Выбрать главу

– To był dobry kop. Chybaś mu złamał małego, bo nic nie mówi – wyrwał się Bennet.

– Ciesz się, że nie tobie, bo takie kopy chodzą parami! Jak przyszedł jeden, to i przyjdzie drugi! – wycedził Krivyj, a Bennet skulił się ze strachu. Widać stopa nie przestała boleć Krivyja.

– No, to do roboty. – Krivyj podniósł się, wsunął trepy. Nie miał jeszcze jasnej koncepcji, czy użyć pięści, czy może drewnianego trepa.

Jaspers zacisnął dłoń na rurce. Owinął ją koszulą, żeby nie zabić, bo za to byłaby czapa.

Krivyj ze zręcznością niedźwiedzia wspiął się po drewnianej drabince i stanął na pryczy Jaspersa. Ten dokładnie wyliczył drogę gazrurki, która ciasnym młyńcem miała trafić i zdruzgotać golenie olbrzyma.

Dokładnie w tym momencie do sali weszło trzech strażników oraz ktoś w szarym stroju pracowniczym.

– Krivyj! – ryknął jeden z nich, stając w rozkroku i uderzając pałką w dłoń. – Co robicie?!

Krivyj równie szybko jak wspiął się, tak zbiegł po drabince i wyprężył się na baczność, nerwowo poprawiając szarą pidżamę. Obok stanął Jaspers i też wyprostował się jak struna. Wobec strażników byli równi.

– Co to było? – warknął strażnik.

– To by… – zaczął się jąkać Krivyj. Szybkie i precyzyjne odpowiedzi nie były jego specjalnością.

– Strażniku Lasaille, pracownik Jaspers melduje posłusznie, że starszy pracownik Krivyj wspiął się na pryczę, aby obejrzeć moją zranioną dłoń i udzielić mi pomocy medycznej – szybko recytował Jaspers, a oczy Krivyja robiły się coraz bardziej okrągłe.

– Tak było, Krivyj? – Lasaille spojrzał na niego surowo.

– Tak jest – wreszcie Krivyj zareagował właściwie.

– Gdzie jest starszy sali? – Lasaille rozejrzał się wokoło. Był przekonany, że ci obaj łżą.

– Starszy sali Lee melduje się. – Chudy, drobny Lee dopinał ostatnie guziki pidżamy. Niknął zupełnie przy masywnym jak niedźwiedź Krivyju i podobnie wysokim, chociaż znacznie szczuplejszym Jaspersie.

– Jak było? Opowiedzcie, Lee.

– Pracownik Jaspers mówi prawdę – łgał bez zmrużenia oka Lee. – Pracownik Krivyj udał się, żeby mu udzielić pomocy medycznej.

– A dlaczego nie wy? Przecież to obowiązek starszego sali…

– Pracownik Krivyj chce rozwijać swoją wiedzę medyczną, a ja mu to umożliwiam.

– No, dobrze – mruknął Lasaille, widząc, że przegrał. – Wracać na prycze.

Gdy wszyscy trzej znowu leżeli z kocami naciągniętymi przepisowo pod brodę, stopami złączonymi oraz wzrokiem skierowanym do góry, Lasaille ujawnił cel nieoczekiwanej wizyty:

– To jest wasz nowy kolega, młodszy pracownik Lepco. Przyjmijcie go dobrze. Będzie spał na pryczy nad Jaspersem, bo jest wolna.

Nowy zawsze dostawał pryczę na samej górze, żeby więcej siana sypało się na innych i ich denerwowało.

Strażnicy zgasili główne światło i wyszli. Znów był zwykły półmrok. Nowy stał niezdecydowany i drżał jak galareta. Płakał. Trzymał w rękach worek z dobytkiem. Tłusty brzuszek podskakiwał mu w takt szlochów.

Jaspers zauważył, że Lepco dostał stare, rozlatujące się trepy, które będzie musiał zszywać.

– Zabrali mi kartę kariery. Jak tak można? – szlochał Lepco. – A w Darah byłem dobrym księgowym.

– Wszystkim zabierają – mruknął Jaspers. – Wyłaź na górę i śpij, bo jutro będziesz harował od rana.

Nowy dalej popłakiwał, aż brzuszek chciał mu wyskoczyć spod pidżamy.

– Słyszysz puchlu, co powiedział mój kolega?! – zadudnił Krivyj. – Szoruj na górę! Bo jak cię kopnę w dupę, to tak polecisz, że ci się szczeble pomylą!

Fakt, że nazwał Jaspersa kolegą, oznaczał awans w hierarchii Krivyja i było pewne, że dopóki nie zapomni, nie będzie znęcał się nad Jaspersem.