– Yacrod? – zdziwił się Haifan. – To gwoździe były niepotrzebne. Miałem niezły nóż. I tak musiało się udać.
Yacrod znaczyło: „Od snu”.
– Haifan, a twój syn? – odezwała się Ra Mahleine.
– Morderca własnego brata? Wiedziałem, że ta noc ma być oczyszczeniem Davabel. Więc i z nim musiałem coś zrobić. Niestety, zbudził się, jak go wiązałem i walczył. Ale Duch Snu nie pozwolił wam usłyszeć, bo działałem w słusznej sprawie. Związałem mu ręce i nogi, a głowę wtłoczyłem do wiadra z wodą, bo to był Flued. Nawet zbytnio się nie rzucał. Potem ostygł i zesztywniał jak należy. Usnąłem, gdy już świtało, usnąłem po raz pierwszy od dawna. Musiałem wam opowiedzieć ze wszystkimi szczegółami, bo duchy tego wymagały. Davabel jest oczyszczone. Pamiętasz numer na policję, Dave? – podniósł słuchawkę.
– Cztery dziewiątki – podsunęła Edda.
Haifan spokojnie zgłosił potrójne morderstwo osłupiałemu funkcjonariuszowi. Łapczywie wchłonął swoją porcję pasty. Nie przeszkadzało mu, że wystygły sos już zgęstniał.
– Edda, przynieś szybko pizzę. Chcę zdążyć, zanim przyjadą po mnie. Domyślam się, że przesłuchanie będzie trwało długo, więc muszę mieć siłę, by im wszystko rzetelnie opowiedzieć.
Syreny wozów policyjnych rozległy się, gdy kończył pizzę. Edda otworzyła drzwi. Haifan wstał, przedstawił się i poprosił, żeby mu założyli kajdanki. Zdumiony policjant zwlekał.
Skuli go dopiero, gdy zobaczyli jatkę w apartamencie Hanningów i martwego Tortha. Pobieżne przesłuchanie prowadził porucznik policji w cywilu. Przedstawił się jako Bharr Tobianyj. Miał chyba ze dwa metry wzrostu i proporcjonalną masę ciała. Prowadził śledztwo, siedząc za stołem, za ostygłym plackiem pizzy z wyciętą jedną porcją. Ciała wyniesiono. Potem policjanci odjechali. Tobianyj poprosił, aby dla dobra śledztwa mieszkańcy nigdzie nie wyjeżdżali. Zaplombowano apartamenty Hanningów i Tonescu.
Gdy odjechał ostatni samochód policyjny, stało się cicho, jak wtedy, gdy Haifan snuł opowieść o duchach napędzających świat. Edda natarczywie wpatrywała się w Gaveina.
– Zrobię wszystkim gorzką herbatę, dobrze? – Ra Mahleine rozejrzała się po siedzących.
– Pomogę ci – powiedziała Helga.
Edda świdrowała wzrokiem Gaveina.
Haigh włączył telewizor. Właśnie szedł jakiś starszy film z Solobiną.
– Chudziutka jak patyczek – powiedział. – Obecnie ma więcej seksu na sobie.
– Ale mniej ubrania – zauważył Gavein.
Zaterkotał telefon. Dzwonił Wilcox. Wiedział, że o tej porze Gavein przesiaduje u Eddy. Wziął książkę do domu, bo nie mógł się od niej oderwać. Prosił o dwa dni urlopu na poniedziałek i wtorek, by ją skończyć. Gavein się zgodził. Zdziwiła go dbałość o formę, tak niezwykła u Wilcoxa – mógł przecież zaszyć się gdzieś za regałem w godzinach pracy.
– Może byśmy wynieśli się od tej Eddy – powiedziała Ra Mahleine, gdy byli już w łóżku. – Patrzyła, jakbyś to ty wymordował tych troje. Miałam ochotę wytargać ją za włosy.
Przygarnął ją ramieniem. Wtuliła się jak kotka.
– W przyszłym miesiącu przyjmą cię do szpitala. Jest długa kolejka białych, ale wykłóciłem umieszczenie ciebie w kolejce szarych i odpowiednie traktowanie… To znaczy, jak żony wpisanej do paszportu.
– Potem poszukamy innego mieszkania.
31.
Przesłuchania zwykle prowadził Tobianyj, jednak tym razem do rozprawy nie doszło. Haifan przeciął sobie żyły nadgarstka ostrą krawędzią łyżki. Strażnik zamiast zebrać po kolacji naczynia od aresztantów, zasnął przed telewizorem i obudził się dopiero o trzeciej w nocy. Do tego czasu Haifan zdążył się wykrwawić. Trzymano go w izolatce, chociaż jego Imię – Sulled – wyraźnie wskazywało, co może się zdarzyć.
Wilcox nie rozstawał się z książką w tłoczonej okładce przypominającej mozaikę. Tytuł też ułożono jakby z kolorowych kamyków: Gniazdo światów. Nosił ją przy sobie.