Выбрать главу

Wrócił na parter. Włączył telewizor. Na ekranie ukazał się Thomp. Wyglądał starzej niż zwykle; wzrok miał przygaszony; twarz wisiała na kościach policzkowych, jak pranie na sznurku.

Byłby niezłą Śmiercią… – pomyślał Gavein. – Jest niezłą Śmiercią – poprawił się w myśli.

– …Komitet kierowany przeze mnie podjął niezbędne kroki, aby uwolnić Davabel od straszliwego zjawiska związanego z Davidem Śmiercią. Obecnie mogę zagwarantować, że człowiek ten nie żyje. Wierzymy zatem, że epidemia zgonów dobiegnie końca. Nie wiemy, ilu z nas jeszcze umrze, kto jeszcze zetknął się z Dawidem Śmiercią. Ja też się z nim zetknąłem. Ale wiem, że nie rozprzestrzeni się to na nikogo nowego. Ochroniliśmy nasze dzieci. Ochroniliśmy Davabel. Niestety cena, jaką za to zapłaciliśmy, jest wysoka. Zupełnemu zniszczeniu uległ Urząd Naukowy. Centralne Davabel przypomina wymarłą pustynię. Nie można winić nikogo, że chroniąc swoje życie, opuścił miejsce zamieszkania, nie będą wyciągane z tego powodu żadne konsekwencje. Ale teraz, gdy niebezpieczeństwo minęło, zostaną zapewnione warunki powrotu do domów rodzinnych. Jednocześnie zwracamy się do ludności z prośbą o cierpliwość i wyrozumiałość, ponieważ powrót do opuszczonych dzielnic miasta będzie możliwy dopiero po zabezpieczeniu opuszczonego mienia przez Gwardię i Obronę Cywilną. Chcemy uniknąć przypadków grabieży. Słowa szczególnego uznania chciałbym skierować do funkcjonariuszy Gwardii i żołnierzy Obrony Cywilnej. Oni to odegrali główną rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa ludności podczas ewakuacji oraz podczas rozwiązania problemu Davida Śmierci…

Ostatnie słowa rozwścieczyły Gaveina. Thomp przebrał miarkę!

Wyciągnął z kieszeni chustkę do nosa i owinął nią zakrwawioną słuchawkę. Doskonale pamiętał numer. Po tamtej stronie linii zachrypiał czyjś głos.

– Z pułkownikiem Medvedcem. To ważne.

– Pułkownika nie ma. Jest w ministerstwie. Proszę powiedzieć, o co chodzi, a ja mu to przekażę, gdy wróci. Mówi porucznik Adams.

– Słuchajcie no, Adams – Gavein nauczył się rozmawiać z funkcjonariuszami. – Jeśli chcecie jeszcze jutro pierdzieć w swój służbowy stołek, to dajcie mi Medvedca, Natychmiast! Mówi David Śmierć.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Ktoś przytkał dłonią słuchawkę. Rozległ się ledwie słyszalny stuk włączającego się aparatu zapisującego i namierzającego.

– Taak… proszę powtórzyć – powiedział Adams.

– Słyszeliście wyraźnie. Teraz ja czekam. Przez chwilę trwała milcząca rozgrywka.

– Nie ma Medvedca… Wróci za godzinę.

– Podajcie numer, pod którym go złapię. – Gavein starał się mówić możliwie najzwięźlej. Uważał, że w chwilach milczenia, nie są w stanie namierzyć, skąd dzwoni.

Mylił się oczywiście.

– To nie jest możliwe. Numery ministerstwa są utajnione. Proszę podać swój numer, pułkownik Medvedec zadzwoni zaraz, gdy wróci.

– To żarty – prychnął Gavein. – Za dziesięć minut chcę usłyszeć Medvedca. – Odłożył słuchawkę.

64.

Po dziesięciu minutach Adams przełączył rozmowę dalej. Zatrzeszczało.

– Słucham? – rozległ się głos Medvedca.

– Mówi Gavein Throzz. Czy mam wyjaśniać, że nie z zaświatów?

– To jednak pan…

– Dokonaliście zbiorowego morderstwa na niewinnych ludziach. Domagam się ukarania morderców, to znaczy oddziału sierżanta Kusyja, jak i inspiratorów, nawet jeśli w grę wchodzi sam Thomp. Ostatecznie, to pan jest od tego, żeby pilnować przestrzegania prawa.

– Rozmowę nagrywamy. Zostanie przedstawiona na posiedzeniu Komitetu Obrony.

– Doskonale. Przypominam panu, że policja ma chronić prawo – powtórzył Gavein bardziej uroczystym głosem. – A decyzje waszego komitetu są tegoż prawa pogwałceniem. Nie kwestionuję waszej obawy przede mną, gdyż dzieje się wiele rzeczy niejasnych. Ale nic nie tłumaczy zamordowania niewinnych ludzi tylko dlatego, że mieszkali w tym samym budynku co ja. Sprawcy, wracając z tej akcji, zabili doktora Yulliusa Saalsteina. Z pewnością pamięta go pan. Domagam się ukarania winnych tej zbrodni.