Medvedec mógł nie liczyć, że Ra Mahleine zaproponuje mu kawę.
– Edda wyłożyła panu teorię o śmierci krążącej wokół jej domu i mnie jako jej zwiastunie? I uwierzył pan?
– Wie pan… Płacą mi za sprawdzanie głupich teorii. Proszę opowiadać. Ja będę notował – wskazał na klawiaturę. – To nie jest formalne przesłuchanie, tylko wywiad, to znaczy mówi pan, co chce, ale prosiłbym o jak najwięcej faktów.
– Jeśli to wywiad, a nie przesłuchanie, to nie mam nic do dodania. Wszystko powiedziałem w czasie przesłuchań. Jeśli pan chce się czegoś dowiedzieć, to proszę sobie zadać nieco trudu i załatwić nakaz.
Medvedec pożegnał się. Gavein nie miał ochoty relacjonować swoich losów w Davabel, a Medvedec, bez formalnego nakazu, nie mógł go do tego zmusić.
Na dwa dni natłok wydarzeń jakby zelżał. Gorączka Lailli opadła, rodzice wypisali ją ze szpitala.
– No, to Edda dostała po nosie – skwitował Gavein. – Nie potwierdziły się jej wymysły, chociaż było to zakażenie wywołane brudną wodą, a Lailla ma na Imię Fluedda, na dodatek ja byłem cały czas w pobliżu. I co? I nic, dziewczyna żyje.
33.
Gavein odebrał Wilcoxowi książkę. Nie zaglądając do środka, odłożył na półkę u siebie. To znaczy, ustawił na dywanie wśród innych książek, bo półki jeszcze nie kupili. Brenda telefonicznie podziękowała za uratowanie małżeństwa. Helga wyprowadziła się – poważnie potraktowała wymysły Eddy. Gospodyni ucichła, ponieważ Throzzowie pozostali jedynymi lokatorami, nie licząc Hougassianów mieszkających w kuchni ledwie za osiemdziesiąt paczek miesięcznie. Co z tego, że pomagali w gospodarstwie domowym. Lailla wyleczyła zakażenie, ale o przeszczepie nie mogło być mowy, gdyż zbyt poważnie odczuwała dolegliwości początkowego okresu ciąży. Haigh chodził bardzo dumny, póki nie oberwał od Fasoli. Powetował sobie na słabowitym, którego nazywali Glicha. Kurtkę wyprał, przestała cuchnąć. Nadal nabijał ją ćwiekami, a na spodniach haftował trupie czaszki. Mówił, że przygotowuje sobie ubranie do ślubu.
Ra Mahleine przyjęto do szpitala miejskiego numer 5357 na oddział ginekologiczny kierowany przez doktor Scholl Nott. Gavein widział ją w telewizji i na tej podstawie wybrał szpital. Pani Nott miała około pięćdziesiątki, energiczny błysk w oku, raczej kościstą sylwetkę i nieproporcjonalny, obwisły podbródek. Wzbudzała zaufanie, chociaż flak podrygujący pod szczęką nadawał jej głowie kurzy wyraz.
W szpitalu nie zauważono, że Ra Mahleine jest biała. Przesłoniły to pieniądze Gaveina. Miała tam pozostać przez tydzień na obserwacji. Gavein odwiedzał ją codziennie, wracając z pracy.
Obydwa apartamenty odpieczętowano z polecenia Medvedca. Odszkodowanie wystarczyło na pomalowanie ścian i położenie wykładzin. Do mieszkania po Tonescu sprowadzili się Wilcoxowie – Brendę zachęciła niska cena, jaką zaproponowała Edda, obawiając się, że historia tych pomieszczeń zniechęci potencjalnych lokatorów.
Byłe mieszkanie Hanningów wynajęli Edgar i Mryna Patrie, starsze małżeństwo szykujące się do wyjazdu do Ayrrah. Ich córka, Lorraine, pracowała w porcie lotniczym, jadała na mieście i bardzo późno wracała do domu.
34.
Telewizja przekazała ponure wieści: na dworcu lotniczym w Davabel wielki samolot pasażerski, startujący do Lavath, uderzył w dworzec przylotów. Załadowany dziesiątkami ton paliwa kolos eksplodował, podpalając zrujnowany budynek. Relacja z tragedii zajęła niemal cały dziennik telewizyjny. Akcja gaśnicza przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Ciągle znajdowano ciała. Edgar i Mryna nie ruszali się sprzed ekranu. Co chwilę podawano nazwiska zidentyfikowanych ofiar. Edgar próbował dodzwonić się do informacji lotniskowej, ale numer był ciągle zajęty.
Gavein parzył dla siebie herbatę. Wilcox tkwił na kanapie, w skarpetkach, z podwiniętymi nogami. Jedną skarpetkę miał niebieską, a drugą wiśniowo-czerwoną. Co jakiś czas parzył gorzką, bardzo mocną herbatę dla siebie, albo ziółka uspakajające dla Mryny. Podbierał często wodę, którą Gavein gotował w metalowym, obitym garnku.