– A wy dwaj? Dlatego macie maski?
– My jesteśmy ochotnikami. Kazali założyć maski, to założyliśmy, ale przecież to nie ma znaczenia, prawda?
– Wszystko na to wskazuje.
Parę kamieni zadudniło o pancerz. Konwój przyspieszył. Włączono sygnały. W tłum wystrzelono parę granatów gazowych.
– Dobrze, że nie strzelają – powiedział jeden.
– Jeszcze nie strzelają, Yull. Nie wiadomo, kiedy zaczną.
– Wiadomo: kto ma broń, będzie odpowiadał przed sądem. To ich powstrzymuje.
– Tak. Na razie.
Tłum się przerzedził, po chwili było już prawie pusto. Konwój pomknął ulicami wyglądającymi normalniej.
– Panie Śmierć – Yull szturchnął leżącego Gaveina. – Już po wszystkim. Przejechaliśmy. Udało się.
Gavein rozejrzał się. Szpaler ciekawskich stojący wzdłuż linii wyznaczonej przez policję był rzadki. Nikt nie rzucał kamieniami w konwój. Niektórzy odwracali się w ostatniej chwili lub zasłaniali twarze.
Oddają mi honory jak głowie państwa – pomyślał. – Nic dziwnego, przecież witają Śmierć.
– To szaleństwo opanowało tylko Centralne Davabel – powiedział drugi z badaczy, Omer. – Wielu ludzi załatwiło swoje prywatne porachunki przy okazji Davida Śmierci.
– Jak obecnie wygląda kraj? – zapytał Gavein.
– Wyludnione Centralne Davabel otacza kordon wojska. Jest szczelny, ale czasem przedostają się przezeń jacyś desperaci. Żołnierze też potracili członków swoich rodzin. Czasem patrzą przez palce. Stąd ta agresywna banda.
– Czego chcą ci desperaci? – Gavein pomyślał o żonie.
– Zabić cię – powiedział po prostu Yull. – Ja uważam, że jest to niemożliwe. Dowodem choćby dzisiejszy karambol przed twoimi oknami. Kordon jest po to, aby ochronić desperatów przed ich własną głupotą.
– Obawiam się o żonę. Natychmiast ogłoście przez telewizję, że zostałem przewieziony do Urzędu Naukowego.
– W porządku. Dopilnuję tego.
– Co jest za kordonem?
– My. W miarę normalne życie. Normalne, gdyby nie te zgony. Wszystkie przypadkowe, wytłumaczone, zawsze w zgodzie z Imieniem Ważnym. Ale zawsze twoja nieodłączna asysta…
– Jeśli przypadkowe, normalne, uzasadnione, to dlaczego ta panika?
– Panika…? Bo tylu ich umiera. Poza tym ogniskowaniem, to normalna epidemia.
– Epidemia?
– Tak. Zgonów jest znacząco więcej niż przed wystąpieniem korelacji. Jak przy epidemii: o kilkanaście procent.
Konwój mknął z wyłączonymi syrenami, jedynie światła migały kolorowo.
– Co mierzyliście tymi czujnikami?
– Poziom promieniowania. Nie przekracza tła. Czyli nie ma efektu. To znaczy, myślę, że w końcu coś znajdziemy. Wszystko musi mieć racjonalny powód, no nie?
– Może nie być racjonalnego powodu. Może to zbieg okoliczności. Chociaż prawdopodobieństwo czegoś takiego jest znikome. Ostatecznie, dowolnie nieprawdopodobne zdarzenie zajdzie, jeśli dostatecznie długo zaczekać – odpowiedział Omer. – Może właśnie obserwujemy coś takiego?
– Nie wierzę w taką możliwość – uciął Yull.
47.
Jazda pełnym gazem trwała dobrych kilka godzin. Gnali ulicami, na których policja wstrzymała wcześniej ruch.
Później już nie było szpaleru. Przypadkowi przechodnie obojętnie spoglądali na pędzące pojazdy. Tu życie toczyło się zwyczajnie. Nikt nie kojarzył konwoju pojazdów z sensacją telewizyjną.
Nagle opuścili obszar zabudowany – rzecz niespotykana w Davabel, gdzie miasto szczelnie pokrywało cały kontynent z wyjątkiem lotnisk. Równie gęsto zabudowane było Ayrrah. Puste obszary znajdowały się w Lavath, daleko na północy, gdzie wieczny lód pokrywał ląd, a także na południowych skrajach Llanaig, gdzie promienie słońca zmieniały ziemię w pustynię.
Pusty obszar powstał przez rozległe wyburzenia zabudowy mieszkalnej. Ruiny zgrubnie wyrównano spychaczami.