – podsunął podchwytliwie.
– Nie dla białych. Procedura była zawsze taka sama, nie zdarzył się wyjątek: gdy samolot podpływał do statku, strażniczki zganiały nas wszystkie pod pokład; co gorliwsze pałowały. Dotąd pałowanie kojarzy mi się z wodnopłatami. Następnie sprawdzano obecność, czy któraś nie ukryła się między takielunkiem. Dopiero jak się wszystko zgadzało, wpuszczały na pokład nowe pasażerki, a z cel wyciągały te, którym się kończył pobyt. Och, Gavein, jak ja wtedy marzyłam, żeby mnie wyczytały przez pomyłkę.