Выбрать главу

– Jesteś niebezpieczny – powiedziała.

Brazil chwycił niewielki pistolet obiema rękami i stanął w pozycji, jakiej nauczył go ojciec jeszcze w dzieciństwie, z którego niewiele już pamiętał. Był w całkiem dobrej formie, ale można ją było jeszcze poprawić. Opróżniał jeden magazynek za drugim. Walił bez przerwy, jakby chciał strzelać wystarczająco szybko, aby zabić tego, kto będzie chciał go kiedyś skrzywdzić. Ale to nie tak. Virginia doskonale znała rzeczywistość ulicy.

Nacisnęła przycisk na stanowisku Brazila. Papier z wymalowanym celem nagle nabrał życia i zaczął się szybko zbliżać w jego stronę, jakby zamierzał go zaatakować. Zaskoczony Andy strzelał jak szalony. Barn! Bam! Bam! Kule odbijały się od metalowej ramy, na której rozpięty był karton z celem, od gumowych ścian i wreszcie amunicja się skończyła. Cel zatrzymał się w miejscu i kołysał na lince tuż przed jego twarzą.

– Hej! Co ty robisz?

Odwrócił się do Virginii, oburzony i zdezorientowany.

Nie odpowiadała, wkładając naboje do metalowych magazynków. Jeden z nich włożyła do wielkiej i czarnej, półautomatycznej czterdziestki Smith & Wesson. Dopiero potem spojrzała na swojego ucznia.

– Strzelasz zbyt szybko. – Zarepetowała broń i skierowała lufę na cel na swoim torze. – Nie masz amunicji. – Wypaliła. Bambam. – I szczęścia. – Bambam.

Przerwała na chwilę, a potem wystrzeliła jeszcze dwa razy. Odłożyła pistolet i podeszła do Andy’ego. Wzięła od niego pistolet, aby sprawdzić, czy broń jest pusta i odpowiednio zabezpieczona. Wycelowała pistolet na cel, ustawiając się w odpowiedniej pozycji, dłonie i ramiona unieruchomione, kolana lekko ugięte.

– Taptap i stop – powiedziała, demonstrując postawę strzelecką. – Taptap i stop. Obserwujesz, co robi przeciwnik, i odpowiednio działasz. – Zwróciła mu broń, podając pistolet lufą zwróconą w jego stronę. – I nie dotykaj spustu. Weź to do domu i poćwicz.

Tego wieczora Brazil został w swoim pokoju i ćwiczył na sucho strzelanie z trzydziestkiósemki, którą zostawiła mu Virginia, aż na wskazującym palcu zrobił mu się sporych rozmiarów pęcherz. Celował z broni do swojego odbicia w lustrze, aby przyzwyczaić się do widoku skierowanej w siebie broni. Robił to przy dźwiękach muzyki, puszczając wodze fantazji. Śmiercionośne, małe, czarne oko wpatrywało się w jego głowę i serce. Myślał przy tym o swoim ojcu, który nie zdążył wyciągnąć broni. Nie zdążył nawet włączyć radia. Ręce zaczęły mu drżeć i przypomniał sobie, że nie jadł jeszcze kolacji.

Było kilka minut po dziewiątej. Jego matka odmówiła wcześniej jedzenia, kiedy proponował, że przygotuje jej hamburgera i sałatkę ze świeżych pomidorów z cebulą, oliwą i octem winnym. Bardziej niż zwykle pobudzona oglądała w telewizji sitcom, ubrana w stary flanelowy szlafrok w spłowiałym niebieskim kolorze i kapcie, których prawie nie zdejmowała z nóg. Nie pojmował, jak mogła żyć w ten sposób, lecz dawno już zrezygnował z myśli, że może zmienić ją lub jej życie, którego nienawidziła. Będąc w gimnazjum, Andy, jej jedyne dziecko, zabawiał się w detektywa, przegrzebując cały dom i cadillaca w poszukiwaniu ukrytych zapasów pigułek lub alkoholu. Pomysłowość matki była zdumiewająca. Pewnego razu Muriel posunęła się nawet do tego, że zakopała butelkę whisky w ogrodzie pod krzakiem róż, które kiedyś sadziła, gdy jeszcze ją to interesowało.

Największym lękiem Muriel Brazil była konieczność życia. Nie chciała żyć, a koszmar rehabilitacji i spotkań w grupie AA wisiały nad jej pamięcią jak cień potwornego ptaszyska, krążącego nad nią i wyciągającego szpony, gotowego ją porwać i pożreć żywcem. Nie chciała nic odczuwać. Nie chciała spotykać się z ludźmi, których znała tylko z imion, i którzy opowiadali o tym, jakimi kiedyś byli pijakami, w jakich pijatykach brali udział i jak wspaniale jest być trzeźwym. Wszyscy mówili o tym ze szczerością skruszonych grzeszników.

Ich nowy bóg nazywał się „trzeźwość” i pozwalał na palenie papierosów oraz picie czarnej kawy bez kofeiny. Ćwiczenia, picie dużej ilości wody i regularne rozmowy z partnerem były podstawą terapii, ale bóg oczekiwał też, że osoba uzależniona powinna zwrócić się do wszystkich, których kiedykolwiek obraziła, i ich przeprosić. Innymi słowy, pani Brazil miała powiedzieć synowi i ludziom, z którymi pracowała w Davidson, że jest alkoholiczką. Spróbowała to kiedyś zrobić, mówiąc o swoim problemie studentom, którzy pracowali z nią w stołówce.

– Już ponad miesiąc leczę się w poradni – powiedziała pani Brazil Heather, która pochodziła z Connecticut. – Jestem alkoholiczką.

Próbowała przyznać się do swojej choroby także Ronowi z pierwszej grupy, który mieszkał w Ashland w Wirginii. Oczekiwane katharsis nie nastąpiło. Studenci nie tylko nie zareagowali pozytywnie, ale wręcz zaczęli unikać Muriel. Spoglądali na nią z lękiem, a wieść szybko rozprzestrzeniła się po całym kampusie. Część z tego dotarła również do Andy’ego, wzbudzając w nim poczucie wstydu i wzmagając osamotnienie. Wiedział, że nie może mieć bliskich przyjaciół, ponieważ każdy, kto się do niego zbliży, natychmiast pozna prawdę. Nawet Virginia zetknęła się z tym natychmiast, gdy tylko po raz pierwszy zadzwoniła do niego do domu. Był zaskoczony, a nawet zdumiony, że nie wpłynęło to na jej opinię o nowym znajomym.

– Mamo, może ci ugotuję jajka? – Zatrzymał się w otwartych drzwiach.

Światło z ekranu telewizora rozjaśniało ciemny pokój.

– Nie jestem głodna – odrzekła, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Co dziś jadłaś? Zapewne nic, mam rację? Mamo, wiesz przecież, że to dla ciebie niedobre.

Matka, mierząc pilotem w telewizor, zmieniła program, w którym ludzie śmiali się i wymyślali sobie nawzajem.

– A może zrobię ci smażony ser? – Jeszcze raz spróbował.

– Jak chcesz.

Ponownie zaczęła zmieniać kanały. Nie potrafiła zachowywać się spokojnie w obecności syna. Było jej ciężko patrzeć mu w twarz, napotykając jego wzrok. Im Andy był dla niej milszy, tym bardziej czuła się znieważana, chociaż nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego. Bez niego nie dałaby sobie rady. Kupował jedzenie i utrzymywał cały dom. Bony z opieki społecznej i niewielka renta z policji wystarczały na alkohol. Nie potrzebowała już wiele, aby się upić, ale wciąż zdawała sobie sprawę, jak wygląda jej życie. Pragnęła zapić się na śmierć i pracowała nad tym każdego dnia. Gdy syn krzątał się po kuchni, w oczach pani Brazil pojawiły się łzy, w gardle czuła ucisk. Alkohol stał się jej wrogiem od chwili, gdy po raz pierwszy z nim się zetknęła. Miała wówczas szesnaście lat i Micky Latham zabrał ją wieczorem nad jezioro Norman, gdzie poczęstował ją morelową brandy. Ledwie pamiętała, że leżała w trawie i patrzyła na konstelacje gwiezdne, które rozmywały się jej przed oczami, gdy on, ciężko dysząc, niezręcznie dobierał się do guzików przy jej bluzce, jakby były jakimś nowym wynalazkiem. Miał dziewiętnaście lat i pracował w garażu, od czego stwardniała mu skóra na rękach, a Muriel niby pazury czuła je na swoich piersiach, których przed tą alkoholową inicjacją jeszcze nikt nigdy nie dotykał.

Kiedy słodka Muriel straciła swoje dziewictwo, też była noc, ale to nie miało nic wspólnego z Mickym Lathamem. Raczej z zawiniętą w brązowy papier butelką ze sklepu ABC. Gdy Muriel piła, jej umysł unosił się tak, jakby mógł zaśpiewać. Czuła się szczęśliwa, wesoła i była w nastroju do zabawy. Jechała cadillakiem swojego ojca, gdy policjant Drew Brazil zatrzymał ją za przekroczenie dozwolonej prędkości. Muriel miała siedemnaście lat i była najpiękniejszą dziewczyną, jaką do tej pory spotkał. Jeśli nawet poczuł od niej tego wieczora alkohol, był zbyt oczarowany, aby wyciągnąć z tego jakiekolwiek konsekwencje. On też wyglądał wspaniale w swoim mundurze, więc mandat nigdy nie został wypisany. Zamiast tego, gdy tylko Drew skończył służbę, pojechali na smażoną rybę do Big Daddy’s. Pobrali się w Święto Dziękczynienia, gdy już drugi miesiąc z rzędu nie miała okresu.